"Napalm przykleja się do ciebie, nieważne jak szybko biegniesz". 50 lat temu powstało słynne zdjęcie z Wietnamu

Źródło:
New York Times, CNN

8 czerwca minęło 50 lat od zrobienia jednego z najbardziej znanych zdjęć w historii. Choć oficjalnie zatytułowano je "Terror wojny", to kojarzone jest przede wszystkim pod nazwą "Napalm Girl", od przykuwającej wzrok postaci nagiej dziewięciolatki w centrum. Bohaterka zdjęcia opowiada dziś o tym, jak słynna fotografia wpłynęła na jej losy.

8 czerwca 1972 r. mała Kim Phuc Phan Thi wraz z rodziną, innymi cywilami oraz żołnierzami Wietnamu Południowego przebywała w dającej im schronienie buddyjskiej świątyni. Tamten dzień pamięta tylko we fragmentach. "Bawiłam się z kuzynami na dziedzińcu. Nagle pojawił się nisko lecący samolot i ogłuszający hałas. Potem eksplozje i dym, i rozdzierający ból. Miałam 9 lat" - pisze w rocznicowym eseju dla "New York Timesa".   "Napalm przykleja się do ciebie, nieważne jak szybko biegniesz [...] Nie pamiętam, że biegłam i krzyczałam [gorące, gorące!], ale nagrania i wspomnienia innych dowodzą, że tak właśnie było". Phuc pamięta za to, co wtedy myślała: - Ojej, jestem poparzona, będę brzydka i ludzie będą na mnie inaczej patrzeć. Byłam przerażona - mówi w wywiadzie dla CNN.

Zdjęcie uratowało jej życie. A potem je na zawsze zmieniło

Kiedy w przestrachu biegła drogą wraz z innymi dziećmi, 21-letni wówczas Nick Ut, wietnamski reporter agencji Associated Press, zrobił im zdjęcie. "Tą niezwykłą fotografią Nick na zawsze zmienił moje życie. Ale też je uratował. Po zrobieniu zdjęcia odłożył aparat, owinął mnie kocem i zabrał mnie do lekarza" - pisze Phuc. Ponad pół godziny zajęło im dotarcie do szpitala, gdzie młody dziennikarz usłyszał, że nie ma już miejsca i musi zabrać przywiezione dzieci do oddalonego o mniej więcej 50 km Sajgonu (obecnie Ho Chi Minh City). - Powiedziałem, że jeszcze godzina i dziewczynka nie przeżyje - wspomina Ut w rozmowie z CNN. W tamtym momencie już obawiał się zresztą, że zmarła po drodze. Ostatecznie przekonał lekarzy do przyjęcia Phuc i innych dzieci, pokazując legitymację prasową i oznajmiając, że ich zdjęcie pojawi się nazajutrz w gazetach na całym świecie. - Jeśli któreś z nich zginie, będziecie mieć kłopoty - w wywiadzie dla "Vanity Fair" z 2015 r. przyznał, że użył wtedy właśnie tych słów.

"Zawsze będę [mu za to] wdzięczna - pisze Phuc. - Ale też pamiętam, że czasem go nienawidziłam. [...] Myślałam sobie: ‘Jestem małą dziewczynką, jestem naga. Czemu zrobił to zdjęcie? Czemu rodzice mnie nie ochronili? Czemu wydrukował to zdjęcie? Czemu tylko ja byłam naga, a moi kuzyni i bracia mieli na sobie ubrania?’. Czułam wstyd i czułam się brzydka".

Według relacji świadków Phuc sama zdarła z siebie płonące ubranie. A Ut, jak tylko wywołał zdjęcia, od razu wiedział, które z nich zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych. - Każdy, kto je widział, natychmiast mi mówił, że jest bardzo mocne i że zdobędzie Pulitzera - wspomina fotograf. I rzeczywiście rok później otrzymał tę właśnie nagrodę. "Terror wojny" zdobył też tytuł Zdjęcia Roku World Press Photo, pojawiwszy się ponad 20 razy na pierwszych stronach największych amerykańskich gazet.

Nixon myślał, że to fejk

O sile fotografii może świadczyć fakt, że Richard Nixon zastanawiał się, czy nie została zainscenizowana, co "bardzo zdenerwowało" jej autora. Nie ma jednak bezpośrednich dowodów na to, by zgodnie z powszechnym przekonaniem publikacja zdjęcia przyspieszyła zakończenie wojny w Wietnamie. Nastąpiło ono dopiero w 1975 r. "Napalm Girl" nie wywarła też raczej większego wpływu na opinię publiczną w Stanach, już od końca lat 60. przeciwną zaangażowaniu USA w tamten konflikt. Do momentu zrobienia zdjęcia zresztą większość amerykańskich wojsk zdążyła się już z Wietnamu Południowego wycofać. Trang Bang, rodzinna wioska Phuc, okupowana była wtedy przez komunistyczne siły z Północy, a żołnierze Południa od trzech dni usiłowali wywieźć stamtąd cywilów. To oni właśnie są widoczni na fotografii za dziećmi, na tle nieba zaciągniętego dymem. Napalm zrzucony został przez południowowietnamskiego pilota, który mylnie wziął przebywającą w świątyni grupę za wrogów.

"Nienawidziłam tego zdjęcia"

W tym kontekście wymowa zdjęcia ukazującego terror wojny ma tym większą siłę. Teraz Phuc i Ut, którzy do dziś utrzymują kontakt, wykorzystują je do krzewienia pokoju. Ale dziewczynka przez wiele lat nienawidziła fotografii. "Dziecko biegnące ulicą stało się symbolem okropności wojny. [...] Zdjęcia z definicji są uchwyceniem chwili. Ale widoczni na nich ludzie, którzy przeżyli, zwłaszcza dzieci, muszą jakoś istnieć dalej. Nie jesteśmy symbolami. Jesteśmy ludźmi. Musimy znaleźć pracę, miłość, miejsce w społeczeństwie [...]" - pisze Phuc, dla której wszystko to nie było łatwe.

Spędziła 14 miesięcy w szpitalu. Oparzenia zajęły jedną trzecią jej ciała i stały się przyczyną silnego chronicznego bólu, a także wstydu, lęku i depresji. "Dzieci w szkole się ode mnie odsunęły. Dla sąsiadów i, do pewnego stopnia, rodziców byłam obiektem litości. Dorastając, bałam się, że nikt nigdy mnie nie pokocha. A tamto zdjęcie, które w międzyczasie zyskało jeszcze większą sławę, dodatkowo utrudniło mi poruszanie się po życiu prywatnym i emocjonalnym". Od lat 80. Phuc udziela wywiadów, spotyka się z członkami rodzin królewskich, premierami i przywódcami państw, którzy "szukają sensu w tej fotografii i w jej doświadczeniu". Ale często chciała po prostu zniknąć. Pragnęła zostać lekarką, ale komunistyczny rząd Wietnamu wolał wykorzystywać ją do celów propagandowych i nie pozwolił jej studiować. - Nie mogłam chodzić do szkoły, nie mogłam spełniać marzeń. Więc w pewien sposób tego wszystkiego nie cierpiałam - mówi CNN.

Zdjęcia bronią przeciw wojnom

Dopiero uzyskawszy azyl polityczny w Kanadzie w 1992 r., Phuc odnalazła spokój. Postanowiła wykorzystać swoją historię do czynienia dobra. Spisała i wydała swoje wspomnienia, założyła fundację (Kim Foundation International) dającą medyczne i psychologiczne wsparcie dzieciom-ofiarom wojen na całym świecie. Sama też do nich jeździ. "Wiem, jak to jest, kiedy zbombardują ci wioskę, zniszczą twój dom. Jak to jest widzieć umierających członków rodziny i ciała niewinnych cywilów na ulicach. Te okropieństwa wojny w Wietnamie uwieczniono na niezliczonych fotografiach i taśmach filmowych" - pisze Phuc. I dodaje, że wojna niestety wszędzie wygląda tak samo, a dziś podobne zdjęcia robione są chociażby w Ukrainie.

Emerytowany już Ut nadal jednak wierzy w ich moc sprawczą. I w to, że tysiące obrazów wojny, jakimi jesteśmy zalewani każdego dnia, mogą w swojej mnogości wywrzeć podobny efekt, jak ikoniczne fotografie sprzed lat. - Kiedy robiłem zdjęcia w Wietnamie, wszystko toczyło się wolniej i nie mieliśmy mediów społecznościowych - mówi. - Teraz zdjęć jest bardzo dużo, ale są przekazywane natychmiast. Jeśli chodzi o przekazywanie prawdy światu, to również ma siłę i znaczenie. 

W swoim eseju dla "New York Timesa" Phuc porusza też kwestię niedawnych strzelanin. "Możemy nie widzieć ciał, jak w przypadku toczących się za granicą wojen, ale te ataki to wewnętrzny odpowiednik wojny. Myśl o upublicznieniu obrazów zbrodni, zwłaszcza dzieci, może wydawać się nie do zniesienia - ale powinniśmy się z nimi skonfrontować. Łatwiej ukryć się przed rzeczywistością wojny, jeśli nie widzimy jej konsekwencji. Nie mogę się wypowiadać za rodziny z Uvalde w Teksasie, ale myślę, że pokazanie światu, jak naprawdę wyglądają skutki działań szaleńca z bronią, ma szansę dotrzeć z przykrą rzeczywistością [głębiej]. Musimy stanąć do walki z przemocą twarzą w twarz, a pierwszym krokiem jest jej zobaczenie".

Kim Phuc Phan ThiPier Marco Tacca/Getty Images

Phuc, którą w 1997 r. ogłoszono ambasadorem dobrej woli przy ONZ, jeździ po całym świecie i opowiada o swoim życiu oraz o sile przebaczenia. Do dziś zmaga się z konsekwencjami oparzeń. Przez lata przebyła jeszcze wiele operacji, ostatnio poddała się leczeniu laserowemu. Wciąż doświadcza bólu. Ma męża, dwoje dzieci i wiarę, która pomaga jej "iść naprzód" (jest chrześcijanką). Po 50 latach od uwiecznionych na słynnej fotografii wydarzeń uważa się nie za ofiarę, ale za tę, która przetrwała (ang. survivor). Jest dumna, że stała się symbolem pokoju, choć dojście do tego zajęło jej wiele czasu. Ostatecznie odczuwa wdzięczność i zadowolenie, że "Nick uchwycił tamten moment, nawet mimo wszystkich trudności, jakich przysporzyło mi zdjęcie. Zawsze będzie [ono] przypominać o niewypowiedzianym złu, do którego ludzkość jest zdolna. Nadal jednak wierzę, że pokój, miłość, nadzieja i przebaczenie zawsze będą potężniejsze od jakiejkolwiek broni".

ZOBACZ TEŻ >> Cały świat w jednej klatce. Zdjęcia, które zapadły w pamięć pokoleń

Autorka/Autor:cia//mro

Źródło: New York Times, CNN

Źródło zdjęcia głównego: Pier Marco Tacca/Getty Images