"Nieliczne przypadki COVID-19 po otwarciu szkół". Angielski raport

Źródło:
"Washington Post", Public Health England, PAP

Z raportu przygotowanego przez angielską agencję zdrowia publicznego wynika, że powrót dzieci do szkół nie niesie ze sobą dużego ryzyka rozprzestrzenia się koronawirusa. Dokument zwraca jednak uwagę na silne powiązanie liczby ognisk w placówkach edukacyjnych z liczbą lokalnych przypadków zachorowań na COVID-19.

Dane zebrane przez angielską agencję zdrowia publicznego (Public Health England) pochodzą z raportów żłobków, przedszkoli, szkół podstawowych i średnich, które otworzyły się w czerwcu na - jak określa to dziennik "Washington Post" - minisemestr letni. Wynika z nich, że każdego dnia, w okresie o 1 do 30 czerwca, do angielskich placówek edukacyjnych przychodziło średnio blisko 850 tysięcy dzieci oraz nieco ponad 500 tysięcy pracowników.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

W raporcie zbiorczym angielskiej agencji zdrowia publicznego, cytowanym przez dziennik, zwrócono uwagę, że czerwcowe, częściowe otwarcie szkół było dobrowolne i towarzyszyły mu zaostrzone środki kontroli epidemiologicznej. Wśród takich obostrzeń wymieniono między innymi podział klas na odrębne, odizolowane od siebie "bańki społeczne", stopniowy powrót uczniów do szkół oraz przestrzeganie dystansu społecznego i zasad higieny osobistej.

"Infekcje wirusem SARS-CoV-2 częściej dotykają pracowników szkół"

W ciągu tego miesiąca odnotowano 70 przypadków zakażeń koronawirusem wśród uczniów, z czego 30 infekcji dotyczyło dzieci, które zakaziły się poza szkołą. Żaden z uczniów nie był w tym czasie hospitalizowany w związku z COVID-19.

Więcej, bo 128 zakażeń, odnotowano wśród pracowników szkół. 37 z tych przypadków to zakażenia spoza placówek, a wśród nich jedyny odnotowany przypadek śmiertelny - nauczyciela szkoły średniej, który wirusem zakaził się od domownika. Ponadto jeszcze jedna osoba wymagała leczenia na oddziale intensywnej terapii.

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. CZYTAJ RAPORT TVN24.PL >>>

Oznacza to, że procent infekcji wśród dzieci uczęszczających w tamtym czasie do szkół wynosi 0,008. Wśród nauczycieli i pozostałych pracowników placówek stanowi on 0,02 procenta. "Infekcje wirusem SARS-CoV-2 częściej dotykają pracowników niż uczniów, co podkreśla potrzebę poprawy środków ochrony dla tej grupy, zarówno w placówkach edukacyjnych, jak i poza nimi" - zauważyli brytyjscy eksperci.

Raport wykazał także wyższą transmisję wirusa w szkołach średnich niż w pozostałych placówkach. Znajduje to potwierdzenie w dotychczasowych badaniach, które wskazują na większą podatność na zakażenie wśród dzieci starszych niż młodszych - tłumaczy "Washington Post".

Koronawirus w szkołach a lokalne przypadki infekcji

W raporcie zwrócono także uwagę na silne powiązanie szkolnych ognisk koronawirusa z liczbą zachorowań na COVID-19 w danych społecznościach lokalnych, nawet w okresie, w którym odnotowywano niewielkie wzrosty przypadków w kraju.

"Potencjał rozprzestrzeniania się wirusa w placówkach edukacyjnych, oceniany na podstawie obserwacji wybranych szkół oraz doświadczeń innych państw, pokazuje, że zamykanie szkół może być konieczne jako element 'lockdownu' w regionach, w których odnotowuje się wzrost infekcji" - czytamy w raporcie.

Autorzy zwrócili jednak uwagę, że w związku "z tym, co wiemy na temat szkodliwego wpływu braku dostępu do edukacji na dzieci, takie środki powinny być rozważane jedyne w ekstremalnych przypadkach".

"To zaskakujące, o jak niewielkich liczbach mówimy"

"Washington Post", podsumowując badania brytyjskich naukowców, konkluduje, że szkoły nie stanowią potencjalnego zagrożenia dla wybuchu dużych ognisk koronawirusa.

"Ponowne otwarcie szkół po złagodzeniu 'lockdownu' w Anglii wiązało się z nielicznymi przypadkami COVID-19" - napisali w raporcie eksperci angielskiej agencji zdrowia publicznego, Londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej oraz londyńskiego Uniwersytetu Św. Jerzego.

- Prawdę mówiąc, to zaskakujące, o jak niewielkich liczbach mówimy - oceniła cytowana przez "Washington Post" profesor Emily Oster z Brown University, która przeanalizowała brytyjski raport. - Spodziewałam się, że będą większe - dodała.

"O wiele bardziej szkodliwe dla rozwoju dziecka jest to, jeśli pozostaje poza szkołą"

"Washington Post" zwrócił uwagę, że w Anglii spór związany z powrotem dzieci do szkoły tyczy się konieczności zasłaniania ust i nosa, a nie samego rozpoczęcia nauki w formule stacjonarnej.

Rok szkolny w Anglii i Walii rozpocznie się 1 września. Brytyjski premier Boris Johnson zaapelował bezpośrednio do rodziców o to, by wysłali dzieci z powrotem do szkoły. Przekonywał, że ryzyko zakażenia się w szkołach jest stosunkowo niewielkie, a straty wynikłe z braku normalnych lekcji w ogromnym stopniu będą wpływać na perspektywy życiowe dzieci.

- Jak powiedział naczelny lekarz (Anglii Chris Whitty - red.), ryzyko zakażenia się koronawirusem w szkole jest bardzo małe. O wiele bardziej szkodliwe dla rozwoju dziecka oraz jego zdrowia i samopoczucia jest to, jeśli pozostaje poza szkołą. Dlatego tak ważne jest, aby nasze dzieci wróciły do klas, aby mogły się uczyć i być ze swoimi przyjaciółmi. Nic nie będzie miało większego wpływu na szanse życiowe naszych dzieci niż powrót do szkoły - przekonywał Johnson.

Autorka/Autor:ft/kab

Źródło: "Washington Post", Public Health England, PAP

Tagi:
Raporty: