"Pałkarze zabijają milicjantów", czyli co o Majdanie wiedzą Rosjanie

W rosyjskiej prasie można przeczytać m.in., że Rosja nie ingeruje w sprawy ukraińskie

Banderowska opozycja, za pieniądze CIA, rozpętała wojnę domową. Bojówki zabijają milicjantów, a Zachód knuje, jak obalić demokratyczne władze - taki obraz dzisiejszej Ukrainy miałby człowiek polegający wyłącznie na doniesieniach rosyjskich mediów.

Taki przekaz posłuszne politycznej linii Kremla media - a więc przytłaczająca większość - nadają od początku protestów w Kijowie. Z lektury gazet i portali oraz telewizyjnych przekazów można bez trudu wyłowić kilka najważniejszych punktów:

- za przemoc odpowiada opozycja

- uczestnicy protestów to radykalni nacjonaliści

- Janukowycz postępował zbyt łagodnie, co rozzuchwaliło opozycję

- do eskalacji konfliktu przyczynił się Zachód

- Zachód knuje na Ukrainie po to, żeby zaszkodzić Rosji

- Rosja nie ingeruje w wewnętrzne sprawy Ukrainy

- Rosja jako jedyna dąży do pokojowego zakończenia konfliktu

Niemal wszystkie te tezy są zbieżne z oficjalnym stanowiskiem Rosji - co akurat nie dziwi, biorąc pod uwagę stopień wolności mediów w putinowskim państwie. I takie właśnie tezy przewijały się też w relacjach i komentarzach do wydarzeń "krwawego wtorku" 18 lutego.

"Agresja ekstremistów"

W relacji z krwawych wydarzeń 18 lutego państwowa telewizja informacyjna Rossija 24 nie nazywała demonstrantów na Majdanie inaczej, jak "ekstremistami" i "radykałami".

W czasie, gdy Berkut przypuszczał późnym wieczorem kolejny szturm od strony pl. Europejskiego, główną informacją na stronie internetowej agencji RIA Nowosti był artykuł o zajmowaniu we Lwowie i Tarnopolu budynków lokalnych władz przez "radykałów". Żeby ta "agresja" wyglądała bardziej dramatycznie, tekst zilustrowano zdjęciem płonącej barykady i uzbrojonych w kije demonstrantów z Majdanu.

W tejże RIA Nowosti - jednej z trzech głównych państwowych agencji prasowych Rosji - w depeszy nt. ofiar i rannych w Kijowie można było przeczytać, że zginęło 6 milicjantów, a 150 zostało rannych. Ale już ilu zabitych i rannych jest po drugiej stronie - nie można było się dowiedzieć. Podobnie było w artykule "Rossijskiej Gazety", informującej, że było 25 ofiar śmiertelnych i że 10 z nich to milicjanci. Do tego szczegółowa informacja, że rannych zostało 383 milicjantów i żołnierzy wojsk wewnętrznych, "z czego 350 hospitalizowano, 83 - zostało postrzelonych". Ani słowa o rannych po drugiej stronie.

Zresztą w wielu medialnych doniesieniach rosyjskich z Ukrainy brakuje informacji o rannych demonstrantach. Stale stosowanym wybiegiem jest też informowanie o łącznej liczbie zabitych, oraz dodaniu, ilu z nich to milicjanci. Oczywiście nie ma tu żadnego kłamstwa, ale pewna manipulacja jest - przecież czytelnikowi bardziej zapada w pamięć informacja, że zginęło tylu a tylu milicjantów. Mało komu zaś chce się odejmować, dodawać i domyślać się, czy pozostałe ofiary śmiertelne to zabici demonstranci.

Soczi ważniejsze, a milicja się broni

Jeśli chodzi o prasę drukowaną, to w środę rano na jej czołówkach na pierwszym miejscu znalazło się jednak Soczi, a nie Kijów. Im bliższe gazety władzy, tym bardziej jednostronne relacje z Ukrainy. Więc np. rządowa "Rossijskaja Gazieta", w artykule pt. "Majdan przekroczył granicę", cytuje deputowanych Partii Regionów opowiadających o tym, jak rzekomo bojówki majdanowców znęcają się i zabijają ludzi.

Russia Today, postrzegana powszechnie jako anglojęzyczna propagandowa tuba Kremla, w swoich dzisiejszych relacjach na stronie internetowej wybija m.in. twierdzenia MSW Ukrainy, że także ofiary po stronie demonstrantów zostały "zabite przez radykałów, bo milicja nie używa ostrej amunicji". I bezkrytycznie cytuje komunikat ze strony MSW.

W ciągu dnia w wielu portalach do południa króluje informacja (radosna) o złotym medalu rosyjskiego snowboardzisty, a po południu informacja (żałobna) o klęsce hokeistów.

Zaś w relacjach z Kijowa wyraźnie więcej miejsca oddaje się temu, co robi i mówi władza. Dla przykładu, rządowy rosyjski organ prasowy „Rossijskaja Gazieta” informację z Ukrainy tytułuje „Janukowycz ogłosił 20 lutego dniem żałoby narodowej”. Czytamy o decyzji prezydenta, o jego woli dialogu, o wystąpieniu telewizyjnym. Do tego komentarz rzecznika Putina. Ani słowa o opozycji.

Ważne są, rzecz jasna, obrazki. Przykładem fotogaleria we wspomnianej "Rossijskoj Gazecie". Na 38 zdjęć, tylko jedno ukazuje demonstrantów niosących rannego, kilka to neutralny widok na pole walki, a ok. 30 pokazuje atakowanych przez demonstrantów milicjantów, rannych milicjantów, płonących milicjantów, agresywnych majdanowców.

Zachód źle życzy Ukrainie

W rosyjskich mediach przewija się też ciągle temat możliwego rozpadu Ukrainy, a nawet wręcz jej rozbioru. Na przykład na stronie internetowej państwowej rozgłośni radiowej „Głos Rosji”, można przeczytać tekst pt. "Sąsiedzi Ukrainy są gotowi na podział jej terytorium". Jacy sąsiedzi? Oczywiście nie Rosja, a kraje Grupy Wyszehradzkiej i Rumunia. Wszystkie należące do UE i NATO.

Odpowiedni kierunek medialnemu przekazowi nadają politycy, nie tylko oficjalnymi komunikatami, ale też „prywatnie wyrażanymi opiniami”. I tak na przykład szef komisji spraw zagranicznych Dumy Aleksiej Puszkow pisze na Twitterze, że apel wiceprezydenta USA Joe Bidena do prezydenta Wiktora Janukowycza o zachowanie powściągliwości stanowi „sygnał” dla ekstremistów.

„Biden wezwał Janukowycza, ale nie radykałów do „maksymalnej powściągliwości!”. Tym sposobem ekstremiści po raz kolejny otrzymali sygnał poparcia od Stanów Zjednoczonych” – napisał deputowany na Twitterze.

Odpowiedni efekt można uzyskać, odpowiednio manipulując tytułami. I tak, podczas gdy to p.o. premiera Ukrainy Serhij Arbuzow oskarżył opozycję o próbę przejęcia władzy, „Głos Rosji” dał tytuł: „Ukraina: radykałowie próbowali wczoraj przejąć władzę”.

Skuteczna propaganda

Od początku protestów na Majdanie rosyjskie kanały telewizyjne wypracowały bardzo bogate słownictwo dla określenia przeciwników władz. Każdy, kto protestuje, to wymiennie "radykał", '"prowokator”, „nacjonalista”.

Ludzi, którzy zajmowali budynki państwowe we Lwowie czy Tarnopolu nazwano „pogromszczikami”, czyli uczestnikami pogromów, ale też można to tłumaczyć jako „pałkarze”. Ludzi zajmujących budynki rządowe w Kijowie nazywa się „najeźdźcami”, ochronę Majdanu „ekstremistami”, a padają też sformułowania „bandyckie grupy”.

Nic dziwnego, że jak wynika z przeprowadzonego pod koniec stycznia sondażu Centrum Lewady, aż 84 proc. Rosjan uważa Majdan w Kijowie za próbę zamachu stanu. Ale, co ciekawe, Janukowycza popiera tylko jedna czwarta respondentów, zaś opozycję co dziesiąty Rosjanin. Zdecydowana większość (58 proc.) nie sympatyzuje z nikim.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: