Kanada: śmierć Polaka zmienia przepisy

 
Kanadyjska policja po tym incydencie znalazła się pod ogniem krytykiVancouver Police Department

- Kanadyjska policja ma niezwłocznie ograniczyć używanie paralizatorów - napisano w raporcie Komisji Skarg Publicznych opublikowanym w środę w Ottawie. Sprawa trafiła do Komisji po śmierci 40-letniego Polaka na lotnisku w Vancouver. Robert Dziekański zmarł po interwencji policji.

Raport, zamówiony przez ministra bezpieczeństwa publicznego Stockwella Daya, zawiera 10 zaleceń "do niezwłocznego wprowadzenia".

Policja ma ograniczyć użycie broni na impulsy elektryczne i broń ta ma być traktowana jako broń uderzeniowa - obecnie paralizator jest traktowany jako zwykły "środek bezpośredni", taki jak miotacz gazu pieprzowego, który można również zastosować, gdy osobnik stawia "opór" władzy.

Taka kwalifikacja paralizatora skutkuje tym, że broń "jest stosowana częściej niż jest to konieczne" - napisała komisja w raporcie. Zmiany zasad używania paralizatora polegają na tym, że będzie można go używać jedynie w przypadku, gdy ktoś zachowuje się agresywnie, wojowniczo i jego zachowanie zagraża życiu lub zdrowiu policjanta.

Komisja podkreśliła, że paralizator może być używany jedynie "w szczególnych przypadkach".

Śmierć na lotnisku

Dziekański, który przyleciał do Vancouver 13 października z Frankfurtu z zamiarem osiedlenia się na stałe w Kanadzie, ponad 10 godzin oczekiwał na swoją matkę, która nie mogła się z nim skontaktować, gdyż przebywał w tzw. strefie bezpieczeństwa. Nie uzyskał tam, podobnie jak matka, żadnej pomocy ze strony władz. Zmarł w rezultacie scysji z policjantami, którzy użyli paralizatora. Opublikowane nagranie wideo całego incydentu nie potwierdziło twierdzeń policji, że Polak dostał ataku szału.

W Kanadzie po śmierci Polaka zanotowano już dalsze trzy przypadki zgonów spowodowanych użyciem tasera.


Źródło: PAP, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Vancouver Police Department