MSZ: Żałujemy, że Białoruś uporczywie atakuje Polskę

Aktualizacja:
 
Protesty w Mińsku nie były "opłacane z Warszawy" - mówi opozycjonistaTVN24

Oskarżenia pod adresem Polski padające w filmie "Lekcje polskiego", wyemitowanym w państwowej telewizji białoruskiej, oparte są na fałszywkach i są absurdalne - powiedział PAP rzecznik polskiego MSZ Marcin Bosacki. Także jeden z "bohaterów" filmu, białoruski opozycjonista Uładzimir Niaklajeu, nazwał "fałszywką" film, w którym zarzucono mu przyjęcie z polskiej ambasady w Mińsku pieniędzy na organizację protestu powyborczego w 2010 r. - Telewizja pokazuje, co komu przychodzi do głowy, byle tylko skompromitować opozycję - stwierdził.

Główna teza wyemitowanego w niedzielny wieczór filmu "Lekcje polskiego" przedstawia rzekome fakty potwierdzające udział Zachodu w organizowaniu ogromnych manifestacji, do jakich doszło po wyborach prezydenckich na Białorusi w grudniu 2010 roku. Wtedy w Mińsku na placu Niepodległości protestowało kilka tysięcy osób uznających, że wybory, w których Aleksander Łukaszenka dostał prawie 80 proc. głosów, były sfałszowane.

Film jest fałszywy (...). Telewizja pokazuje, co komu przychodzi do głowy, byle tylko skompromitować opozycję. bialorus - NIKALAJEU o filmie

"Film jest fałszywy"

Autorzy filmu sugerują, że osobami odpowiedzialnymi za starcia 19 grudnia byli zwykli "wywrotowcy", którzy dali się "kupić" za 80 tys. euro przekazane przez polską ambasadę Uładzimirowi Niaklajeu i jego organizacji.

Szef kampanii "Mów Prawdę!" był w tamtym czasie jednym z kandydatów w wyborach i miał się w tej sprawie spotykać bezpośrednio z pracownikami polskiej placówki w Mińsku.

- Film jest fałszywy, nawet jeśli chodzi o sumy - skomentował w poniedziałek "dokument" Niaklajeu. - Mowa w nim, że "Mów Prawdę!" otrzymał na plac 80 tysięcy euro. Oczywiście dla naszego mieszkańca to szok: "80 tysięcy euro!". Ale jeśli podzielić to na 3 tysiące "atakujących", to na każdego wypadnie 26 euro. Nie sądzę, by ktokolwiek atakował cokolwiek za takie pieniądze - oznajmił działacz, którego cytuje niezależny portal udf.by.

Równocześnie dodał, że telewizja pokazuje "co komu przychodzi do głowy, byle tylko skompromitować opozycję".

Żałujemy, że władze białoruskie zajmują się uporczywie atakowaniem sąsiedniego, przyjaznego Białorusinom kraju, czyli Polski, zamiast zajmować się polepszaniem bytu swoich własnych obywateli Marcin Bosacki

Z kolei rzecznik MSZ Marcin Bosacki podkreślił w poniedziałkowej rozmowie z PAP, że oskarżenia pod adresem Polski padające w filmie oparte są na fałszywkach i są absurdalne. - Żałujemy, że władze białoruskie zajmują się uporczywie atakowaniem sąsiedniego, przyjaznego Białorusinom kraju, czyli Polski, zamiast zajmować się polepszaniem bytu swoich własnych obywateli - zaznaczył.

Bosacki w tym kontekście dodał, że władze w Mińsku mogłyby doprowadzić do wprowadzenia w życie umowy o małym ruchu granicznym, do czego Polska jest już gotowa. Mimo że we wrześniu 2010 roku prezydent Bronisław Komorowski podpisał umowę o małym ruchu granicznym, Mińsk nie wprowadził jej w życie do tej pory.

Rzecznik MSZ zaznaczył, że polityka Polski wobec Białorusi jest oparta na zasadzie warunkowości. - Czekamy na dzień, w którym władze Białorusi stworzą warunki do pełnej współpracy zarówno z Polską, jak i Europą - oświadczył. Po brutalnie zdławionych protestach w Mińsku do aresztów trafiło w grudniu 2010 r. ponad 600 osób. Kilkadziesiąt z nich oskarżono o udział bądź organizację masowych zamieszek, a ponad 20 skazano na pobyt w kolonii karnej.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: TVN24