MAK: Samolot i lotnisko bez zarzutu. Załoga "bez ćwiczeń"

Aktualizacja:
 
Szczątki samolotu TU-154MAK

Terrorystyczny atak, wybuch, pożar na pokładzie samolotu, awaria techniki, źle przygotowane lotnisko - żadna z tych rzeczy nie była przyczyną katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154 w Smoleńsku. Tak przynajmniej wynika z ustaleń Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), który w środę w Moskwie przedstawił wstępny raport ze śledztwa dot. katastrofy pod Smoleńskiem. MAK wskazał natomiast, że załoga Tu-154 nie przechodziła regularnych ćwiczeń oraz została sformowana kilka dni przed katastrofą. Czarne skrzynki już odczytane. Trafią do Polski? Co jeszcze zamierza ustalić MAK?

 
Tor lotu (MAK) 

Na konferencji prasowej w Moskwie usłyszeliśmy sporo szczegółów dotyczących katastrofy 10 kwietnia, w wyniku której zginął prezydent Lech Kaczyński, jego małżonka oraz 94 inne osoby.

 
Do katastrofy doszło na lotnisku pod Smoleńskiem (MAK) 

Przewodnicząca Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego Tatiana Anodina już na wstępie zaznaczyła, że - jak ustalił MAK - nie może być mowy o akcie terrorystycznym, wybuchu, pożarze na pokładzie samolotu. Według niej, nie doszło również do - jak powiedziała - awarii techniki. Silniki działały aż do chwili zetknięcia z ziemią, poinformowała.

Zgodnie z tym, co przekazała - wszystkie zachowane fragmenty samolotu i wyposażenia znajdują się w specjalnie chronionym miejscu. Udało się już odczytać wszystkie czarne skrzynki. Dzięki czemu możliwe było ustalenie wielu faktów z przebiegu feralnego lotu.

Czas i miejsce katastrofy

Przedstawiciele MAK potwierdzili już podawaną wcześniej godzinę katastrofy - to 10.41 czasu moskiewskiego (8.41 czasu polskiego). Wskazali przy tym, że samolot z Warszawy wyleciał z opóźnieniem - o godz. 7.27 (czasu polskiego).

O szczegółach - jak wyglądały ostatnie chwile Tu-154, mówił członek MAK Aleksy Morozow. To on podał wyniki ustaleń co do czasu i miejsca katastrofy.

Według obliczeń ekspertów, przed lotniskiem Smoleńsk Siewiernyj jest parów i tam nastąpiło pierwsze zderzenie.

Od pierwszego uderzenia w przeszkodę na ziemi - 1100 metrów do pasa startowego - do zniszczenia maszyny minęło 5-6 sekund. Do końca wszystkie systemy i silniki działały, samolot nie rozpadł się w powietrzu - stwierdził MAK.

W momencie katastrofy na pasażerów działały przeciążenia rzędu 100 g. - Przeżycie tego było niemożliwe -

mówił Morozow.

Czarne skrzynki rozszyfrowane - Putin zdecyduje, co dalej

Jak poinformowała szefowa komisji, zakończyło się rozszyfrowywanie czarnych skrzynek prezydenckiego samolotu Tu-154.

Według MAK, czwarta czarna skrzynka Tu-154 - tzw. rejestrator eksploatacyjny został odkodowany w Polsce (gdzie go wyprodukowano), a jego odczyty są analogiczne do odczytów trzech czarnych skrzynek odszyfrowanych w Moskwie.

Anodina oświadczyła ponadto, że, zgodnie z praktyką, rejestratory lotów pozostają w kraju, w którym prowadzone jest dochodzenie. Ujawniła też, że

polscy ministrowie obrony i spraw wewnętrznych, Bogdan Klich i Jerzy Miller odsłuchali nagrania rozmów załogi.

Przewodnicząca zapowiedziała, że czarne skrzynki mogłyby trafić do Polski tylko pod warunkiem, że zdecydowałby tak prezes Rady Ministrów Federacji Rosyjskiej. MAK jest gotowy do przeprowadzenia wszystkich procedur, w celu przekazania "kopii" rejestratorów do Polski, zapewniła.

Obce głosy w kabinie

Anodina ujawniła, że w kabinie pilotów zarejestrowane zostały dwa głosy osób spoza załogi. Jeden z nich udało się już rozszyfrować. Według przewodniczącej MAK, osoba, do której należy został zidentyfikowana. W sprawie rozszyfrowania kolejnego głosu trwają prace.

Obecny na konferencji przewodniczący polskiej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich dodał, że głosy zostały zarejestrowane na 16-20 minut przed zderzeniem z ziemią. W jego ocenie, nie miało to "decydującego wpływu na zdarzenie". Klich zaznaczył jednak, że nie zna całego zapisu.

Szefowa MAK nie chciała zdradzić, do kogo należy zidentyfikowany głos ani o czym rozmawiano. Tłumaczyła to "kwestiami etycznymi" i pierwszeństwem bliskich w przekazywaniiu takich informacji. Dodała również, ze rozmowy nie mogą zostać opublikowane do zakończenia badań. Chwilę po zakończeniu konferencji MAK, PAP podała, powołując się na swoich informatorów pracujących przy śledztwie, że jeden z głosów należał do gen. Andrzeja Błasika.

Informator PAP twierdzi, że drugi głos napewno nie należał do Mariusza Kazany, szefa Departamentu Protokołu Dyplomatycznego MSZ. Właścicela niezydentyfikowanego głosu rozmówca PAP określa jako "szefa służby bezpieczeństwa" i dodaje, że był tytułowany "dyrektorem". Według informatora eksperci są bardzo bliscy zidentyfikowania tej osoby, "wiedzą w 90 procentach".

Anodina poinformowała również, że prace zespołu komplikował fakt, iż w samolocie drzwi do kabiny pilotów były otwarte w trakcie podejścia do lądowania.

Dobre lotnisko, sprawny samolot

Przedstawiciele MAK odnieśli się też do przygotowania samego lotniska w Smoleńsku na przyjmowanie samolotów.

Lotnisko miało być trzykrotnie sprawdzane - po raz pierwszy 13 marca, a ostatni 5 kwietnia. Z kontroli wynika, że było ono przygotowane do lądowania samolotów przy różnej pogodzie. MAK uznał również, że na lotnisku było identyczne zabezpieczenie lotniska, kiedy w Smoleńsku 7 kwietnia lądował premier Donald Tusk, jak i trzy dni później - 10 kwietnia w czasie katastrofy.

Według Anodiny, eksperci nie mieli zastrzeżeń także co do stanu samolotu. Tupolew był sprawny oraz miał wystarczającą ilość paliwa, by lecieć nie tylko do Smoleńska, ale też lądować na lotniskach zapasowych.

Sprawny był również system TAWS (system ostrzegania przed systemem z ziemią).

Na 18 sekund przed uderzeniem w przeszkodę, które spowodowało pierwsze zniszczenia w konstrukcji maszyny, system zadziałał wydając załodze polecenie "PULL UP" (do góry) - podał Morozow. Wcześniej system dwukrotnie sygnalizował "TERRAIN AHEAD" (przed wami ziemia).

Oprócz systemu TAWS polski Tupolew był też wyposażony w amerykański system zarządzania lotem UNS-1D. Między innymi może on kierować ruchem samolotu w osi pionowej podczas lądowania według informacji z innych systemów i ziemi.

Niemal do końca samolotem sterował autopilot

W pisemnej wersji wystąpienia Morozowa, rozdanej dziennikarzom po zakończeniu konferencji prasowej, znalazła się dodatkowo informacja

(CZYTAJ WIĘCEJ)

, że samolot schodził do lądowania na autopilocie. Wyłączenie urządzenia nastąpiło na 4-5 sekund przed pierwszym zderzeniem z drzewem.

Załoga Tu-154

Aleksy Morozow, członek MAK, przedstawił z kolei ustalenia dot. załogi Tu-154. Wskazał, że załoga nie przechodziła regularnych ćwiczeń. Co więcej, według jego wiedzy, załoga została sformowana na kilka dni przed lotem do Smoleńska.

Morozow powiedział również, że w 36. Pułku nie ma szczegółowego programu szkolenia personelu latającego. Załogi nie są poddawane treningom na symulatorach lotu. Brakuje też instrukcji współdziałania członków załogi w czteroosobowym składzie. Loty wykonywane są na podstawie instrukcji eksploatacji samolotu dla załogi w trzyosobowym składzie.

Przedstawiciele MAK odpowiadali również, kto z załogi rozmawiał z obsługą naziemną i, czy istniały problemy językowe. Jak poinformowali rosyjscy śledczy, do Mińska rozmowy prowadził nawigator w języku angielskim. Na lotnisku w Smoleńsku rozmawiał dowódca załogi w języku rosyjskim. Poziom znajomości języka rosyjskiego przez dowódcę załogi oceniono jako zadowalający.

Wiedzieli o pogodzie

Z ustaleń MAK wynika również, że piloci mieli informację na temat sytuacji meteorologicznej na lotnisku w Smoleńsku.

Mówił o tym Morozow. Poinformował, że po nawiązaniu łączności z wieżą w Smoleńsku uprzedzono załogę polskiego samolotu o mgle i złej widoczności na lotnisku w Smoleńsku. Piloci mieli dowiedzieć się, że nie ma możliwości lądowania. Widoczność wynosiła 400 m, widoczność pionowa około 50 m.

Przedstawiciel MAK przypomniał o samolocie Jak-40, który w Smoleńsku wylądował przed Tupolewem. Jak powiedział Morozow, załoga JAK-a 4 minuty przed katastrofą informowała pilotów prezydenckiej maszyny, że widoczność ocenia na 200 m, ale załoga Tu-154 podjęła próbę lądowania. Wysokość, na której podjęto decyzję o ewentualnym odejściu na drugi krąg, na polecenie wieży wynosiła 100 metrów, co załoga potwierdziła. Na 18 sekund przed uderzeniem w przeszkodę, która całkowicie zniszczyła konstrukcję maszyny, po raz pierwszy zadziałał system TAWS (urządzenie ostrzegające o zbliżaniu się do ziemi), wydając załodze polecenie "PULL UP" (do góry) - podał Morozow.

Presja na pilotów?

Podczas konferencji prasowej, mowa była również o możliwej presji wywartej na pilotów. Edmund Klich stwierdził, że po odsłuchaniu nagrań z kabiny pilotów nie odniósł wrażenia, by piloci działali pod wpływem presji. Zaznaczył jednak, że wymaga to dodatkowych analiz i opinii biegłych. Dodał, że analizą poziomu stresu załogi Tu-154 zajmie się psycholog z Polski. Ekspert będzie analizował zarówno nagrania rozmów załogi podczas feralnego lotu, jak i nagrania ich prywatnych rozmów.

Jak mówił, załoga zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo ważny jest udział prezydenta w uroczystościach 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Zaznaczył jednak, że w takiej sytuacji decyzja należała do pilotów i po przeanalizowaniu ryzyka i ewentualnych strat nie powinni byli lądować.

Z kolei zdaniem Anodiny, kwestia wpływu na załogę i podjęcie przez nich decyzji (co do lądowania) jest istotna i powinna zostać zbadana.

Telefony na pokładzie

Poruszono też kwestię telefonów na pokładzie prezydenckiego samolotu. Czy to, że w Tupolewie korzystano z łączności satelitarnej i wysyłano sms-y mogło wpłynąć na zakłócenie prac urządzeń pokładowych?

- Nie wiem, czy mogły wpłynąć na pracę urządzeń (...) - ocenił Klich. Dodał, że na pokładzie "rzeczywiście były takie telefony, dlatego, że na pokładzie samolotu było specjalne urządzenie (...) generowało różnego rodzaju sms-y, które zostały ewentualnie wcześniej wysłane". - Była też rozmowa pana prezydenta, ale była to rozmowa bardzo prywatna - podkreślił szef polskiej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Podkreślił, że rozmowa, która została wykonana przed lotem, nie dotyczyła niczego, co było związane z lotem.

Anodina zaznaczyła, że nadal badana jest kwestia korzystania z telefonów mobilnych. Dodała jednak, że na

prośbę strony polskiej strona rosyjska przekazała jej wszystkie środki łączności mobilnej znalezione na miejscu katastrofy. Wyraziła też nadzieję, że strona polska rychło przekaże stronie rosyjskiej informacje uzyskane z tych urządzeń.

Członkowie komisji odpowiadali też na pytania o "tajne materiały", o których rozpisywały się media. Zaznaczyli, że MAK nie ma żadnych tajnych materiałów i urządzeń samolotu.

Trzy zalecenia

Jak poinformował Morozow, jednym z głównych kierunków badań komisji są wskaźniki wysokościomierzy.

Morozow dodał, że MAK sformułował trzy zalecenia po katastrofie Tu-154. Zaznaczył, że to dopiero początek wniosków, jakie zostaną wyciągnięte i opublikowane po wypadku w Smoleńsku.

Zalecenia dotyczą wprowadzenia programu ćwiczeń na symulatorach dla załóg, zebrania i opracowania zasad współpracy czteroosobowej załogi maszyn typu Tu-154 oraz opracowania procedury lądowania na lotniskach, nie mających statusu lotnisk cywilnych.

Do katastrofy Tupolewa doszło 10 kwietnia, tuż przed godzina 9 rano. Na pokładzie maszyny znajdowało się 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria. Wszyscy zginęli.

CZYTAJ WIĘCEJ: TRAGEDIA POD SMOLEŃSKIEM. PREZYDENT NIE ŻYJE

CZYTAJ WIĘCEJ: POŻEGNANIE PREZYDENCKIEJ PARY

Źródło: TVN24, PAP

Źródło zdjęcia głównego: MAK