Komisja Senatu za interwencją w Syrii. Bez udziału wojsk lądowych i ograniczoną w czasie


Senacka komisja spraw zagranicznych USA ma przegłosować w środę projekt rezolucji, który zezwala na interwencję w Syrii. Według niej, Obama zyska zgodę na operacją wojskową, ale bez udziału wojsk lądowych i z ograniczeniem czasowym do 60 dni, z możliwością przedłużenia do 90.

Rezolucja zakłada, że interwencja wojskowa w Syrii będzie ograniczona w zasięgu, a lądowe siły zbrojne Stanów Zjednoczonych nie zostaną wysłane do operacji bojowych. Prezydent USA będzie mógł przedłużyć operację z 60 do 90 dni, chyba że Kongres w głosowaniu wyrazi swój sprzeciw.

Porozumienie ws. tekstu rezolucji osiągnęli we wtorek wieczorem czasu lokalnego demokratyczny senator Bob Menendez z New Jersey, przewodniczący komisji spraw zagranicznych, i republikański senator Bob Corker z Tennessee. Rezolucja ma być poddana pod głosowanie komisji już w środę. Obie izby Kongresu mają głosować w tej sprawie w tygodniu po wakacyjnej przerwie kończącej się 9 września, ale nieznana jest jeszcze konkretna data.

"Krok bliżej do upoważnienia"

- Dzięki porozumieniu jesteśmy o krok bliżej do udzielania prezydentowi upoważnienia do działania w interesie naszego narodowego bezpieczeństwa - napisał Menendez w oświadczeniu. - Naszym obowiązkiem jest działać, a nie przyglądać się coraz większej tragedii humanitarnej - podkreślił senator.

Projekt rezolucji został uzgodniony po tym jak wcześniej we wtorek sekretarz stanu John Kerry i szef Pentagonu Chuck Hagel uczestniczyli w przesłuchaniu w senackiej komisji spraw zagranicznych na temat planowanej interwencji. Przez prawie cztery godziny przekonywali oni senatorów do autoryzacji interwencji USA przeciwko Syrii.

- Świat patrzy nie tylko na to, co zdecydujemy, ale w jaki sposób podejmujemy tę decyzję. Czy w tym niebezpiecznym świecie rząd może mówić jednym głosem - mówił Kerry.

"Wszyscy jesteśmy współwinni"

- To nie czas na fotelowy izolacjonizm, to nie czas na przyglądanie się masakrze - apelował Kerry, podkreślając, że nie ma wątpliwości, że to siły dyktatora Asada użyły broni chemicznej pod Damaszkiem 21 sierpnia, powodując śmierć ponad 1400 ludzi, w tym setki dzieci. - Kiedy ktoś zabija setki dzieci bronią, której świat zakazał, to jesteśmy wszyscy współwinni - dodał.

- Nie ma wątpliwości, że zgoda jest w interesie naszego narodowego bezpieczeństwa - powiedział Kerry, przekonując, że USA muszą udowodnić, że ich słowa coś znaczą. - Kiedy USA mówią "nigdy więcej" (o użyciu broni chemicznej - red.), to nie mamy na myśli "czasem", ale "nigdy". Nigdy znaczy nigdy - podkreślił.

- Jeśli teraz nie zareagujemy, to za jakiś czas przyjdziemy tu znowu prosić was o wzięcie odpowiedzialności za zgodę na większą interwencję, znacznie bardziej niebezpieczną dla Amerykanów i ryzykowną dla naszego wojska - powiedział Kerry. Przekonywał, że brak reakcji na użycie broni przez Asada będzie przesłaniem dla Hezbollahu, a także Iranu czy Korei Północnej, że mogą np. bezkarnie pracować nad bronią atomową.

Pytany, czy USA wiedzą, czy broń chemiczna wpadła już w posiadanie libańskiego Hezbollahu aktywnego w Syrii, Kerry uniknął odpowiedzi obiecując, że udzieli jej później, podczas briefingu objętego klauzulą tajności.

Bez wojsk lądowych

Wielokrotnie zapewniał senatorów, że w zgłoszonym do Kongresu wniosku "prezydent Obama nie prosi o zgodę na wojnę", a interwencja nie będzie obejmować żołnierzy wojsk lądowych. Szef Pentagonu tłumaczył, że chodzi o ograniczoną operację, by "zredukować zdolności" Asada do ponownego użycia broni masowego rażenia, a także "zniechęcić" go do ponownego sięgnięcia po tę broń.

Szef Pentagonu podkreślał, że niezależnie od operacji wojskowej i tego, czy Kongres się na nią zgodzi, USA będą prowadzić równolegle działania, by wzmocnić umiarkowaną opozycję w Syrii, a także wysiłki dyplomatyczne, by doprowadzić do utworzenia tymczasowego rządu w Syrii i odejścia Asada.

Choć coraz więcej czołowych kongresmenów, w tym liderzy obu partii politycznych, deklaruje poparcie dla wniosku Obamy, podczas przesłuchania nie zabrakło też głosów bardzo sceptycznych. Wyrażali je Republikanie wybrani z poparciem Teat Party, którzy znani są ze wspierania idei izolacjonizmu w polityce zagranicznej USA.

"Nikt nie chce tej wojny"

- Jest argument, że Rosja i Iran bardziej zaangażują się w ten konflikt, jeśli zaatakujemy. Jest też rozsądny argument, że świat będzie po tym mniej stabilny. Odbieram telefony od tysięcy ludzi. Nikt nie chce tej wojny - mówił republikański senator Paul Rand.

Wątpliwości mają też bardziej liberalni Demokraci. - Zastanawiamy się, jakie są granice wojskowych zdolności USA, by wpływać na polityczne wydarzenia na Bliskim Wschodzie - mówił Christopher Murphy. Jego zdaniem, po przedłużającym się konflikcie z Syrią, przekonanie w przyszłości Amerykanów do ewentualnej interwencji w Iranie może okazać się znacznie trudniejsze.

Przedstawiciele rządu USA byli też wielokrotnie pytani o sojuszników w operacji przeciwko Syrii, sugerując, że USA są raczej osamotnione. Z interwencji wycofała się Wielka Brytania, Francja i Turcja deklarują jednak wciąż gotowość udziału w operacji. - Nie ma jeszcze ostatecznej listy, ale są chętni do wzięcia udziału w tej operacji - zapewnił Kerry.

W ramach budowania międzynarodowego poparcia dla operacji USA Kerry będzie uczestniczył w sobotę w spotkaniu ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej w Wilnie. - Większość z państw UE należy do NATO i będziemy o tym rozmawiać - powiedział.

Autor: iwan/jk / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: