Dwa miliony ludzi, mało miejsca do życia, koronawirus. Głód odczuwają nawet ci, którzy nigdy nie byli biedni

Źródło:
"New York Times", PAP, tvn24.pl

Ze wszystkich regionów świata koronawirus najmocniej zaatakował w Ameryce Łacińskiej - ocenia "New York Times", jako przykład podając między innymi wysoki wskaźnik śmiertelności w państwach latynoamerykańskich. Dotkliwe skutki epidemii, zarówno zdrowotne, jak i ekonomiczne odczuli mieszkańcy Iztapalapy, dzielnicy biedoty w stołecznym Meksyku. To ich zmagania z pandemią opisał nowojorski dziennik.

Meksyk, Brazylia, Peru i inne kraje regionu borykają się ze słabymi systemami opieki zdrowotnej, poważnymi nierównościami i obojętnością rządu, co odbija się na sytuacji epidemiologicznej w tych państwach. W dziesiątce krajów z najwyższą liczbą potwierdzonych przypadków COVID-19, pięć to kraje Ameryki Łacińskiej. Region ten góruje także w statystykach ofiar śmiertelnych w przeliczeniu na milion mieszkańców.

"New York Times" zwrócił uwagę, że inaczej niż w Europie, Stanach Zjednoczonych i wielu innych regionach, pandemia w Ameryce Łacińskiej nie przychodziła falami. Uderzyła z furią na początku wiosny i utrzymuje się tam od miesięcy.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE >>>

Dla mieszkańców Iztapalapy, jednej z południowych dzielnic miasta Meksyk, od początku było jasne, że wirus pojawi się i tam, atakując z całą mocą. Jest to bowiem najgęściej zaludniony rejon miasta, gdzie dwa miliony osób żyją w ścisku na powierzchni 115 kilometrów kwadratowych (obszar nieco większy od tego, który zajmuje 210-tysięczny Radom czy blisko 200-tysięczne Kielce). Jest to również rejon o bardzo niskim poziomie życia, wysokim ubóstwie i chronicznym braku dostępu do czystej wody. Według nowojorskiego dziennika, setki tysięcy żyjących tu ludzi o wiele bardziej obawiają się głodu, niż jakiegokolwiek wirusa.

Iztapalapa szybko stała centrum epidemii w stolicy Meksyku, która sama odnotuje najwięcej zakażeń i zgonów w skali całego kraju. W tej dzielnicy koronawirus dotknął prawie wszystkich. "Jeśli nie przez chorobę, to przez kłopoty ekonomiczne" - zwrócił uwagę "New York Times". Głód nawiedzał ludzi, którzy nigdy nie uważali się za biednych, a tradycyjne obrzędy, które wiązały tę społeczność od pokoleń, zostały zniesione. Wśród nich jedno z największych chrześcijańskich wydarzeń w Ameryce Łacińskiej - misterium Męki Pańskiej w Iztapalapie, które po raz pierwszy od ponad 150 lat zostało odwołane dla publiczności.

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. CZYTAJ RAPORT TVN24.PL >>>

Ryzyko ceną przeżycia

Epidemia spowodowała katastrofalne załamanie gospodarki meksykańskiej, zmuszając rząd do drastycznych cięć, w tym zmniejszenia liczby urzędów na szczeblu federalnym. W czerwcu PKB Meksyku zmniejszył się o 18,7 procent w porównaniu do jego wartości w czerwcu 2019 roku.

Dla wielu przedłużające się zamknięcie ekonomiczne było czymś niemożliwym do zaakceptowania. Ludzie mogli nosić maski i przestrzegać społecznego dystansu, na ile to było możliwe, ale prawie nikogo nie było stać na pozostanie w domu. "Musieli nadal pracować" - zwrócił uwagę "New York Times".

Dla zdecydowanej większości ludzi ryzyko choroby lub śmierci stało się po prostu ceną przeżycia. Wydatki rządowe na przeciwdziałanie pandemii w Meksyku należą do najniższych na świecie. Przed regionem stoi groźba bardzo poważnego kryzysu gospodarczego. - Nic mi nie pozostaje - powiedział mężczyzna, który prowadzi warzywniak na rynku Central de Abasto w Iztapalapie. - Albo iść i mierzyć się z wirusem, albo siedzieć tu i głodować - dodał.

Rynek Central de Abasto zaopatruje w warzywa i owoce 80 procent stolicy i 30 procent całego narodu. Początkowo, kiedy w marcu rozpoczęła się epidemia w Meksyku, pracowało tam ponad 100 000 osób - sprzedawców, kierowców czy służb sprzątających. Jeszcze miesiąc później prawie nikt na rynku nie nosił maski. W maju oszacowano, że co dziesiąta osoba podłączona do respiratora w stolicy Meksyku była na rynku.

"Rząd płaci ludziom, by twierdzili, że ich bliscy zmarli na COVID"

"New York Times" podkreśla, że dużą rolę w rozwoju pandemii pełniła "dezinformacja, która szalała tak samo jak sam wirus". Niektórzy twierdzili, że wirus był chińskim spiskiem, inni, że wybielacz był lekarstwem. - Słyszałam, że rząd płaci ludziom, by twierdzili, że ich bliscy zmarli na COVID - mówiła jedna ze sprzedawczyń w sklepie mięsnym w Iztapalapie. - Mam dwóch przyjaciół, którym zaoferowano pieniądze - dodała.

W najlepszym wypadku plotki siały zamieszanie i zwątpienie. W najgorszym - był to wyrok śmierci. W związku z tym władze postanowiły wprowadzić bardzo drastyczne środki. Rynek Central de Abasto pozostał otwarty, jednak małe stragany w pozostałej części dzielnicy zamknięto na miesiąc. Nowojorski dziennik ocenia, że krok ten uderzył bezpośrednio w 40 tysięcy osób w nich zatrudnionych.

Koronawirus w Meksyku

W niedzielę resort zdrowia poinformował, że w ciągu ubiegłej doby stwierdzono w Meksyku 3886 kolejnych przypadków zakażenia koronawirusem i 187 zgonów. Władze zastrzegają rutynowo, że są to jedynie potwierdzone przypadki a rzeczywista liczba zakażonych i zmarłych jest najprawdopodobniej znacznie wyższa. Jest to rezultat zbyt małej ilości przeprowadzanych testów.

Łączna liczba potwierdzonych przypadków COVID-19 wzrosła w tym kraju do 730 317, a zgonów do 76 430. Meksyk jest czwartym pod względem liczby ofiar śmiertelnych COVID-19 najciężej doświadczonym krajem świata, po USA (ponad 204 tys. zgonów), Brazylii (ponad 141 tys.) i Indiach (ponad 93 tys.).

Prezydent Meksyku Andres Manuel Lopez Obrador był krytykowany za bagatelizowanie skali kryzysu epidemiologicznego, z jakim mierzy się jego kraj. Szef państwa ostentacyjnie pokazywał się publicznie bez maski ochronnej. Zachęcał też swych współobywateli do odwiedzania restauracji, gdy w większości krajów regionu władze odradzały korzystanie z gastronomii. 

Autorka/Autor:pp,ft

Źródło: "New York Times", PAP, tvn24.pl

Tagi:
Raporty: