Polska-Niemcy: nowy konflikt czy nowe otwarcie?

Duda: w UE przede wszystkim musimy realizować własne interesy
Duda: w UE przede wszystkim musimy realizować własne interesy
tvn24
Jak wybór Andrzeja Dudy na prezydenta wpłynie na relacje Warszawa-Berlin? Na nagraniu fragment debaty prezydenckiejtvn24

Jednym z głównych haseł głoszonych w kampanii wyborczej przez Andrzeja Dudę było wezwanie do wyprowadzenia Polski z "głównego nurtu" Unii Europejskiej i taka zmiana orientacji Polski, aby nasz kraj płynął "własnym, polskim nurtem". Nie jest tajemnicą, że owo "wyjście z głównego nurtu" odnosi się głównie do Niemiec.

Obóz prezydenta elekta Andrzeja Dudy, oparty głównie o Prawo i Sprawiedliwość, od lat niechętnie odnosi się do Berlina. Polityka Platformy Obywatelskiej i prezydenta Bronisława Komorowskiego często była krytykowana przez środowiska prawicowe za przesadną uległość, wręcz podporządkowanie Polski Niemcom.

Skrajnym przykładem tych opinii była słynna wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o naszym kraju rządzonym przez Donalda Tuska jako "niemiecko-rosyjskim" kondominium. Także głośne wystąpienie byłego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w Berlinie, gdy wzywał elity niemieckie do większej odpowiedzialności za losy Unii Europejskiej, argumentując, że bardziej boi się "niemieckiej bezczynności niż niemieckich czołgów", zostało nazwane przez obóz PiS jako "hołd berliński".

Niechęć obozu PiS do Niemiec

Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska mają zasadniczo odmienne punkty widzenia na współczesne Niemcy. Z jednej strony politycy PO i elity bliskie Platformie dostrzegają w ścisłych relacjach z Berlinem szanse na przełamanie klątwy geopolityki i trwałe zakorzenienie Polski w strukturach Zachodu, gdzie Niemcy odgrywają coraz częściej obok Ameryki decydującą rolę.

Tragicznie zmarły profesor Bronisław Geremek określił pojednanie polsko-niemieckie po 1989 r. jako jeden z największych cudów ostatnich lat. Podobnie do PO na stosunki Warszawy z Berlinem patrzyli Leszek Miller i były prezydent Aleksander Kwaśniewski w czasach, gdy sprawowali rządy w Polsce.

Z drugiej strony Prawo i Sprawiedliwość oraz tragicznie zmarły prezydent Lech Kaczyński odnosili się nieufnie do Niemiec. Rządy PiS i prezydentura Kaczyńskiego były okresem, gdy mówiło się o realnym zagrożeniu dominacją niemiecką w Europie Środkowej. Szczególnie źle w środowiskach prawicowych odbierane były dwa zjawiska w polityce niemieckiej: zachowanie Eriki Steinbach, szefowej niemieckiego Związku Wypędzonych, której działalność oceniano w kategoriach niebezpiecznego rewizjonizmu historycznego, zdejmującego z Niemiec odpowiedzialność za zbrodnie III Rzeszy i wytykanie Polsce i Polakom "zbrodni" wysiedleń Niemców ze Śląska, Pomorza czy Mazur po 1945 r.; oraz rozwój bliskich, strategicznych związków Berlina z Moskwą, zapoczątkowany w czasach SPD Gerharda Schroedera, ale kontynuowany po 2005 r. przez Angelę Merkel.

Niechęć obozu PiS do Niemiec był odwzajemniany niechęcią elit i mediów niemieckich do braci Kaczyńskich i ich polityki.

Odsunięcie od władzy PiS przywróciło bliskie więzy Polski z Niemcami. Oba kraje ustanowiły relacje specjalne, szczególnie dobrze rozumieli się kanclerz Merkel i poprzedni premier Tusk. Nad całością spraw polsko-niemieckich czuwał zmarły niedawno profesor Władysław Bartoszewski, postać absolutnie monumentalna w relacjach Warszawy z Berlinem, który budowę partnerskich relacji Polski i Polaków z Niemcami, Żydami i Izraelem uważał za swoją życiową misję.

Nowy rozdział?

Niedawne zwycięstwo Andrzeja Dudy oznaczać może nowy rozdział w partnerstwie polsko-niemieckim. Zwycięzca wyborów prezydenckich i jego współpracownicy chcą przewartościowania polskiej polityki wobec Niemiec. Podkreślają, że nadal Polska i Niemcy będą ważnymi sojusznikami, ale już widać, że powraca postrzeganie Berlina jako hegemona, którego polityka i interesy często zagrażają polskim interesom. Odwrotnie niż rządy SLD i potem rządy PO, które tonowały napięcia polsko-niemieckie w imię strategicznego, historycznego partnerstwa, ekipa nowego prezydenta Andrzeja Dudy skłonna może być do podkreślania różnic między Warszawą a Berlinem. Ma to mieć na celu uświadomienie elitom niemieckim, że Polska nie będzie gotowa do "automatycznego" partnerstwa z Niemcami.

Można się spodziewać, że nowa ekipa prezydencka będzie domagać się od Berlina przyznania polskiej społeczności w Niemczech statusu mniejszości (prawo niemieckie tego nie przewiduje) czy wyjaśnień, dlaczego niemieckie stocznie nad Bałtykiem zostały "uratowane" przy wykorzystaniu pomocy publicznej - to zdaniem środowisk PiS i związków zawodowych jest rażąco niesprawiedliwe w stosunku do sytuacji polskich stoczni. Inna sprawa, na ile te zarzuty odpowiadają prawdzie.

Cud, który trzeba pielęgnować

Niezależnie jednak od sporego potencjału wznowienia "epoki lodowcowej" w relacjach z Niemcami w stosunkach polsko-niemieckich po zmianie prezydenta i możliwej, choć nie przesądzonej przecież, zmianie rządu z PO-PSL na PiS, można dostrzec kilka szans na utrzymanie dobrych stosunków z Berlinem.

Po pierwsze, wybór Andrzeja Dudy został w miarę przychylnie oceniony w Niemczech. Niemiecka prasa i niemieccy komentatorzy dostrzegli, że polscy wyborcy są autentycznie niezadowoleni z rządów PO i dlatego Niemcy nie mogą opierać się w relacjach z Polską wyłącznie na świetnych kontaktach z Platformą.

Po drugie, to co było kością niezgody w poprzednich latach, czyli bliskie relacje Berlin-Moskwa, dzisiaj nie istnieje. Po agresji rosyjskiej na Ukrainę Niemcy nie chcą mieć strategicznych relacji z Rosją Putina. Nie ma teraz i pewnie nie będzie w najbliższych latach zagrożenia "okrążeniem" Polski przez oś Berlin-Moskwa.

I wreszcie, Erika Steinbach jest już nieobecna w polityce niemieckiej, a inicjowane przez nią projekty upamiętnienia wysiedleń Niemców po 1945 r. nie okazały się aż tak konfrontacyjne wobec Polaków, jak się obawiano nad Wisłą, a na dodatek nie stały się one podstawą do rewizji postawy Niemiec wobec swojej historii w XX w. Współcześni Niemcy nadal czują się odpowiedzialni za zbrodnie III Rzeszy.

Jest jeszcze jeden czynnik, który może przekonać elity PiS do niezaogniania relacji z Niemcami - postulowana przez prezydenta elekta polityka szukania sojuszy w regionie to zaproszenie do iluzji: ani Grupa Wyszehradzka, która prawie nie istnieje w geopolityce, ani sojusze ze słabiutkimi krajami bałtyckimi czy silniejszą Rumunią nie zastąpią relacji z mocarstwami UE - Niemcami i Francją. Na dodatek samoizolacja Wielkiej Brytanii i polityki brytyjska, skierowana przeciwko polskim imigrantom, wyklucza Londyn z grona bliskich sojuszników Warszawy.

Giganci polskiej polityki zagranicznej: Władysław Bartoszewski i Bronisław Geremek mieli rację - pojednanie i bliskie partnerstwo Polski i Niemiec to cud. Trzeba go pielęgnować, niezależnie od tego, kto rządzi w Warszawie i Berlinie.

Autor: Jacek Stawiski / Źródło: TVN24 BiS

Tagi:
Magazyny:
Raporty: