"Samo wyjście na ulice już nie wystarczy. Jesteśmy gotowi umrzeć". Policja strzelała do protestujących

Źródło:
PAP

W wielu miastach w Mjanmie (Birmie) w niedzielę trwają protesty przeciwko rządom wojskowych. W Rangunie i Paganie policja użyła broni palnej do rozproszenia tłumu. Kilka osób zostało rannych. Opozycja nawołuje do strajku powszechnego w poniedziałek.

Pozostające na usługach junty media państwowe w Mjanmie nadają apele do ludności o powstrzymanie się od udziału w poniedziałek w strajku powszechnym, przypominając, że "uczestnicy tej akcji będą zwalniani z pracy ze skutkiem natychmiastowym już od 8 marca". Poinformowano też, że "parlamentarzyści, który weszli w skład komitetu reprezentującego obalony rząd cywilny, "będą traktowani jak osoby, które dopuściły się zdrady stanu, za co grozi kara śmierci bądź 22 lata więzienia".

Do strajku powszechnego w poniedziałek nawołuje opozycja. W komunikacie sygnowanym przez dziewięć związków wezwano "wszystkich ludzi w Birmie", aby przestali pracować i doprowadzili do "całkowitego, przedłużonego zatrzymania" gospodarki. Apel zwiększa szanse, że do strajku przyłączy się wielu pracowników z sektora prywatnego, co prawdopodobnie wywrze rzeczywistą presję na wojskowe władze – ocenił cytowany w niedzielę przez agencję Reutera dyrektor programowy na Birmę z amerykańskiej organizacji broniącej praw pracowniczych Solidarity Center, Andrew Tillett-Saks.

Kilkadziesiąt ofiar protestów

W dotychczasowych akcjach protestacyjnych zginęło 50 osób, z czego 38 w środę. Jest też kilkudziesięciu rannych - pisze w niedzielę AFP. Od 1 lutego, gdy zaczęły się protesty, zatrzymano i przesłuchano setki osób. Są wśród nich przedstawiciele lokalnych władz, aktywiści społeczni, dziennikarze, artyści i studenci.

Armia i policja zaprzeczają, by miały jakikolwiek związek ze śmiercią kilkudziesięciu uczestników protestów i starają się zrzucić odpowiedzialność na opozycję.

"Naszej walce musi towarzyszyć jeszcze wyższy poziom determinacji"

Podczas niedzielnej manifestacji w położonym w środkowej Birmie mieście Pagan, słynącym z wielkiej liczby starożytnych buddyjskich pagód, świątyń i klasztorów, ranny został 18-latek. W mieście słychać było liczne eksplozje - relacjonują świadkowie. - Młody człowiek został trafiony kulą w żuchwę. Przewieziono go do szpitala - poinformował w rozmowie z AFP przedstawiciel miejscowych struktur bezpieczeństwa. Lokalne media podały, że w Paganie jest co najmniej pięciu rannych.

Policja strzelała też do tłumów w Rangunie. Na obecnym etapie nie ma informacji o ofiarach i rannych z tego największego birmańskiego miasta. Jak podaje AFP, manifestanci wznosili tam wrogie okrzyki pod adresem przewodniczącego rady wojskowej, która przejęła władzę w kraju w wyniku puczu. Na czele junty stoi powszechnie znienawidzony generał Min Aung Hlaing.

Manifestacje odbywały się w niedzielę także w mieście Mandalaj. Organizatorzy protestów apelowali do Birmańczyków, by przyłączyli się do strajku generalnego, jaki miałby się zacząć w poniedziałek. - Jeśli nawołujemy do obywatelskiego nieposłuszeństwa i strajku, to dlatego, że uważamy, iż samo wyjście na ulice już nie wystarczy. Naszej walce musi towarzyszyć jeszcze wyższy poziom determinacji. Jesteśmy gotowi umrzeć - oświadczył cieszący się dużym autorytetem i znany ze swej działalności kontestacyjnej poeta Maung Saungkha.

"Nawoływania do strajku powszechnego mogą doprowadzić do jeszcze większego nadwerężenia birmańskiej gospodarki, która przeżywa głęboki kryzys w związku z epidemią" - pisze w komentarzu AFP. "Już teraz nie funkcjonują banki, szpitale nie przyjmują pacjentów, a urzędy administracji publicznej świecą pustkami" - dodaje agencja.

Ludzi wyciągano z domów o świcie

W atakach na manifestantów uczestniczą też aktywiści Związkowej Partii Solidarności i Rozwoju (USDP), która popiera puczystów. W piątek w mieście Mandalaj napadli oni na lokal odsuniętej od władzy Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD). Podczas ataku został zamordowany 17-latek - podało Stowarzyszenie Pomocy dla Więźniów Politycznych (AAPP).

Przez całą noc z soboty na niedzielę prowadzone były aresztowania wśród członków NLD. Ludzi wyciągano z domów o świcie na przesłuchania, niektórych zatrzymano w aresztach. "Nie jesteśmy na razie w stanie policzyć, jak wielu działaczy było przesłuchiwanych" - powiedział w rozmowie z AFP prominentny działacz tej partii Soe Win.

Demonstranci aresztowani w Rangunie trafiają zazwyczaj do cieszącego się ponurą sławą więzienia Insein, w którym w ciągu minionych dziesięcioleci przetrzymywano i torturowano więźniów politycznych.

Birmańczycy uciekają

W obliczu narastającego chaosu w kraju i coraz bardziej brutalnej interwencji sił porządkowych wielu Birmańczyków decyduje się na ucieczkę z kraju, przede wszystkim do pobliskich Indii. W niedzielę przedstawiciele birmańskiej junty zażądali natychmiastowej ekstradycji ośmiu policjantów, którzy w ubiegłym tygodniu schronili się w tym kraju. Władze Mjanmy domagają się wydania funkcjonariuszy "w imię utrzymania tradycyjnych dobrosąsiedzkich stosunków".

Wojsko przejęło władzę w Mjanmie 1 lutego, kiedy aresztowano liderów rządzącej Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD), która wygrała niedawne wybory, w tym laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla i faktyczną przywódczynię kraju Aung San Suu Kyi. Wojsko zapowiedziało organizację nowych wyborów oraz przekazanie władzy ich zwycięzcom. Wielu Birmańczyków obawia się jednak, że zamach stanu będzie początkiem długotrwałej, represyjnej dyktatury, która panowała po puczach z 1962 i 1988 r.

Pucz w MjanmiePAP/Reuters

Autorka/Autor:mart//rzw

Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: