As wywiadu czy produkt dezinformacji? Za dużo luk w historii "kreta FSB" w Estonii

Materiał rosyjskiej telewizji wywołał burzę w Estonii

Wokół sprawy rzekomego świetnie uplasowanego agenta FSB w estońskiej służbie bezpieczeństwa rozgorzała wojna informacyjna. Wraca też stary spór o miejsce byłych funkcjonariuszy sowieckiej bezpieki. Ostateczna ocena autentyczności informacji podanych w filmowym materiale NTV będzie trudna i długotrwała. Takich wątpliwości nie ma, jeśli chodzi o polityczną ocenę rosyjskiego ruchu.

40-minutowy materiał NTV – wyemitowany w telewizji 14 grudnia, a wciąż dostępny na stronie internetowej rosyjskiej telewizji - ogląda się, jak dobry sensacyjny film. Dobrze nakręcony, naszpikowany informacjami, ale.. tak mocny, że aż mało wiarygodny.

Trzeba przyznać, że autorzy przyłożyli się do roboty i wycisnęli wszystko, co się dało, jeśli chodzi o ukazanie wrogiej działalności niewielkiej estońskiej Policji Bezpieczeństwa (KAPO).

Sami Estończycy podchodzą do rewelacji z NTV ostrożnie. Wiele wskazuje bowiem na to, że jest to przede wszystkim dezinformacyjna operacja rosyjskich służb specjalnych mająca zdestabilizować kontrwywiadowczą osłonę Estonii, skompromitować Estonię w oczach zachodnich sojuszników, wreszcie raz jeszcze pokazać, jak to CIA – tym razem przy pomocy "młodszego brata" KAPO – od wielu lat działa przeciwko Rosji.

Prawie jak Stirlitz

Uno Puusepp, specjalista od techniki w KGB, a potem KAPO, miał zdradzać kraj na rzecz FSB w latach 1996-2011. Kontaktem Puuseppa miał być Nikołaj Jermakow, jego kolega jeszcze z KGB, który mieszkał w Estonii, zajmował się biznesem (własna piekarnia) i regularnie bywał w Rosji. Obok Puuseppa to druga najczęściej wypowiadająca się w materiale NTV postać. - FSB w tym czasie wykryła szereg wielkich antyrosyjskich agenturalnych i technicznych akcji służb specjalnych USA, Szwecji, Wielkiej Brytanii, innych krajów. Osądzono pewną liczbę agentów obcych służb, zapobieżono wyciekowi tajnej informacji – mówi lektor w materiale NTV. Wszystko to zasługa „superkreta”. Główny bohater programu „Nasz człowiek w Tallinie” twierdzi, że to jego informacje pozwoliły rosyjskim służbom zdemaskować m.in. byłego pracownika rosyjskiego wywiadu (SWR) Valerija Ojamäe, który w 1999 r. sam zaproponował usługi KAPO. Pracował dla Estończyków blisko rok. Odsiaduje wyrok 7 lat więzienia za szpiegostwo.

Także Puusepp miał naprowadzić Rosjan na pułkownika wojsk pogranicznych Rosji pracującego dla Estonii, Igora Wiałkowa. Za jeden z największych sukcesów Puuseppa uznaje się jednak storpedowanie projektu CIA, który miał zapewnić Amerykanom bieżący dostęp do wszystkich informacji przesyłanych na linii Moskwa – ambasada Rosji w Tallinie. Sukcesów widać było tak dużo, a estoński wywiad ponosił same klęski, bo – jeśli wierzyć autorom materiału – KAPO zaniepokojona wyciekiem informacji zaczęła szukać w swych szeregach kreta. Padło jednak nie na Puuseppa, a na jego kolegę ze służby Vladimira Veitmana. Zupełnie niesłusznie – twierdzi Puusepp.

Zdrajca Veitman

Vladimir Veitman, podobnie jak Puusepp, należał do wąskiego grona pracowników KGB, których do służby wzięła KAPO po odzyskaniu przez Estonię niepodległości. Rok temu Veitman został uznany winnym zdrady na rzecz FSB i skazany na 15 lat więzienia i 65 tys. euro grzywny. Kontaktem Veitmana według estońskiej prokuratury był Nikołaj Jermakow – ten sam, który pojawia się w materiale NTV jako pośrednik w kontaktach Puuseppa z FSB. Od ponad roku jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym w związku ze sprawą Veitmana. Znaczna część filmu o Uno Puuseppie poświęcona jest przekonywaniu, że skazany za zdradę inny były pracownik KAPO Vladimir Veitman jest niewinny, bo w rzeczywistości dla Rosji pracował on, czyli Puusepp. Takie zacięcie w obronie Veitmana można tłumaczyć egocentryzmem Puuseppa, który nie chce, aby jego zasługi przypisywano koledze. Można też zakładać, że Puusepp chce w ten sposób pomóc Veitmanowi. Ale też nie można wykluczyć, że jest inaczej. Że Veitman jest winny, współpracował z Rosją, a teraz Puusepp, przemawiając z bezpiecznego miejsca w Rosji, próbuje zamieszać w estońskim wymiarze sprawiedliwości i dążyć do wybielenia zdrajcy.

Strona estońska nie ma jednak w tej sprawie nawet cienia wątpliwości. - Veitman został decyzją sądu uznany za winnego na podstawie całego szeregu bardzo różnych i pewnych dowodów, więc nie ma podstaw wątpić w jego winę – powiedziała rzeczniczka prokuratury Kadri Tammai.

- Vladimir Veitman został uznany przez sąd winnym na podstawie przekonujących i rozmaitych dowodów. Normy procesowe i prawo Republiki Estonii w czasie procesu nie były naruszone. Dlatego zgodność z prawdą przedstawionych w reportażu NTV twierdzeń można wyrazić matematycznie – są równe zeru – to z kolei stanowisko Andresa Kahara, szefa biura Departamentu KAPO.

"Fachowcy" z KGB

Uno Puusepp urodził się w 1951 r. w rodzinie sowieckiego oficera. W latach 70., pod ukończeniu szkoły specjalnej ze specjalizacją radiotelegrafista dywersant, wstąpił do KGB. Zajmował się sprawami technicznymi, w tym podsłuchami. Po odzyskaniu przez Estonię niepodległości, jako że tworzące się nowe służby cierpiały na brak specjalistów ds. technicznych, Puusepp został przyjęty do KAPO. Jak teraz informuje ta służba, pracował w niej do 13 listopada 1991 r. do 8 kwietnia 2011 r. Od 1996 r. miał przekazywać tajne informacje o Estonii, NATO i USA. Trzy lata temu przeszedł na emeryturę i wyjechał do Rosji. Tuż przed opuszczeniem kraju sprzedał swój dom we wsi Peetri w rejonie Harju (w czerwcu 2011 r.). Uno i jego żona Walentyna mieszkali tam od 2004 r. Cała działka ma 842 m kwadratowe, sam dom 175 m. Nie wiadomo, gdzie dokładnie przebywa w Rosji Puusepp.

Pewne jest za to, że dopóki nie zakończy się śledztwo – które KAPO wszczęła natychmiast po emisji programu w NTV – i nie zapadnie ewentualnie wyrok sądowy, Puusepp będzie wciąż dostawał emeryturę od państwa estońskiego. To jakieś 600-750 euro miesięcznie. Puusepp trafił do KAPO w czasach, gdy szefem służby był Jüri Pihl (1991-2003). Ten wieloletni dyrektor KAPO dziś odmawia komentarza do doniesień na temat Puuseppa. Choć wiadomo, że ta sprawa to kolejny kamyczek do ogródka Pihla, który już wtedy, na początku lat 90., był krytykowany za wzięcie do służby byłych kagiebistów. W swojej książce „ Riigipööraja märkmik” („Notatnik rewolucjonisty”) z 1996 r. były dysydent, dziennikarz i prawicowy polityk Tiit Madisson pisał o byłych pracownikach KGB w KAPO, m.in. o Vladimirze Veitmanie, Waleriju Titowie, Uno Puuseppie, Aleksandrze Riepkinie, Tatianie Valtbach, Aleksieju Posliedowie, Władisławie Preitlowie i innych. Jednym z krytyków polityki Pihla był też współtwórca nowych służb Kalle Klandorf. Przypomina on, że jeszcze w 1991 r. przygotował i przedstawił ówczesnemu premierowi listę 13 byłych pracowników KGB, którzy znaleźli pracę w KAPO. - Zatrudnienie ich było błędem. Nie dziwi mnie ani jedno nazwisko, ani informacje o ludziach z tej listy. Wszystko dzieje się tak, jak mówiłem. Możliwe, że jeszcze ktoś wyrazi życzenie się ujawnić – twierdzi dziś Klandorf.

Dodaje, że wtedy, w 1991 roku, odpowiedziano mu, że ludzie z listy są świetnymi specjalistami. Klandorf się z tym nie zgadzał, wskazując, że właśnie w przypadku specjalistów technicznych to żaden argument, bo technika rozwija się tak szybko, że po paru latach stary specjalista może się już do niczego nie nadawać, a problemem nie będzie znaleźć kogoś nowego.

Dezinformacja FSB?

Po stronie estońskiej oczywiście pojawiły się już głosy wątpiące w całą sprawę Puuseppa. W Tallinie nie wyklucza się opcji, że to wielka mistyfikacja FSB z wykorzystaniem NTV. Rosjanie odpowiadają: przecież w filmie są pokazane różne tajne dokumenty KAPO, wykradzione przez Puuseppa. To prawda, że w kadrze ujęto tylko nagłówki i klauzule, ale to akurat nie musi być dowód na manipulację. To oczywiste, że żadna służba specjalna w takiej sytuacji nie pokaże ani nie powie niczego, co ułatwiłoby drugiej stronie ocenę realnych szkód wywołanych przez kreta. Rosyjski ekspert Igor Korotczenko, pojawiający się zresztą w filmie NTV, powiedział portalowi Delfi, że taka sytuacja – ujawnienie ze szczegółami wywiadowczej operacji i jej głównego bohatera - jest niezwykłą rzadkością w świecie służb specjalnych, „ale w tym wypadku można zrozumieć FSB, bo to tak naprawdę nadzwyczaj udana operacja, która trwała 15 lat i przyniosła oszałamiające rezultaty: faktycznie wszystko, co przychodziło na stół dyrektora KAPO, jednocześnie trafiało na stół szefa FSB w Moskwie na Łubiance". "To niewątpliwie ogromny sukces rosyjskich służb” - podkreślił Korotczenko. Czy aby na pewno? Ta historia ma zbyt dużo luk i budzi wątpliwości. Poczynając już od samego zasadniczego pytania: dlaczego teraz? Przecież operacja zakończyła się już 3,5 roku temu. Według estońskiego ministra spraw wewnętrznych Estonii Hanno Pevkura, ujawnieniem agenta Rosja chce skompromitować Estonię i estońskie specsłużby w oczach partnerów. Chce skompromitować, co nie znaczy jednak, że to, co powiedziano w NTV, jest prawdą. Według KAPO w materiale jest wiele półprawd, jak i zwykłych wymysłów. W programie estońskiej telewizji państwowej ETV „Aktuaalne Kamera” wypowiadał się na ten temat dyrektor Bałtyckiego Centrum Badań Rosji Władimir Juškin. Na pytanie, dlaczego Rosjanie demaskują swojego szpiega, odpowiedział: - Albo pozycja FSB w Estonii stała się tak słaba, że potrzebowała zrobić film o swoich sukcesach, albo trzeba było odwrócić uwagę od bardziej istotnego agenta nielegała, pracującego także w KAPO. Jest niemal pewne, że Puusepp nie mógł być autorem wszystkich wyliczonych w NTV sukcesów w szpiegowskiej wojnie Rosji z Estonią. Jako technik od podsłuchów głównie, do tego były kagiebista, nie mógł mieć dostępu do wielu tajemnic.

- To wszystko, co przypisują temu Puuseppowi, on tego nie mógł wiedzieć. Na ile znam organizację pracy KAPO, to do tych informacji, o których mówi, nie miał on dostępu. Odnosi się to np. do NATO i USA. Kto dopuści do takiej wiedzy byłego pracownika KGB? - pyta retorycznie były szef estońskiego MSW Ain Seppik.

Dlaczego? I dlaczego teraz?

- Najprawdopodobniej nasza maleńka, ale bardzo skuteczna Policja Bezpieczeństwa znów nastąpiła komuś na odcisk, bo fakt, że taki wielki niedźwiedź tak bardzo się rozwścieczył i wykonał taki krok, jest naprawdę bezprecedensowy - to raz jeszcze Seppik. Niewątpliwie największym problemem dla Estonii będzie faktyczny paraliż działalności KAPO co najmniej przez kilka najbliższych miesięcy - do czasu ustalenia faktycznych strat, przeprowadzenia wewnętrznego dochodzenia, wykonania oceny, do jakich materiałów miał dostęp Puusepp. Wszystko to w obliczu agresywnej polityki Rosji wobec maleńkiego sąsiada. Jedno więc można stwierdzić na pewno, jeśli już mowa o motywach strony rosyjskiej: rozpętanie sprawy Puuseppa oznacza poważne osłabienie potencjału obronnego Estonii w najbliższych miesiącach. Już teraz weryfikacja informacji z materiału NTV - a zapewne nie przypadkiem było tam ich mnóstwo, przy czym niemal na pewno większość z nich to wrzutki zajmujące uwagę kontrwywiadu – jest priorytetem KAPO. Trzeba sprawdzić wszystkie tropy. Stąd szybkie zatrzymanie jednego z bohaterów filmu, niejakiego Karla Paksa. W materiale NTV mówi się o nim, że będąc szefem Związku Weteranów Konfliktów Zbrojnych i Służby Wojskowej Estonii "Bojowe Bractwo" ("Võitlusvendlus"), wykorzystywał swoją funkcję "do zbierania informacji o rosyjskich wojskowych - byłych i aktywnych".

Na pytanie, czy jest agentem KAPO, Paks odpowiada w filmie „nie”, ale zaraz potem opisuje swojego kuratora w KAPO – niejakiego Ahto, a także mówi, że praktycznie to ma staż w KAPO.

Cel: dyskredytacja KAPO

Medialna wrzutka w postaci materiału NTV "Nasz człowiek w Tallinie" to kolejna odsłona niezwykle intensywnej kampanii rosyjskich służb wymierzonej w KAPO. Wszak nie tak dawno porwano w bezprecedensowy sposób z estońskiego terytorium oficera służb Estona Kohvera. Ta aktywność Rosjan - dość zaskakująca, jeśli wziąć pod uwagę różnicę potencjałów Rosji i Estonii – jest dowodem nie na słabość KAPO, a przeciwnie – sugeruje, że Estończycy mocno zaszli za skórę Rosjanom, dlatego ci tak wiele wysiłku poświęcają próbom dyskredytacji KAPO. - Estonia stała się najsłabszym ogniwem w systemie wywiadowczym NATO – mówi wszak narrator z NTV. Policja Bezpieczeństwa - Kaitsepolitsei (KAPO) jest niewielka, ale uważana od lat na Zachodzie za jedną z najlepszych służb specjalnych w byłych państwach komunistycznych. Zdaniem brytyjskiego dziennikarza Edwarda Lucasa, autora książki o szpiegowskiej wojnie Rosji z Zachodem, to Estonia ma dziś najskuteczniejszy w Europie program kontrwywiadowczy na kierunku rosyjskim. Z trzech powodów.

Po pierwsze, Estończycy nie wyciszają i nie bagatelizują przypadków zatrzymania i deportacji rosyjskich szpiegów nielegałów.

Po drugie, szpiedzy dostają na ogół maksymalne możliwe wymiary kary i trafiają do więzienia zamiast na cichą wymianę.

Po trzecie, Estończycy są skuteczni w informacyjnej wojnie z Rosją, szczególnie na płaszczyźnie służb specjalnych (publikacja roczników, które z detalami obnażają szpiegowską aktywność Moskwy).

W tej rywalizacji nie wszystkie wpadki i nie wszyscy schwytani szpiedzy są ujawniani. Bez wątpienia największy rozgłos miała sprawa Hermana Simma - raport z wewnętrznego dochodzenia NATO określił go jako rosyjskiego szpiega, który zaszkodził Sojuszowi najbardziej w historii (CZYTAJ WIĘCEJ).

Potem byli jeszcze Aleksei Dressen i wspomniany Veitman. Ilu nie wykryto? Nie wiadomo. Ale jeśli do grona tego nawet należy Puusepp, to na pewno nie był aż tak groźny i szkodliwy dla Estonii, jak teraz przedstawiają Rosjanie.

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl, Postimees, ERR, ETV, Delfi.ee