"Do Mińska ściągają wojsko. Dużo wojska". Po protestach w białoruskich szpitalach jest ponad 200 rannych

Źródło:
PAP/ TVN24
Andrzej Poczobut: władze nadal blokują internet i bardzo dużo robią, by społeczeństwo się bałoTVN24
wideo 2/22
Andrzej Poczobut: władze nadal blokują internet i bardzo dużo robią, by społeczeństwo się bałoTVN24

"Do Mińska ściągają wojsko. Dużo wojska. Kierowcy trąbią na znak protestu" - napisał na Twitterze dziennikarz Andrzej Poczobut, działacz mniejszości Polskiej na Białorusi. W programie "Tak jest" dodał, że spodziewa się, iż na Białorusi dziś "w jakieś formie protesty się odbędą". Media przekazują, że w stolicy kraju pojawiły się maszyny do burzenia barykad. Po protestach po niedzielnych wyborach prezydenckich w białoruskich szpitalach przebywa ponad 200 osób - podało tamtejsze ministerstwo zdrowia.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Od niedzieli na Białorusi trwają protesty i starcia z siłami bezpieczeństwa. Rozpoczęły się one po niedzielnych wyborach prezydenckich, w których - według wstępnych oficjalnych wyników - wygrał dotychczasowy prezydent Alaksandr Łukaszenka. Jak podała Centralna Komisja Wyborcza (CKW), dostał on 80,08 proc. głosów, a jego rywalka Swiatłana Cichanouska - 10,09 proc. głosów.

By rozproszyć manifestacje w Mińsku, siły bezpieczeństwa użyły gazu łzawiącego, gumowych kul, granatów hukowych i pałek. Według białoruskiego MSW, "w Mińsku i Nowopołocku funkcjonariusze organów spraw wewnętrznych i wojskowi wojsk wewnętrznych byli zmuszeni do aktywnego zastosowania specjalnych środków w celu przerwania nielegalnych działań".

CZYTAJ WIĘCJ O AKTUALNEJ SYTUACJI NA BIAŁORUSI >>>

"Do Mińska ściągają wojsko. Dużo wojska"

Jak przekazał na Twitterze dziennikarz Andrzej Poczobut, działacz mniejszości polskiej na Białorusi, we wtorek do stolicy kraju ściągane jest wojsko. "Do Mińska ściągają wojsko. Dużo wojska. Kierowcy trąbią na znak protestu" - napisał w mediach społecznościowych.

W programie "Tak jest" w TVN24 Andrzej Poczobut mówił, że myśli, że dziś "w jakieś formie protesty się odbędą". - W Grodnie, w którym jestem, centrum już zostało zablokowane przez milicję. Tworzą się duże korki, milicja nie przepuszcza samochodów - relacjonował dziennikarz.

- Można się spodziewać, że ciąg dalszy (protestów - red.) może mieć miejsce, zwłaszcza, że władze nadal blokują internet i bardzo dużo robią, by społeczeństwo się bało - stwierdził Poczobut.

Poczobut o Cichanouskiej: i tak zrobiła więcej, niż można było po niej się spodziewać na początku kampanii

Dziennikarz w programie "Tak jest" odniósł się także do sytuacji opozycyjnej kandydatki w wyborach prezydenckich Swiatłany Cichanouskiej, która przebywa na Litwie. - Dla mnie było oczywiste, że ona nie z własnej woli opuściła Białoruś. Bardzo jej współczuję, choć ona i tak zrobiła więcej, niż można było po niej się spodziewać na początku kampanii - stwierdził Poczobut.  

W jego opinii "szantaż dotyczył być może nie jej osoby, ale czegoś innego, co nadal kontrolują władze Białorusi".

Poczobut o Cichanouskiej: i tak zrobiła więcej niż można było po niej się spodziewać na początku kampaniiTVN24

Poczobut zwrócił także uwagę, że "Cichanouska od samego początku nie organizowała tych protestów, które wybuchły na Białorusi i w nich nie uczestniczyła". - Ona mówiła w kampanii, że ludzie mają prawo bronić swojego głosu. To był jej jedyny przekaz, cały czas apelowała o niestosowanie przemocy - powiedział gość TVN24.

Maszyny do burzenia barykad na ulicach Mińska

Gazeta internetowa Nasza Niwa poinformowała, że do Mińska od strony dzielnicy Uruczje wjechała maszyna do burzenia barykad.

Portal TUT.by podał, że w podwórku przy Prospekcie Maszerowa stoi pojazd wojskowy na bazie czołgu T-64, który również może być wykorzystywany do burzenia barykad. W internecie opublikowano jego zdjęcie.

Wcześniej w stronę Mińska wjechało co najmniej dwadzieścia ciężarówek wojsk wewnętrznych oraz kilkanaście maszyn podobnych do amerykańskich Humvee.

Media niezależne podały we wtorek po południu, że – podobnie jak w poniedziałek – centrum miasta zostało zablokowane przez struktury bezpieczeństwa.

Ponad 200 poszkodowanych po protestach w szpitalu

W białoruskich szpitalach przebywa ponad 200 osób poszkodowanych podczas protestów po niedzielnych wyborach prezydenckich w tym kraju - poinformował tamtejszy resort zdrowia. "W ciągu dwóch ostatnich dni po nielegalnych ulicznych akcjach na pogotowie i do szpitali zwrócili się obywatele z różnymi obrażeniami. Na dzień dzisiejszy w szpitalach leczonych jest trochę ponad 200 osób" - przekazano w komunikacie, przytaczanym m.in. przez niezależny białoruski portal Tut.by.

Kilka osób hospitalizowano z urazami czaszkowo-mózgowymi oraz urazami klatki piersiowej i jamy brzusznej - dodano. Zaznaczono, że w znacznej mierze są to łagodne urazy.

Kilku pacjentów było operowanych, a ich stan został ustabilizowany - czytamy w komunikacie. Przekazano, że są też pacjenci z urazami tkanek miękkich i kończyn.

"Niestety jedna osoba zmarła"

"Niestety jedna osoba zmarła. Zgon nastąpił przed zbadaniem przez lekarzy pogotowia" - poinformowano. Nie sprecyzowano, czy ofiara śmiertelna to mężczyzna, który - jak podało MSW - zginął w poniedziałek wieczorem w Mińsku.

Jak zapewniono, wszystkim udzielono "koniecznej pomocy medycznej w pełnym zakresie".

CZYTAJ TAKŻE: Protest na Białorusi się rozszerza. Zaczynają strajkować zakłady >>>

Kwiaty na miejscu śmierci uczestnika protestu

Na ulicy Prytyckaha, gdzie w poniedziałek odbywały się protesty i doszło do śmierci ich uczestnika, we wtorek ludzie przynoszą kwiaty. Już w ciągu dnia ulica huczała klaksonami, a zebranych rozganiał i zatrzymywał OMON.

"Podniósł z ziemi i chciał odrzucić od siebie granat hukowy" – mówi o zmarłym Raman, który w poniedziałek był na proteście przy metrze Puszkińska na ulicy Prytyckaha w Mińsku i twierdzi, że osobiście widział tę sytuację.

Sytuację tę opisał także portal TUT.by, również powołując się na świadka, który widział zdarzenie z balkonu. "Było dużo wybuchów, granaty hukowe i gaz łzawiący. (…) Chłopak, chyba ten, który potem zginął, wybiegł do przodu w stronę kordonu OMON-u. Zamachnął się, ale nie rzucił, tylko zgiął się w pół i upadł. Nie było wybuchu – skulił się i upadł" – cytuje rozmówcę TUT.by.

Autorka/Autor:pp/ks

Źródło: PAP/ TVN24

Tagi:
Raporty: