"Rodziny tego tak nie zostawią". Chcą sprawiedliwości po tragicznym pożarze


Ludzie, którzy są za to odpowiedzialni, powinni być pociągnięci do odpowiedzialności. I będą. Bo rodziny tego tak nie zostawią - mówi w rozmowie z TVN24 kuzyn jednego z mieszkańców londyńskiego wieżowca Grenfell Tower. Liczą oni na to, że odpowiedzialni za tragedię staną przed sądem. W pożarze budynku zginęło co najmniej 80 osób. Materiał magazynu "Polska i świat" TVN24.

Hamid Kani to imigrant z Iranu. Od czasu pożaru nie dał znaku życia. Jego kuzyn postawił tabliczkę z jego zdjęciem tuż obok wieżowca. Ale nie ma już nadziei. - Myślę, że on nie żyje. Ale chciałbym, żeby znaleźli jego szczątki, żebym mógł zorganizować mu pogrzeb - mówi Masud Kani, kuzyn mieszkańca spalonego wieżowca w Londynie.

Walczyć o sprawiedliwość

W pożarze, który miał miejsce w połowie czerwca zginęło co najmniej 80 osób, ale to wciąż niepełny bilans.

Są rodziny, które cały czas łudzą się, że ich bliscy wrócą. Część osób mieszkała tu nie rejestrując się, bo na Wyspach przebywały nielegalnie. To powoduje, że nie wiadomo, kogo tak naprawdę należy szukać.

Mieszkańcy wieżowca i sąsiedzi wciąż zadają pytania, na które jeszcze nie ma odpowiedzi. A rodziny tych, którzy zginęli obiecują, że będą walczyć o sprawiedliwość. Bo wciąż słyszą doniesienia o niedziałających alarmach i łatwopalnej elewacji. O tanich materiałach, których w domach dla bogaczy nikt by nie użył.

Władze dzielnicy podały się do dymisji, przyjmując na siebie jedynie polityczną odpowiedzialność. Ale dla takich rodzin jak Hamida Kaniego, to za mało. Jego kuzyn liczy, że winni zaniedbań staną przed sądem. - Tego można było uniknąć. Ludzie, którzy są za to odpowiedzialni, powinni być pociągnięci do odpowiedzialności. I będą. Bo rodziny tego tak nie zostawią - zapowiada Masud Kani.

Śledczy: są inne środki

Władze powołały specjalną grupę śledczych i sędziego, który ma wyjaśnić sprawę. Ale nawet on sam nie wierzy, że uda mu się odpowiedzieć na wszystkie pytania. - Są inne środki niż moje śledztwo, by odpowiedzieć na pytania najbardziej nurtujące mieszkańców - mówi Martin Moore-Bick prowadzący dochodzenie w sprawie pożaru dodając, że jego śledztwo "być może" nie będzie dostatecznie szerokie.

Tą wypowiedzią, sędzia naraził się na protesty mieszkańców wieżowca, którzy domagają się jego dymisji. Śledztwo trwa, ale posuwa się bardzo wolno. Do wyjaśnienia zatrzymano kilka osób pracujących w firmie, która miała zamontować wadliwe alarmy przeciwpożarowe.

Dla części pogorzelców wciąż nie udało się znaleźć mieszkań zastępczych. A identyfikacja ciał ofiar pożaru ma potrwać do grudnia.

Więcej materiałów na stronie magazynu "Polska i świat" TVN24.

Autor: mm/gry / Źródło: tvn24

Tagi:
Raporty: