Obama w Berlinie, czyli szlakiem Kennedy'ego

Obama z wizytą w Berlinie
Obama z wizytą w Berlinie
tvn24
W środę Obama przemówi pod Bramą Brandenburskątvn24

"Ich bin ein Berliner!" – "Jestem Berlińczykiem!" – krzyknął to tłumu mieszkańców Berlina Zachodniego w czerwcu 1963 r. prezydent Stanów Zjednoczonych John Fitzgerald Kennedy. Berlińczycy byli wniebowzięci. Przywódca wolnego świata właśnie zadeklarował, że Ameryka będzie bronić, jeśli zajdzie potrzeba, niezależności i wolności tej dziwnej zachodniej enklawy w bloku radzieckim – nazywanej "Wyspą na Morzu Czerwonym". Swoją wizytę w Berlinie rozpoczyna Barack Obama. Czy będzie równie przełomowa - analizuje dziennikarz TVN24 Jacek Stawiski.

Wniebowzięci byli także burmistrz Berlina, późniejszy kanclerz Willi Brandt i ówczesny kanclerz Konrad Adenauer, najważniejsi politycy niemieccy czasów zimnej wojny. "Ich bin ein Berliner!" to chyba najsłynniejsze zdanie należące do skomplikowanej przeszłości Berlina w XX wieku. Żadne inne zdanie wypowiedziane później w historii Niemiec nie wbiło się tak w pamięć historyczną Niemców i berlińczyków, jak to zawołanie JFK z czerwca 1963 r.

A tych słynnych wypowiedzi było jeszcze po JFK kilka, jak choćby wezwanie ze strony prezydenta Ronalda Reagana do Michaiła Gorbaczowa: "Panie Gorbaczow, niech pan zburzy ten mur", czy zdanie wypowiedziane przez tegoż Gorbaczowa do enerdowskiego dyktatora Ericha Honeckera na kilkanaście dni przed odsunięciem go od władzy i na miesiąc przed upadkiem Muru: "Kto spóźnia się, tego ukarze historia".

ZSRR miało chrapkę na Berlin

Prezydent Kennedy przyjechał do Europy w 1963 r. w momencie szczególnym dla Niemiec i Berlina. Od dwóch lat w niemieckiej stolicy, podzielonej na Berlin Wschodni, stolicę NRD, i Berlin Zachodni, pozostający pod formalną okupacją mocarstw USA, Wielkiej Brytanii i Francji, stał betonowy mur. Gdy mur stawiano, latem 1961 r. prezydent Kennedy nie zareagował tak, jak oczekiwali tego Niemcy.

Była niedziela, a on wypoczywał. Niemcy, i Berlińczycy, i ci z Niemiec Zachodnich, zaczęli bać się, że Ameryka pozostawi ich na pastwę ZSRR. Obawy spotęgował słynny kryzys kubański z jesieni 1962 r. Na Niemców padł strach, że w trosce o globalny pokój, Ameryka przehandluje zachodnią enklawę Moskwie. Dlatego na początku 1963 r. Zachodnie Niemcy zbliżyły się do Francji, zapowiedziano trwały przełom i pojednanie z zachodnim sąsiadem, z którym od stuleci Rzesza prowadziła wojny.

Ale Niemcy Zachodnie potrzebowały też poparcia Ameryki, dlatego udało się przekonać Kennedy'ego do odwiedzenia niemieckiej stolicy. Kennedy tym jednym legendarnym zdaniem obwieścił, że Waszyngton będzie bronił Niemiec i zachodnich sektorów Berlina.

Związek Radziecki nie odważył się nigdy więcej naruszyć statusu Berlina Zachodniego. Na szczęście dla Europy problem Niemiec nie stał się powodem do wojny europejskiej, taka wizja spełniła się jedynie w filmowym scenariuszu. W latach 80-tych amerykańska sieć ABC wyemitowała film o wojnie atomowej między USA a ZSRR „The Day After” – „Nazajutrz”. Wojna w Europie wg twórców filmu zaczęła się od inwazji wojsk radzieckich i enerdowskich na Berlin Zachodni.

Uzależnienie od Ameryki

Dokładnie 60 lat temu, amerykański prezydent przyjeżdżał do RFN i Berlina jako opiekun i protektor tych części Niemiec, które związane zostały z Zachodem. Wizyta dobitnie pokazała Niemcom, że są zależni od USA. Tak naprawdę aż do zjednoczenia Niemiec w 1990 roku niemieccy politycy nie byli w stanie prowadzić polityki zagranicznej wbrew Stanom Zjednoczonym.

Wszystko, albo prawie wszystko zmieniło się w momencie połączenia RFN i NRD. Już prezydent Bush senior widział nowe Niemcy jako głównego partnera Waszyngtonu w nowej Europie. Wtórował mu Bill Clinton, który w Berlinie w 1994 r. powtórzył słowa JFK o "byciu Berlińczykiem" i wezwał kanclerza Kohla do wzięcia odpowiedzialności za Europę. Relacje nowych Niemiec ze starym patronem zza oceanu zepsuły się, gdy kanclerz Schroeder z SPD otwarcie zwalczał amerykańskie plany inwazji na Irak w 2003 r.

Anty-Bush w Berlinie

W 2008 r. Barack Obama przyjmowany był w Niemczech jako anty-Bush, ubiegając się o prezydenturę wyjechał do Berlina i wygłosił tu przemówienie o swojej wizji globalnego ładu. Ale potem znowu relacje z Niemcami się popsuły: Obama był bardzo krytyczny wobec polityki finansowych oszczędności kanclerz Angeli Merkel i wzywał Niemcy do spłacenia długów innych państw UE. Mimo różnic, obecny przyjazd Obamy do Berlina będzie okazją do ponownego odnowienia sojuszu USA – Niemcy.

Amerykanie, wzorem Chińczyków, uznali, że słynny numer telefonu Europy tak naprawdę ma kierunkowy +49, czyli to po prostu Niemcy i Berlin. Ameryka i Niemcy potrzebują się nawzajem, dlatego Obama wezwie Europę, właśnie w Berlinie, do zawarcia na kolejne dekady umowy handlowej z USA, aby utrzymać przewagę Zachodu nad Chinami i Azją.

Niemcy, którzy mają specjalne relacje z Pekinem oraz trudne ostatnio relacje z Moskwą, raczej poprą ten projekt. Wizje świata wg Obamy i wizja świata wg Merkel mogą być bardzo bliskie, mimo takich różnic, jak choćby krytykowana w Niemczech amerykańska operacja monitoringu elektronicznego PRISM czy także krytykowana w Niemczech amerykańska miłość do nowych złóż gazu i ropy z tzw. łupków. Polska na zacieśnieniu więzów USA–RFN–Europa może tylko zyskać.

Zobacz przemówienie Kennedy'ego w Berlinie Zachodnim >

Autor: Jacek Stawiski / Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA

Tagi:
Raporty: