Rewolucji zgasło światło


Prezydent Wenezueli Hugo Chavez miał się z pyszna, gdy podczas jednej z jego transmitowanych przez telewizję gniewnych tyrad pod adresem kapitalistów i imperialistów... zgasło światło.

Prąd wysiadł, gdy Chavez właśnie wracał myślami do swojego ulubionego wroga George'a W. Busha. Nagle zrobiło się bardzo ciemno i bardzo nerwowo. Transmisja została przerwana. Chavez nie stracił jednak zimnej krwi i przez 30 sekund sączył kawę i rozmawiał z doradcami. Gdy światło znów się zapaliło i wrócił na antenę, prezydent wyjaśnił, co się stało.

"Piłem kawę..."

- Powinienem wyjaśnić, co się stało, gdy niespodziewanie zniknęliśmy z anteny. Ciągle tu jesteśmy, nie zniknęliśmy. Piłem kawę i badaliśmy, co się stało - mówił Chavez.

Zapewniał, że przyczyną ciemności wcale nie była awaria prądu, ani żaden problem z elektrycznością, bo w pałacu prezydenckim, skąd transmitowano przemówienie, jest oddzielny generator.

Wenezuelskie problemy z prądem

Chavez tłumaczył się tym gorliwiej, że jego rodacy od 2009 r. borykają się z ciągłymi przerwami w dostawach prądu, co w kraju bogatym w surowce jest raczej niezwykłe.

Rząd broni się, że winna jest susza, bo większa część prądu w Wenezueli pochodzi z elektrowni wodnych. Oficjele dodają nawet, że brak prądu to oznaka wzrastającej wenezuelskiej gospodarki, która potrzebuje więcej energii.

Przeciwnicy mówią jednak, że to socjalistyczna polityka gospodarcza Chaveza prowadzona od 11 lat powoduje, że infrastruktura energetyczna jest przestarzała i źle zarządzana. Chavez oczywiście odrzuca te argumenty.

Źródło: Reuters