Iran urządził polowanie na zachodnich dyplomatów?

Zaostrzone środki bezpieczeństwa miały uniemożliwić przeprowadzenie skutecznych atakówEPA

- Iran prowadził szeroko zakrojoną akcję terrorystyczną, której celem byli dyplomaci USA i ich sojuszników na Bliskim Wschodzie - twierdzi "Washington Post", powołując się na swoich informatorów. Teheran miał dążyć do zabicia przedstawicieli siedmiu państw na przestrzeni 13 miesięcy. Ostatecznie plan miał zostać zarzucony w ostatnim czasie, po powrocie Iranu do stołu rokowań z mocarstwami na temat programu atomowego.

Amerykańska dyplomacja miała zostać zaalarmowana w październiku 2011 roku, kiedy służby bezpieczeństwa Azerbejdżanu wykryły spisek mający na celu atak na pracowników ambasady w Baku i ich rodzin. Zamachu miano dokonać przy pomocy snajperów i bomby umieszczonej w samochodzie.

Azerbejdżańcycy przy pomocy wywiadu USA mieli rozbić siatkę terrorystów. Na początku 2012 roku aresztowano ponad dwadzieścia osób. Oficjalnie nie ustalono ich mocodawców. Według informatorów "WP", ślady prowadziły jednak do południowego sąsiada Azerbejdżanu, Iranu. Szeroko zakrojona akcja Jak twierdzi amerykańska gazeta, po azerbejdżańskim incydencie zapoczątkowano śledztwo prowadzone przez wywiady szeregu państw. Kolejnych dowodów na istnienie jakiegoś spisku miała dostarczyć rzekoma próba zamachu na ambasadora Arabii Saudyjskiej w USA, o której zapobieżeniu informowały służby amerykańskie w październiku 2011 roku.

Służby wywiadowcze kilku państw miały według "WP" ustalić, iż Iran postanowił sobie za cel zabicie przedstawicieli dyplomatycznych co najmniej siedmiu państw na przestrzeni 13 miesięcy. Celami miało być dwóch Saudyjczyków, kilku Izraelczyków i szereg Amerykanów. W ostatnich tygodniach został sporządzony sześciostronicowy skrócony raport, który dokładnie opisuje domniemaną operację Iranu. Informatorzy "WP" mieli mieć do niego dostęp i przekazali gazecie zarys jego zawartości. Odwet Teheranu Zamachy mieli organizować przedstawiciele irańskich służb specjalnych przy pomocy pośredników z libańskiego Hezbollahu. Ani Irańczycy, ani Libańczycy sami nie angażowali się jednak bezpośrednio w akcję, a jedynie opłacali lokalnych kryminalistów, którym zlecali przeprowadzenie zamachu. W raporcie ma być przedstawiony szereg dowodów, w tym podsłuchane rozmowy telefoniczne, opisy akcji śledzenia organizatorów i zamachowców oraz między innymi karty SIM zakupione dla wykonawców zleceń Iranu. Ataki miały być przeprowadzone w takich krajach jak Indie, Turcja, Tajlandia, Pakistan i Gruzja. W dwóch przypadkach plan wszedł w fazę realizacji. W Indiach w zamachu na początku 2012 roku została ranna żona izraelskiego dyplomaty. Następnego dnia bomba szykowana do przeprowadzenia analogicznego zamachu w Bangkoku wybuchła podczas składania z części dostarczonych z Iranu. W obu przypadkach miano zatrzymać kilka osób, które trafiły do aresztów i stały się źródłami informacji dla wywiadów.

Według autorów raportu, cała akcja jest działaniem Iranu, który chciał się zemścić za zagadkowe zamachy na swoich naukowców (zdaniem Teheranu odpowiada za nie Mossad), dotkliwe sankcje nałożone na kraj i ataki cybernetyczne (za których źródło uznaje się USA i Izrael). Terrorystyczna ofensywa miała jednak zostać przerwana w ostatnich tygodniach, wobec decyzji irańskich władz, aby wrócić do stołu rokowań z mocarstwami w sprawie programu atomowego i chwilowo zarzucić dotychczasową wojowniczą retorykę.

Wyniki prac wywiadów nie zostały podane do oficjalnej informacji, ponieważ brakuje twardych dowodów wiążących oficjalne irańskie władze z całą akcją. - Nie znaleziono jeszcze "dymiącego pistoletu" - miał powiedzieć "WP" anonimowy dyplomata, który czytał raport. - Ale znamy już schemat ich działań i z każdym dniem przybywa nam dowodów - dodał.

Autor: mk, mn / Źródło: Washington Post

Źródło zdjęcia głównego: EPA

Raporty: