USA chcą wspierać "obiektywne media na Węgrzech". Budapeszt: szokujący i dziwny fakt


Minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjarto za "szokujący i dziwny" uznał fakt, że Stany Zjednoczone ogłosiły program wspierania mediów węgierskich poza Budapesztem. Celem jest poprawienie dostępu obywateli do obiektywnej informacji.

Zdaniem szefa węgierskiej dyplomacji to szokujące i nader dziwne, że "demokratyczny kraj na terytorium sojuszniczego demokratycznego państwa zajmuje się finansowaniem mediów z własnych źródeł budżetowych".

Minister powiedział o tym w środę na konferencji prasowej w Budapeszcie, zapytany o powody wezwania do MSZ charge d’affaires ambasady USA Davida Kostelancika.

Finansowanie z Biura Demokracji, Praw Człowieka i Pracy

Na stronie Departamentu Stanu USA ukazała się w zeszłym tygodniu informacja o możliwościach uzyskania finansowania w wysokości do 700 tysięcy USD na "wspieranie obiektywnych mediów na Węgrzech".

Z informacji wynika, że do 19 stycznia 2018 roku można ubiegać się o finansowanie z Biura Demokracji, Praw Człowieka i Pracy (DRL) na "projekty zwiększające dostęp obywateli do obiektywnej informacji o sprawach krajowych i światowych na Węgrzech".

"Celem DRL jest wsparcie mediów działających poza stolicą Węgier w celu uzyskania relacjonowania opartego na faktach oraz zwiększenia grona odbiorców tych mediów i ich równowagi ekonomicznej" - napisano na stronie.

Zapytany o ten program szef MSZ Węgier Peter Szijjarto odparł: - Cóż to jest, jeśli nie ingerencja w sprawy wewnętrzne?

Dodał, że strona węgierska zadała wiele pytań amerykańskiemu Departamentowi Stanu i oczekuje na odpowiedź.

Ministra zapytano między innymi o to, w jakich innych sojuszniczych krajach USA robią coś podobnego i w którym urzędzie w Waszyngtonie będą potrafili ocenić, "jakie zgłoszenie na konkurs złoży (medium na prowincji) i jakie wyważone relacje chce przekazywać".

Szijjarto podkreślił, że Węgry odrzucają politykę zmierzającą do ingerowania w sprawy wewnętrzne innych krajów.

- My tego też nie robimy i oczekujemy od naszych sojuszników, że nie będą tego robić – zaznaczył. Zauważył przy tym, że konkurs ma zostać rozstrzygnięty w styczniu. - Cóż to jest, jeśli nie ingerencja w kampanię wyborczą i w wewnętrzne procesy polityczne na Węgrzech? - zapytał. Na wiosnę mają się tam odbyć wybory parlamentarne.

Media powiązane z rządem

W październiku David Kostelancik wyraził zaniepokojenie malejącą liczbą niezależnych mediów na Węgrzech. Oznajmił, że choć w kraju działają niezależne media, to wydawcy "są poddawani presji i zastraszani".

- Sojusznicy rządu stale zwiększają kontrolę i wpływy na rynku mediów bez sprzeciwu ze strony organu regulacyjnego mającego zapobiegać monopolom - powiedział, odnosząc się do Narodowego Urzędu ds. Mediów i Komunikacji (NMHH).

W reakcji na te słowa szef kancelarii premiera Viktora Orbana Janos Lazar oświadczył, że Kostelancik "mówił bzdury".

Wiceminister spraw zagranicznych Levente Magyar podkreślił zaś, że nikt nie prosił Kostelancika o wygłaszanie deklaracji i nie ma on do tego żadnych moralnych i politycznych pełnomocnictw.

W ostatnich miesiącach osoby z kręgu Orbana nabyły pakiety akcji różnych mediów na Węgrzech. We wrześniu poinformowano o kupnie przez producenta filmowego Andrew Vajnę wydawnictwa prasowego Lapcom, które publikuje między innymi ogólnokrajowy tabloid "Bors", a także dwa dzienniki regionalne.

Wiosną podano, że wójt rodzinnej miejscowości premiera Felcsut z ramienia rządzącej partii Fidesz, Loerinc Meszaros kupił pakiet akcji w firmie medialnej Optimus Group, do której należy spółka Mediaworks, wydająca między innymi kilka węgierskich gazet. Latem powiadomiono zaś, że syn szefa węgierskiego banku centralnego Adam Matolcsy kupił firmę New Wave Media Group, do której należą jedne z największych portali informacyjnych kraju, w tym Origo.

Autor: tas//kg / Źródło: PAP