Polacy ewakuowani z Himalajów. W zamachu zginął jeden z ich kolegów

Aktualizacja:

Wszyscy polscy alpiniści, którzy brali udział w wyprawie na położony w Karakorum ośmiotysięcznik Nanga Parbat, są już w Islamabadzie - poinformował konsul ambasady RP w stolicy Pakistanu Wiesław Kucharek. W weekend w Pakistanie doszło do zamachu, w którym zginęło dziewięciu obcokrajowców i jeden z miejscowych tragarzy.

- Odebrałem z lotniska Aleksandrę Dzik i Jacka Telera, a także pięciu innych polskich wspinaczy, którzy po ewakuacji spod szczytu są już w hotelu - poinformował konsul ambasady RP w stolicy Pakistanu Wiesław Kucharek.

Polacy przebywający w Himalajach są członkami letniej wyprawy "International Nanga Parbat Expedition 2013", której celem było zdobycie 9. najwyższego ziemskiego szczytu. Łącznie międzynarodowe grono składało się z 19 osób. Poza nimi, w tym czasie, w regionie z baz noclegowych korzystało około 20 innych wspinaczy.

Polacy byli w górze, zginął Litwin, który został w bazie

W momencie ataku radykałów islamskich wspinacze z Polski oraz ich koledzy - z wyjątkiem jednego, Ernestasa Marksaitisa - byli poza schroniskiem i uniknęli niebezpieczeństwa. Litwin natomiast jest jedną z ofiar zamachu.

W niedzielny wieczór Aleksandra Dzik pisząca w imieniu całej wyprawy na jej profilu na Facebooku potwierdziła, że Marksaitis to jedyna ofiara ataku w ich 19-osobowej grupie. Zginęli natomiast- według jej relacji - trzej Ukraińcy, dwaj Słowacy, trzej Chińczycy, Nepalczyk i Pakistańczyk - uczestnicy innych wypraw na jeden z najbardziej obleganych szczytów Himalajów.

- Obecnie są już bezpieczni w bazie i oczekują na ewakuację - mówił o sytuacji Polaków Daniel Piskorz (koordynator wyprawy) w poranku "Wstajesz i wiesz" w TVN24 w poniedziałek.

Polacy mają zostać zabrani do stolicy Pakistanu, Islamabadu, śmigłowcem. Maszyna ma przylecieć jeszcze w poniedziałek. Jak mówi Piskorz, najpierw w niedzielę ewakuowano obywateli Ukrainy.

Pierwszy taki atak

Zdaniem Reutera, który przedstawia inne dane, niż członkowie "polskiego" zespołu, w niedzielnym ataku zginęło pięciu Ukraińców, trzech Chińczyków i Rosjanin, a także ich pakistański przewodnik.

Uzbrojeni napastnicy wtargnęli do znajdującego się na odludziu hotelu w prowincji Gilgit-Baltistan, w rejonie pokrytej śniegiem góry Nanga Parbat, popularnym miejscu wypraw himalaistycznych.

- Nieznane osoby weszły do hotelu, w którym przebywali zagraniczni turyści i zaczęły strzelać - powiedział Reuterowi Ali Sher, z policji w prowincji Gilgit-Baltistanu.

Jak dodała policja, napastników było 15. Ubrani byli w mundury używane przez lokalne bojówki. Gdy zaczęła się strzelanina, atakujący zastrzelili pakistańskiego przewodnika, a potem wzięli turystów jako zakładników i zaczęli ich zabijać. Jednemu z uwięzionych Chińczyków udało się uciec.

Ostrzeżenie napastników

Do ataku przyznała się grupa Jundullah, która wcześniej dokonywała zamachów na pakistańskich szyitów.

- Obcokrajowcy są naszymi wrogami. Z dumą bierzemy odpowiedzialność za dokonanie zamachu i zapewniamy, że do tego rodzaju incydentów dojdzie w przyszłości jeszcze wielokrotnie - oświadczył Ahmed Marwat, rzecznik Jundullah w telefonicznej rozmowie z Reutersem.

Bezpieczny obszar?

Ciała turystów, którzy zginęli, zostały zabrane przez helikopter, bo miejsce, gdzie zginęli, znajduje się w bardzo trudnym terenie, bez dróg i jakiegokolwiek transportu. Trumny dotarły już do stolicy kraju, Islamabadu,

Prowincja Gilgit-Baltistan, która graniczy z Chinami i Kaszmirem, była do tej pory uważana za jeden z bardziej bezpiecznych obszarów niespokojnego Pakistanu, zagraniczni turyści zostali tam zaatakowani po raz pierwszy.

Autor: MAC,mk/tr/bgr,ja/rs//kdj / Źródło: Reuters, TVN24, tvn24.pl