Korki w Tybecie


- Coraz większa liczba prywatnych samochodów w spokojnej dotąd stolicy Tybetu Lhasie powoduje, że tworzą się korki - podały w środę chińskie media. Ilość samochodów przypadających na mieszkańca jest tam niemal taka, jak w Pekinie.

W liczącej 400 tys. mieszkańców Lhasie zarejestrowanych jest aż 70 tys. aut. To niezwykłe dla miasta, które pół wieku temu liczyło 20 tys. mieszkańców, a pierwszy samochód zobaczyło dopiero za młodu urodzonego w 1935 roku Dalajlamy.

Nasycenie samochodami wiąże się z działalnością inwestującego w Tybecie Pekinu. Chiny chcą pod każdym względem upodobnić Lhasę do chińskich miast. Przejawia się to w zmianach architektonicznych, zwiększeniu liczby samochodów i domów publicznych oraz w prowadzonej intensywnie akcji kolonizacyjnej.

Rząd chiński pompuje pieniądze w Tybet, by rozpocząć wykorzystywanie jego bogatych zasobów mineralnych i zdławić niepodległościowe nastawienie rdzennych Tybetańczyków, którzy pamiętają o wielowiekowej odrębności państwowej swojej ojczyzny. Komunistyczna armia Chin zajęła Tybet w 1950 roku, a powstanie przeciwko Chinom, które wybuchło w 1959 roku, zostało krwawo stłumione.

Do Tybetu napływają rzesze Chińczyków, którzy obsadzają stanowiska we władzach, budują infrastrukturę, zakładają firmy, co ułatwia uruchomiona w lipcu zeszłego roku, kosztem 2,85 mld euro, linia kolejowa łącząca stolicę Tybetu z Pekinem. Kolej jest też zabezpieczeniem na wypadek jakichkolwiek wystąpień niepodległościowych w Tybecie - dzięki niej można błyskawicznie przysłać posiłki dla i tak pokaźnego kontyngentu chińskiej armii w Lhasie.

Źródło: PAP