Kolejne ofiary metanolu w Czechach. "Źródło zatruć może pochodzić z Polski"


Mimo wprowadzenia prohibicji w Czechach nadal przybywa zatruć skażonym alkoholem. Policja nie może ustalić jego źródła. Czeskie media sugerują w niedzielę, że alkohol z dodatkiem metanolu, którym zatruło się dziesiątki Czechów, mógł pochodzić z Polski. - Ja te doniesienia medialne traktuje jako plotkę - mówi rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski.

Według polskiej policji, jak do tej pory nic nie wskazuje na to, by źródło skażonego alkoholu znajdowało się w Polsce.

Zatruta wódka z polskiego targu

Portal Novinky.cz napisał, że w Opawie do szpitala trafiło starsze małżeństwo, które przyznało, że wódka, którą wypiło, pochodziła z Polski. Starsi ludzie kupili ją na polskim targu.

Novinky.cz przypominają, że również w Kielcach zarejestrowano niedawno dwa przypadki zgonów po zatruciu alkoholem. "Główny inspektor sanitarny kraju zakazał w Polsce sprzedaży wszystkich alkoholi pochodzących z Czech. To brzmi co najmniej dziwnie, bo sfałszowany alkohol może pochodzić właśnie z Polski" - twierdzi portal.

"Źródło zatruć może pochodzić z Polski"

Inny portal informacyjny Idnes.cz też sugeruje, że "źródło zatruć może pochodzić z Polski". Zwraca uwagę, że najwięcej przypadków zatruć w Czechach wykryto w północnych Morawach, "blisko granic z Polską". - Ja te doniesienia medialne traktuje jako plotkę. Jak do tej pory nic nie wskazuje na to, by źródło tego alkoholu było w Polsce. Natomiast trzeba pamiętać o tym, że graniczymy z Czechami. Istnieje więc dużo prawdopodobieństwo, że część skażonego alkoholu - miejmy nadzieję niewielka - trafiła do Polski - zaznaczył w rozmowie z PAP rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski. Jak dodał, przypadki zatrucia, które odnotowano w Polsce są nieliczne. - W tych, które badamy - wiele wskazuje na to, że alkohol pochodził właśnie z Czech - zaznaczył. Ponownie zaapelował też, by nie kupować i nie spożywać alkoholu z niewiadomego źródła.

Trucizna z jednego źródła?

Szef czeskiego zespołu śledczego "Metanol", który zajmuje się aferą alkoholową, Vaclav Kuczera w wywiadzie dla czeskiej telewizji publicznej nie wykluczył, "że metanol może pochodzić z jednego źródła". Kuczera dodał, że "na obecnym etapie śledztwa policja nie może tego potwierdzić ani wykluczyć", zapewniając, iż "jego zespół jest już bliski ujawnieniu źródeł skażenia". Mimo że policja, służby sanitarne i celne skontrolowały 6,2 tys. sklepów, restauracji, barów, dworców autobusowych i kolejowych, które po piątkowym zarządzeniu sztabu kryzysowego w Pradze musiały usunąć z półek wszystkie butelki zawierające co najmniej 20 proc. alkoholu, czeska służba zdrowia rejestruje wciąż nowe przypadki zatruć. Drugi przypadek zatrucia odnotowano w Pradze. Co więcej, istnieje podejrzenie, że przyjęty do szpitala 58-letni mężczyzna nie pił wódki z podejrzanego źródła, ale whisky lub koniak. Do tej pory metyl wykryto w sfałszowanych alkoholach kilku marek wyrobów wysokoprocentowych.

Tragiczny bilans

Do niedzielnego popołudnia w Czechach zmarło z powodu zatrucia 20 osób, 35 dalszych znajduje się w szpitalach. Policja postawiła zarzuty nielegalnego handlu skażonym alkoholem 23 osobom. 11 osób zostało zatrzymanych. W niedzielę na południu Moraw policja zatrzymała mężczyznę, który mimo prohibicji usiłował sprzedać "domową śliwowicę" przez internet po 250 koron za butelkę. Afera zatacza coraz większe kręgi. Do tej pory skonfiskowano kilka tysięcy litrów skażonego alkoholu i podobną liczbę podrobionych znaków skarbowych akcyzy, ale nadal nie ustalono podstawowego źródła alkoholu zatrutego metanolem. W czeskich mediach elektronicznych policja ostrzega przez zakupem jakiegokolwiek alkoholu, również poza granicami kraju. Przewodniczący Związku Producentów i Importerów Napojów Alkoholowych Petr Pavlik skrytykował decyzję o wprowadzeniu prohibicji. Według niego Czesi i tak będą kupować alkohol, ale pokątnie, a zyski przejmie czarny rynek. Premier Petr Neczas uważa jednak, że decyzja była słuszna, ponieważ tylko w ten sposób można było zapobiec "postępującemu dramatowi". Ministerstwo zdrowia sprowadziło z Norwegii lek, który blokuje toksyczne przemiany w organizmie, i rozesłało go do krajowych szpitali. Leczenie jest jednak drogie, kosztuje bowiem 6 tys. euro.

Autor: //gak / Źródło: PAP

Raporty: