Kontrowersyjny prezydent nie zamierza przechodzić na polityczną emeryturę. Chce zostać senatorem

Źródło:
PAP

Rodrigo Duterte nie zamierza przechodzić na polityczną emeryturę po zakończeniu obecnego urzędu. Kontrowersyjny prezydent Filipin zgłosił swoją kandydaturę w wyborach parlamentarnych – poinformował portal informacyjny Rappler.

Rodrigo Duterte wystartuje w wiosennych wyborach do Senatu z ramienia partii PDDS (Pederalismo ng Dugong Dakilang Samahan). Partia domaga się ustanowienia w azjatyckim kraju ustroju federalnego i – podobnie jak sam Duterte – zapowiada ostrą walkę z korupcją i przestępczością.

OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO

Jeśli filipiński przywódca dostanie się do Senatu, będzie kolejnym prezydentem tego kraju, który po upływie swojej kadencji wróci do aktywnego uprawiania polityki. Wcześniej postąpili tak rządzący w latach 1998-2001 Joseph Estrada and Gloria Macapagal Arroyo - najdłużej urzędująca prezydentka, która swoją funkcję pełniła od 2001 do 2010 roku.

Bez prawa na reelekcję

Duterte, który najwyższy urząd w państwie piastuje od 2016 roku, nie może ubiegać się o reelekcję, ale prawo pozwala mu kandydować na inne publiczne stanowiska. W sierpniu ogłosił swój plan ubiegania się o fotel wiceprezydenta, lecz w październiku wykonał woltę, ogłaszając swoje odejście na polityczną emeryturę. Jak sam przyznał, było to związane z ogłoszeniem wyników ogólnokrajowego sondażu, w którym ok. 60 proc. obywateli wyraziło opinię, że objęcie przez 76-letniego Dutertego drugiego najważniejszego stanowiska w kraju byłoby sprzeczne z duchem konstytucji.

Ostatecznie swoją kandydaturę na wiceprezydenta zgłosiła córka filipińskiego przywódcy, Sara. Z kolei o fotel prezydenta będą się ubiegali m.in. senator Christopher "Bong" Go, prawa ręka Dutertego, jego były rzecznik Ernesto Abella i syn obalonego w 1986 roku byłego dyktatora Ferdinanda Marcosa, Ferdinand "Bongbong" Marcos Jr. Filipińskie wybory prezydenckie i parlamentarne mają się odbyć 9 maja 2022 roku.

Pod rządami Duterte

Znany z kontrowersyjnych i populistycznych wypowiedzi Rodrigo Duterte objął urząd w 2016 roku. Za jego kadencji doszło do znacznego oziębienia stosunków ze Stanami Zjednoczonymi – tradycyjnie bliskim sojusznikiem Filipin. Prezydent wielokrotnie sugerował, że zamierza rozluźnić relacje z Waszyngtonem, zamiast tego zacieśniając więzi z Rosją i Chinami.

Wkrótce po przejęciu władzy zainicjował tzw. wojnę z narkotykami, publicznie zachęcając policjantów i zwykłych obywateli do "zabijania narkomanów", a o handel zakazanymi substancjami oskarżył dziesiątki polityków, sędziów, oficerów wojska i policji. Krytycy opisują to jako pretekst do usuwania przeciwników politycznych. Według raportu Wysokiej Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka Michelle Bachelet kampania doprowadziła do systematycznych i szeroko rozpowszechnionych zabójstw tysięcy osób, których sprawcy w większości pozostają bezkarni. Rząd w Manili odrzucił te zarzuty jako bezpodstawne.

Duterte prześladował także niezależne media, m.in. prowadząc prawną batalię z portalem Rappler i jego redaktorką naczelną Marią Ressą – laureatką tegorocznej Pokojowej Nagrody Nobla – oraz z największą siecią telewizyjną ABS-CBN. Duterte jest również znany ze stwierdzenia, że bycie dziennikarzem nie uchroni przed zabiciem tych pracowników mediów, którzy są "s...synami".

Sankcje USA

W 2020 roku amerykański Senat nałożył sankcje na członków filipińskiej administracji, anulując m.in. wizę bliskiego współpracownika Dutertego, senatora Ronalda Dela Rosy. W odpowiedzi filipiński przywódca wypowiedział traktat obronny umożliwiający pobyt na terytorium azjatyckiego kraju tysięcy amerykańskich żołnierzy. Ostatecznie został on przedłużony po trwającej blisko półtora roku niepewności.

Autorka/Autor:tas\mtom

Źródło: PAP