Misja "prawie niemożliwa", ale "damy radę"

Aktualizacja:

Włoska Izba Deputowanych udzieliła wotum zaufania rządowi Mario Montiego. Gabinet poparło 556 deputowanych, przeciwko było 62 parlamentarzystów. Przed głosowaniem Monti stwierdził, że misja, której się podjął "jest prawie niemożliwa". - Ale damy radę - zapewnił. W czwartek, także zdecydowaną większością głosów, rząd otrzymał wotum zaufania od Senatu.

W głosowaniu w Izbie uczestniczył były premier Silvio Berlusconi, który powiedział dziennikarzom: "Uważam, że wszystko dobrze się zaczęło". Zapewnił, że jego partia Lud Wolności wierzy w "zdolność operacyjną" rządu Montiego.

Jedynym ugrupowaniem parlamentarnym, które nie popiera Rady Ministrów, złożonej wyłącznie z ekspertów i wykładowców uniwersyteckich, jest współrządząca do niedawna Włochami prawicowa Liga Północna. Jej deputowani w trakcie piątkowej debaty wznosili okrzyki: "Wybory, wybory", domagając się rozpisania przedterminowych wyborów.

"Premierzy mijają, profesorowie zostają"

- Chcemy silniejszych Włoch, cieszących się większą godnością i zaufaniem - mówił premier w wielokrotnie oklaskiwanym - brawurowym zdaniem komentatorów - wystąpieniu, pełnym ironii i anegdot. Nawiązując do przyczyn globalnego kryzysu oświadczył: - Wiem, że kryzys ekonomiczny,

Wiem, że kryzys ekonomiczny, społeczny i polityczny to rezultat bardzo ciężkich wad w funkcjonowaniu instytucji finansowych i rynków, ale sądzę, że pierwszą rzeczą, którą należy zrobić - i mówię to szczególnie Włochom - to przyzwyczaić się do tego, by z mniejszą łatwością szukać winy innych Mario Monti

Mario Monti powiedział też do deputowanych: - Proszę was, nazywajcie mnie profesorem. Także dlatego, że tytuł premiera będę nosił krótko. Monit przytoczył również powiedzenie: - Premierzy mijają, profesorowie zostają.

Szef rządu powtórzył to, co wskazał dzień wcześniej w expose w Senacie, że powołał "gabinet narodowego zaangażowania". - Powoduje nami poczucie służby, postawa pokory, ale także determinacji, by sprzyjać przynajmniej częściowemu złożeniu broni. Mamy nadzieję, że to ułatwi podjęcie decyzji, niełatwych, czy mile widzianych, w krótkim okresie - oznajmił Monti.

Zaapelował do parlamentarzystów, by przestali używać powszechnie stosowanego w politycznej debacie określenia: "wyjąć wtyczkę" jako synonimu wycofania poparcia dla rządu. - Będę wam wdzięczny, jeśli nie będzie to stosowane, bo nie uważamy się za jakiś aparat, za golarkę czy sztuczne płuco - mówił.

Zagwarantowane wotum

Z prawdziwym oburzeniem premier odrzucił stawiane mu zarzuty powiązań z tzw. wielkimi siłami, czyli światem finansjery i wielkich firm. Przypomniał, że kiedy był unijnym komisarzem ds. konkurencji i nie zgodził się na fuzję dwóch wielkich firm energetycznych sprzeciwiając się Białemu Domowi, pismo "The Economist" napisało, że właśnie te "wielkie siły" nazywają go "Saddamem Husajnem biznesu".

Ponadto Mario Monti zapowiedział, że wkrótce spotka się z kanclerz Niemiec Angelą Merkel i prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym, by - jak to ujął - "Włochy na stałe od tej pory miały udział w rozwiązywaniu problemów euro".

Na zakończenie Mario Monti poprosił deputowanych o wotum zaufania; "nie ślepe, ale czujne" - jak to ujął. Wotum to gabinet ma zagwarantowane, gdyż popierają go wszystkie ugrupowania z wyjątkiem prawicowej Ligi Północnej.

Źródło: PAP