"Usłyszałem strzały, schowałem się w kabinie. Czekałem". Masakra w Czechach godzina po godzinie

Świadek masakry w Czechach: Schowałem się w toalecie
Świadek masakry w Czechach: Schowałem się w toalecie
tvn24
W strzelaninie w Czechach zginęło dziewięć osób, w tym napastniktvn24

- Wpadłem do restauracji na obiad. Po chwili wyszedłem do toalety. Jak usłyszałem strzały, nie wiedziałem, co zrobić. Wróciłem do niej i schowałem się w kabinie. Tam czekałem na pomoc policji. Długo, ze 2 godziny - mówił w rozmowie z TVN24 Peter Gabriel, jeden ze świadków strzelaniny, do której doszło we wtorkowe popołudnie w czeskim Uherskim Brodzie. Z rekonstrukcja wydarzeń, jakiej dokonał czeski portal lidovky.cz wynika, że świadek wcale nie przesadza. Mimo że policja wiedziała, iż w restauracji, w której szaleniec zaczął strzelać, znajduje się co najmniej jedna ranna osoba, otoczyła miejsce kordonem i czekała. Na co? Nie wiadomo.

12.30

Pora obiadowa. Do restauracji Przyjaźń, w której siedzi około 20 osób, zbliża się 63-letni mieszkaniec Uherskiego Brodu. Otwiera drzwi i przepuszcza w nich jedną osobę - Petera Gabriela. Gabriel dziękuje, wchodzi do środka i od razu kieruje się na zaplecze, do toalety. To ta decyzja być może ratuje mu życie. Napastnik wyjmuje tymczasem dwa pistolety. Zaczyna strzelać. Opróżnia co najmniej dwa magazynki. Oddaje około 25 strzałów, zabijając osiem osób. Kiedy strzela, wydaje się być metodyczny, bo kule dosięgają tylko tych konkretnych osób i jeszcze jednej, młodej kelnerki, która zostaje ranna. Pozostałe osoby, widząc co się dzieje, zaczynają uciekać. Co najmniej 10 osób wybiega z lokalu tylnymi drzwiami. Napastnik ich nie ściga. Gabriel zamyka się w toalecie.

12.38

Policja dostaje zgłoszenie o strzelaninie. Funkcjonariusze jadą na miejsce i obstawiają restaurację. Napastnik nie chce się z nimi skontaktować. Policjanci słyszą krzyki rannej kelnerki. Wchodzą do lokalui, napastnik zaczyna do nich strzelać. Żaden z funkcjonariuszy nie zostaje ranny. Policjanci zabierają ranną kobietę, ale napastnika nie zabijają. Wycofują się, tworzą szczelny kordon i wysyłają do napastnika komunikat, by ten „pozostał w środku i nie wychodził na ulicę”. Nie wiadomo, czy wiedzą o Gabrielu, który schował się przed 63-latkiem w toalecie.

12.56

Napastnik dzwoni do redakcji telewizji Prima i mówi, że zaatakował restaurację. Twierdzi, że ma zakładnika i chce wyjść. Tłumaczy, że zaatakował, bo „był zastraszany, a władze nic nie robiły”. Nie wyjaśnia tego, o czym mówi. Dziennikarze próbują z nim negocjować. Proszą, by oddał broń i się poddał. Rozmowa trwa cztery minuty. Po niej dziennikarze dzwonią na policję i informują o rozmowie.

13.00-13.50

Na miejsce przybywa policyjny negocjator. Udaje mu się nawiązać kontakt telefoniczny z napastnikiem. Negocjacje niewiele dają. Z treści rozmów nie wynika, czy mężczyzna ma zakładnika bądź zakładników. Rozmawia tylko on. Nikomu nie oddaje słuchawki.

13.50

Mieszkańcy miasta, którzy wiedzą już o strzelaninie z mediów, nie mają innych źródeł informacji i nie wiedzą nawet, czy mogą wyjść na ulice. Głos zabiera burmistrz Uherskiego Brodu i tłumaczy, że policja o niczym go nie informuje, a akcja jest koordynowana z ministerstwem spraw wewnętrznych.

Tragiczna strzelanina w Czechach
Tragiczna strzelanina w Czechach

14.30

Mijają kolejne kwadranse. Nic się nie zmienia. Kierujący akcją oficer stwierdza, że sytuacja na tyle się pogorszyła, że trzeba przeprowadzić szturm. Policjanci wchodzą do restauracji. Nie oddają do napastnika nawet strzału, bo ten odbiera sobie życie. Kieruje pocisk z własnej broni w głowę. Policjanci wyciągają żywego i zdrowego Gabriela z toalety, a potem z budynku. Na ziemi leży osiem innych osób. Wszystkie są martwe. To 33-letnia kobieta i siedmiu mężczyzn w wieku 27-66 lat.

Polka żyjąca w Uherskim Brodzie o strzelaninie w Czechach
Polka żyjąca w Uherskim Brodzie o strzelaninie w Czechachtvn24

Rozpoczyna się śledztwo. O godz. 17.00 policja pojawia się pod domem napastnika. Próbuje do niego wejść, ale w środku zabarykadowała się żona 63-latka. Policjanci nie wiedzą, czy w domu jest broń. Negocjują sześć godzin. Kilka minut po 23.00 przeprowadzają szturm. Kobieta zostaje obezwładniona. Policja nie podaje informacji o tym, w jakim znajduje się stanie i co zaszło w domu, ale ratownicy medyczni wiozą ją do szpitala.

Policja nie potrafiła działać? Akcja w oku kamer

Największa masakra w historii Czech, dobę po wydarzeniach z Uherskiego Brodu, każe mediom stawiać pytania dotyczące sprawności działań policji i ich przygotowanie do podobnych zdarzeń. Burmistrz Uherskiego Brodu w środę publicznie oskarżył ministra spraw wewnętrznych o to, że ten - zamiast „rozgadywać się w mediach” - jak robił to we wtorkowy wieczór, komentując akcję policji, powinien był informować o wszystkim władze miasta tak, by te przekazywały komunikaty przestraszonym mieszkańcom.

Tymczasem - jak twierdzi burmistrz - policja musiała dostać wyraźny zakaz kontaktowania się z lokalnymi władzami. Burmistrz pyta w tej sytuacji, jak to możliwe, że on i jego urzędnicy nie wiedzieli o akcji policji nic, a media miały swoje kamery, reporterów i dziennikarzy na miejscu, dowiadując się na kolejnych etapach działań policji właściwie wszystkiego o tym, co dzieje się w restauracji przed i po szturmie.

Szef MSW Milan Chovanec stwierdza jedynie w komentarzu na Twitterze, że „polityczne dyskusje nie są w tym momencie tak ważne, jak uczucia rodzin ofiar, którym głęboko współczuje”.

Autor: adso/ja/kwoj / Źródło: lidovky.cz