Komisja wyborcza przeciw partii rządzącej

Aktualizacja:
 
Protesty nie ustają, nawet mimo krwawego stłamienia demonstracji 10 kwietniaPAP/EPA

- Partia rządząca jest winna nieprawidłowości w finansowaniu kampanii wyborczej - uznała w poniedziałek tajlandzka komisja wyborcza, zalecając rozwiązanie Partii Demokratycznej urzędującego premiera Abhisita Vejjajivy. Najprawdopodobniej umocni opozycję, która domaga się ustąpienia szefa rządu.

Najpierw stanowisko komisji wyborczej ma zostać przekazane prokuratorowi generalnemu. Ten zadecyduje o przekazaniu sprawy Trybunałowi Konstytucyjnemu. Zanim zapadnie ostateczna decyzja, może upłynąć wiele miesięcy.

Komisja badała sprawę przyjęcia w 2005 roku przez Partię Demokratyczną niezadeklarowanej darowizny z 2005 roku w wysokości ponad 258 mln bahtów (5,9 mln euro).

Orzeczenie komisji zapadło tego samego dnia, w którym szef tajlandzkiej armii gen. Anupong Paochinda w telewizji oświadczył, że jeśli nie znajdą politycznego rozwiązania konfliktu, będą pewnie musieli rozwiązać parlament.

Demonstracje nie ustają

Właśnie rozwiązania parlamentu i rozpisania nowych wyborów domagają się od kilku tygodni dziesiątki tysięcy protestujących przeciw rządowi w Bangkoku. Premier Abhisit Vejjajiva wykluczał dotąd takie rozwiązanie.

Sytuacja zaostrzyła się w sobotę. W Bangkoku zginęło 21 ludzi, gdy policja i wojsko usiłowały stłumić protesty. Wśród zabitych było pięciu żołnierzy. Demonstrujący, którzy nazywają siebie "czerwonymi koszulami" (właśnie w czerwonych koszulach występują), są zwolennikami byłego premiera Thaksina Shinawatry, odsuniętego przez wojsko od władzy we wrześniu 2006 roku.

Twierdzą, że są marginalizowani przez popierających obecnego premiera wojskowych, wielkomiejskie elity i monarchistów. Były premier, który kierował rządem Tajlandii w latach 2001-2006, cieszy się popularnością wśród biedniejszych warstw społeczeństwa.

Thaksin, usunięty z urzędu w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego przez wojskowych, zarzucających mu korupcję i nepotyzm, w 2008 roku został skazany zaocznie na dwa lata więzienia pod zarzutem "konfliktu interesów" i nadużycia władzy. Obecnie przebywa na emigracji.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA