Policja otworzyła ogień do pokojowych manifestantów. Nie żyje kobieta

Źródło:
PAP

Policja w Munywie na zachodzie Mjanmy (Birmy) użyła w sobotę ostrej amunicji wobec pokojowych demonstrantów. Funkcjonariusze śmiertelnie postrzelili kobietę, biorącą udział w manifestacji. Sobota jest kolejnym dniem protestów przeciwko wojskowemu przewrotowi w kraju, do którego doszło na początku lutego.

W ramach akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa w Mjanmie codziennie odbywają się masowe protesty przeciwników junty, w których zginęło już siedem osób. Według miejscowych mediów policja rozpędza demonstracje i pikiety przy użyciu gumowych kul, gazu łzawiącego i armatek wodnych, a czasem także ostrej amunicji.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

W sobotę w Munywie w prowincji Sikong na zachodzie kraju doszło do starć demonstrantów z policją. Protestujący zostali okrążeni, co uniemożliwiło im ucieczkę. Trzy niezależne portale społecznościowe podały informację o zastrzeleniu tam kobiety. Policja nie potwierdziła na razie tych doniesień.

Protesty w największych miastach, dziesiątki zatrzymanych

We wszystkich birmańskich miastach policja od rana w sobotę starała się nie dopuścić do powstawania zgromadzeń. Mimo to w dawnej stolicy kraju Rangunie oraz w Mandalaj protestujący dotarli do centrum, gdzie wnosili antyrządowe okrzyki i śpiewali pieśni. Policja użyła gazu łzawiącego i granatów hukowych dla rozproszenia tłumów. Funkcjonariusze strzelali w powietrze. Aresztowano kilkadziesiąt osób, w tym - wielu dziennikarzy.

W Mandalaj, drugim co do wielkości mieście w kraju, wśród aresztowanych znalazła się Win Mya Mya z Narodowej Ligi na rzecz Demokracji, która jest jedną z dwojga jedynych muzułmańskich deputowanych reprezentowanych w parlamencie Mjanmy.

Stojący na czele rządu wojskowego gen. Min Aung Hlaing twierdzi, że władze starają się unikać przemocy i stosują rozwiązania siłowe tylko w koniecznych przypadkach. Opozycja uważa jednak, że z dnia na dzień reakcja policji i wojska staje się coraz bardziej brutalna.

Nieznany los przywódczyni

W kraju narasta niepewność co do losów 75-letniej Aung San Suu Kyi, którą od zamachu stanu przetrzymywano w areszcie domowym. W piątek podano, że demokratycznie wybrana przywódczyni Mjanmy została przewieziona w nieznane miejsce.

- Nie wiemy już, gdzie jest przetrzymywana – powiedziało portalowi źródło w Narodowej Lidze na rzecz Demokracji (NLD), odsuniętej od władzy przez armię. Informację o przeniesieniu Suu Kyi potwierdził inny członek partii.

Po przejęciu władzy generalicja aresztowała też prezydenta U Win Myinta i wielu innych dygnitarzy. Są oni przetrzymywani pomimo licznych międzynarodowych apeli o ich uwolnienie, a także masowych ulicznych protestów i ogólnokrajowej akcji strajkowej.

Policja oskarżyła Suu Kyi o nielegalne posiadanie krótkofalówek i złamanie obostrzeń związanych z pandemią COVID-19. Jej proces rozpoczął się w ubiegłym tygodniu w trybie wideokonferencji, a następna rozprawa planowana jest na poniedziałek. W przeszłości birmańska laureatka Pokojowej Nagrody Nobla była przez 15 lat przetrzymywana w areszcie domowym - przypomina Reuters.

Przyszłość kraju pod znakiem zapytania

Junta ogłosiła stan wyjątkowy na okres roku, zapowiadając, że przeprowadzi nowe wybory i odda władzę ich zwycięzcom. Wielu Birmańczyków nie wierzy jednak w te zapewnienia i obawia się, że przejęcie władzy przez wojsko będzie początkiem długotrwałej, opresyjnej dyktatury, podobnie jak po zamachach stanu z 1962 i 1988 roku.

W sobotę w mediach społecznościowych w Mjanmie pojawiały się materiały dotyczące wystąpienia na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ ambasadora kraju Kyawa Moe Tuna. W piątek w Nowym Jorku oświadczył on, że mówi w imieniu obalonego przez armię rządu Aung San Suu Kyi. Dyplomata zaapelował o szybką reakcję międzynarodową i zastosowanie wszelkich form nacisku wobec junty przy jednoczesnym zagwarantowaniu bezpieczeństwa dla obywateli. Pod koniec przemówienia, Kyaw Moe Tun przeszedł z języka angielskiego na birmański i salutując trzema palcami - jak to czynią demonstranci w Birmie - zakrzyknął" "Nasza sprawa wygra!".

Uczestnicy birmańskich protestów uznali ambasadora za bohatera, podczas gdy posłuszne wobec junty media widzą w nim zdrajcę.

Autorka/Autor:momo//rzw

Źródło: PAP