Węgrzy protestują. "Czujemy, że nadchodzi coś, czego nie było tu od ośmiu lat"


Od kilku dni tysiące ludzi wychodzą na ulice Budapesztu, by protestować między innymi przeciwko nowym przepisom kodeksu pracy. Ich krytycy określają je "ustawą niewolniczą". Niezadowolenie Węgrów budzi także przyjęta w zeszłym tygodniu reforma sądownictwa administracyjnego. Materiał programu "Polska i Świat" TVN24.

W mroźnym Budapeszcie gorąca atmosfera. Na ulice po raz kolejny wyległy tłumy, z którymi policja rozprawia się gazem łzawiącym. W niedzielę ponad 10 tysięcy osób protestowało przeciwko polityce rządzącej partii premiera Viktora Orbana.

- Mam już dosyć, tak samo jak moi znajomi. Nie chodzi o to, kto stoi po której stronie, ale o niezadowolenie wszystkich Węgrów. Wszyscy mamy dosyć. Wszyscy. Starzy i młodzi. Czujemy, że nadchodzi coś, czego nie było tu od ośmiu lat - oświadcza Felix Weisz, jeden z uczestników protestu.

Protestują przeciwko "ustawie niewolniczej"

Ludzie wyszli na ulicę przeciwko nowemu kodeksowi pracy, nazywanemu przez protestujących "ustawą niewolniczą".

Dotknie wszystkich pracowników. Jedna z protestujących mówiła w kierunku policjantów z kordonu: - Ludzie, którzy protestują, są też tu dla ciebie i dla ciebie, i ciebie. Dla wszystkich.

- Węgrzy mogliby być zobowiązani do dodatkowej pracy ponadetatowej nawet do aż 400 godzin. Rozliczanie się z tego miałoby zająć trzy lata - tłumaczy dr Marcin Zaborowski, politolog i członek redakcji anglojęzycznego czasopisma "Visegrad Insight", zajmującego się problematyką Europy Środkowej. - Wypłata nie byłaby na Gwiazdkę, jak to się przyjęło, tylko na dwie Gwiazdki później - dodaje Wojciech Przybylski, redaktor naczelny "Visegrad Insight"

Protesty na ulicach, szarpanina w telewizji

Protestujący walczą na ulicach, a posłowie opozycyjni weszli do siedziby publicznej telewizji. Domagali się odczytania na antenie ich postulatów. Jednak zamiast przekazu oczekiwań opozycji, w świat poszły obrazy, na których widać, jak ochrona stacji szarpie polityków.

- W głównym przekazie mediów to są przedstawiciele sieci Sorosa, partii, które są proimigranckie, które próbują oddziaływać na rząd, są także antychrześcijańskie - zauważa politolog Dominik Hejj z poświęconego tematyce węgierskiej skierowanego do Polaków portalu Kropka.hu.

Ponad 10 posłów opozycyjnych było szarpanych w siedzibie rządowej telewizji. Do środka nie wpuszczano policji. Przymusu bezpośredniego używała wewnętrzna służba ochrony telewizji.

Jednego z posłów, Laszla Varju, ochrona miała siłą odseparować od reszty, wynieść w nieznanym kierunku. następnie został wywieziony z budynku karetką.

Policja brutalna jak nigdy dotąd

- Nie ma już niezależnych mediów na Węgrzech. Biedni ludzie oglądają telewizję i co widzą? Widzą, że jesteśmy płatnymi pionkami George'a Sorosa, a imigranci atakują nasz kraj. To nonsens. Nie ma tu imigrantów, nikt już tu nie chce żyć - mówi Karola, uczestniczka protestu.

Tak liczne protesty na ulicach to na Węgrzech ewenement, ale mniejsze już się zdarzały. Jednak nigdy nie było takiej brutalności ze strony policji. Rząd Orbana wie, że te rozruchy nie zmiotą jego rządu, ale reakcje pokazują, że nie przechodzi obok nich obojętnie.

- Demonstrantów określił płatnymi agentami, próbującymi dokonać zamachu w stylu Euromajdanu na Ukrainie. Czym pewnie nieco przestrzelił - ocenia Wojciech Przybylski z "Visegrad Insight".

"Kiedy partia Fidesz uznaje cię za winnego, jesteś winny"

Protestujący zwracają uwagę także na inne kroki rządzących, które - w ich ocenie - oddalają Węgry od demokracji. W ostatnich dniach przegłosowano ustawę o sądownictwie administracyjnym, podległym władzy państwowej.

- Dzisiaj, kiedy partia Fidesz uznaje cię za winnego, jesteś winny - twierdzi Laszlo, jeden z manifestantów.

Więcej materiałów na stronie magazynu "Polska i świat" TVN24.

Autor: tmw//rzw / Źródło: tvn24