Kto zyskał na zatrzymaniu Rosjan na Białorusi? Trzy scenariusze

Źródło:
PAP

Wzmocnienie narracji o zewnętrznym zagrożeniu, prowokacja strony rosyjskiej, "ustawka" między Mińskiem i Moskwą na użytek przedwyborczego zamieszania na Białorusi. Analitycy i komentatorzy wskazują możliwe powody zamieszania związanego z zatrzymaniem 33 osób, które mają należeć do tak zwanej grupy Wagnera.

Po tym, gdy Mińsk w nocy z wtorku na środę ogłosił, że struktury siłowe zatrzymały 33 Rosjan - najemników prywatnej firmy wojskowej CzWK Wagner (Grupy Wagnera), którzy mieli przeniknąć na terytorium Białorusi w celu zdestabilizowania sytuacji przed wyborami prezydenckimi i przygotować zamieszki, władze zarządziły zaostrzenie przepisów bezpieczeństwa podczas imprez masowych. Kandydatów w wyborach uprzedzono oficjalnie o możliwych prowokacjach podczas wieców.

Według analityka Walerego Karbalewicza, który komentował sytuację na portalu Radio Swaboda, władze próbują z pomocą wagnerowców "osłabić falę mityngów".

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

"Poważna wojna dyplomatyczna"

- Władze próbują wzmocnić narrację o zagrożeniu zewnętrznym i szlachetnej misji niezmiennego prezydenta w obronie ojczyzny, a przede wszystkim usprawiedliwić dokręcanie śruby podczas kluczowej fazy kampanii wyborczej – ocenił z kolei komentator portalu Naviny.by Alaksandr Kłaskouski.

Wybory na Białorusi odbędą się już za tydzień. O tym, że jest to rozgrywka głównie na użytek wewnętrzny, świadczy, zdaniem analityków, dość łagodny ton dyskusji pomiędzy Mińskiem i Moskwą. - Chociaż sytuacja mogłaby potencjalnie wywołać "poważną wojnę dyplomatyczną" – jak ocenia Kłaskouski.

- Łukaszenka demonstruje zaskakującą łagodność – ocenił ekspert, nawiązując do sobotniego wystąpienia prezydenta Białorusi, który zasugerował, że Mińsk jest gotów do współpracy z Moskwą w tej sprawie.

- Taka retoryka może świadczyć o tym, że w historii z wagnerowcami, jeśli to w ogóle byli wagnerowcy, jest gotowość do negocjacji z Kremlem i wyciszenia sprawy – uważa Kłaskouski.

Skąd się wzięli wagnerowcy?

W innym komentarzu Kłaskouski zastanawia się także nad pytaniem, które od kilku dni frapuje wszystkich analityków. Skąd się wzięli wagnerowcy i komu byli bardziej potrzebni: Mińskowi czy Moskwie?

Wśród dominujących scenariuszy, analizowanych przez ekspertów, jest ten promowany przez oficjalną propagandę – prowokacja strony rosyjskiej, a także wykorzystanie przez Białorusinów do własnej rozgrywki bojowników znajdujących się na terytorium ich kraju w związku z innymi planami (np. przerzut do Syrii czy Sudanu). Taką interpretację zdawali się podsuwać Rosjanie, przekonując, że mężczyźni byli na Białorusi przejazdem i udawali się do Turcji, lecz spóźnili się na samolot.

- Na razie najbardziej realną wydaje się wersja, że ci ludzie podróżowali tranzytem przez Białoruś, przy czym za zgoda jej władz. Białoruś była dla nich korytarzem, a nie celem – ocenił ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa Andrej Parotnikau.

Cała rozmowa z Andrzejem Poczobutem o wyborach prezydenckich na Białorusi
Cała rozmowa z Andrzejem Poczobutem o wyborach prezydenckich na Białorusi TVN24

"Ich celem jest udział w akcjach siłowych i destabilizacja"

Inny analityk Arsen Siwicki jest jednak przekonany, że wersja o "mińskim hubie tranzytowym" nie ma sensu, ponieważ bojownicy są zazwyczaj transportowani samolotami wojskowymi lub w ostateczności lotami czarterowymi, by nie zwracali na siebie uwagi.

- Ich celem jest udział w akcjach siłowych i destabilizacja – ocenił Siwicki. - Jeśli założyć, że wysłał ich Kreml, oznacza to, że wybrali tam scenariusz siłowy, włącznie ze zmianą władzy na Białorusi – zasugerował.

Białoruscy śledczy: Rosjanie z Grupy Wagnera nie lecieli do Stambułu. Bilety to tylko alibi

Jako trzeci – najmniej prawdopodobny – eksperci podają możliwy wariant "ustawki" pomiędzy Mińskiem i Moskwą na użytek przedwyborczej sytuacji politycznej na Białorusi. Analitycy przypominają, że nie jest to pierwsza kampania wyborcza, w czasie której zdemaskowany zostaje rzekomy spisek sił zewnętrznych lub inne zagrożenie dla bezpieczeństwa. Ostatnią taką sprawą była historia rzekomych bojowników Białego Legionu, którzy zostali wykryci na fali protestów w marcu 2017 r. Została ona naprędce umorzona osiem miesięcy później.

"Memem wszechczasów pozostanie jednak bajka o szczurze, przy pomocy którego przeszkoleni przez Amerykanów w Gruzji bojownicy mieli zatruć nasze rurociągi przed wyborami w 2006 r." – napisał Kłaskouski.

Według niego o tym, że sprawa bojowników jest sfabrykowana, ma świadczyć między innymi próba połączenia ich z siedzącym w areszcie opozycjonistą Mikołą Statkiewiczem. Według Komitetu Śledczego bojownicy mogli mieć powiązania właśnie z nim i z mężem kandydatki Swiatłany Cichanouskiej, popularnym opozycyjnym blogerem. - Wyobrazić sobie zmowę twardego nacjonalisty Statkiewicza z landsknechtami Ruskiego Miru, to już coś zupełnie nieprawdopodobnego – ocenił ekspert.

Chociaż władze stworzyły atmosferę zagrożenia i straszyły prowokacjami, ludzie nie pozostali w domu. Czwartkowy miting Cichanouskiej w Mińsku zgromadził rekordową liczbę ponad 60 tys. ludzi (to dane aktywistów Wiasny; według MSW – 18 tys.). Również w mniejszych miejscowościach na spotkania z kandydatką przychodzą tysiące ludzi.

Autorka/Autor:kz/kab

Źródło: PAP