Po 70 latach znów skoczyli. "Tym razem nikt do mnie nie strzelał"

Ponowny skok po 70 latach
Ponowny skok po 70 latach
Reuters/TVN24
Weterani 101 Dywizji Powietrznodesantowej w miasteczku Sainte-Mere-Eglise, które było ich głównym celem 70 lat temuReuters/TVN24

W ramach obchodów 70. rocznicy lądowania w Normandii z powietrza na łąki znów spadli spadochroniarze. Wśród nich dwaj, którzy już to zrobili w 1944 roku, w drastycznie odmiennych warunkach. - Tego nie dało się porównać. Tym razem nikt do mnie nie strzelał - stwierdził Amerykanin Jim Martin.

Drugim skoczkiem-weteranem był Brytyjczyk Jock Hutton. On po wylądowaniu stwierdził, że się skoku nie bał, bo jest "złośliwym starym Szkotem". 89-latek wspominał, że 70 lat temu był skoncentrowany na celu, czyli walce. - Ćwiczyliśmy do tego miesiącami - dodał. Hutton był członkiem 6. Dywizji Powietrznodesantowej.

Strach, który trzeba opanować

Amerykanin mówił więcej na temat strachu. Sam skok w czwartek nazwał "cudownym", jednak nieporównywalnym z powodu braku ostrzału z ziemi. - Wtedy każdy był przerażony i jeśli ktoś próbuje przekonywać, że tak nie było, to gada bzdury - stwierdził Martin. - Pomimo tego robiło się to, co trzeba było zrobić. I to jest ta różnica - dodał.

Dziarski 93-letni weteran dodał, że do skoku zmotywowało go jego własne ego. - Chciałem pokazać, że nadal mogę to zrobić. Oraz, że w takim wieku nie trzeba siedzieć i czekać na śmierć. Trzeba coś robić - stwierdził. Zaznaczył, że jeśli przeżyje kolejny rok, to znowu chciałby skoczyć.

Martin dodał, że skoki spadochronowe w sporej części są nudą, bo większość czasu siedzi się w samolocie. - Dopiero kiedy się z niego "wysiądzie", to robi się ekscytująco - stwierdził.

70 lat temu Martin był temu jednym z najstarszych członków swojego oddziału, czyli kompanii G 506. pułku 101 Dywizji Powietrznodesantowej. Jak wspomina, otaczali go wtedy nastolatkowie. Wraz ze swoim oddziałem Martin przeszedł cały szlak bojowy tej słynnej dywizji: od Normandii, przez Holandię i operację Market Garden, po krwawe walki w Ardenach i nad Renem, po Alpy i Austrię. Jego losy wyglądały podobnie, jak żołnierzy z kompanii E 506. pułku, świetnie opisanych przez Stephena Ambrose'a w książce "Kompania Braci".

Autor: mk//rzw / Źródło: CNN, Reuters, tvn24.pl

Raporty: