Gwałt i bicie w gruzińskim więzieniu. Norma czy "ustawka" przed wyborami?


W Gruzji rośnie napięcie przed wyborami parlamentarnymi 1 października. Ostatniej nocy na ulice Tbilisi wyszły tłumy zwolenników opozycji po tym, jak dwie telewizje pokazały nagrania z więzienia ze scenami znęcania się nad więźniem. Władze twierdzą, że to prowokacja wrogów prezydenta Micheila Saakaszwilego.

Setki protestujących zablokowały ruch w centrum miasta po tym, jak dwie stacje telewizyjne wyemitowały kadry nagrane ukrytą kamerą pokazujące strażników więziennych dopuszczających się przemocy wobec osadzonych w stołecznym więzieniu nr 8.

Nie wiadomo, kiedy wykonano większość nagrań, tylko na jednym jest data 24 sierpnia. Jeden z filmów przedstawia scenę gwałtu na więźniu przy użyciu kija.

Opozycja przekonuje, że takie sytuacje w gruzińskich więzieniach to powszechne zjawisko.

Gruzińskie MSW poinformowało, że trzech funkcjonariuszy więziennych zostało już aresztowanych. W związku ze sprawą w środę ze stanowiska ustąpiła minister ds. penitencjarnych Chatuna Kalmachelidze. Prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili zapowiedział, że wszyscy winni nadużyć zostaną ukarani.

Prowokacja opozycji?

Władze twierdzą, że wykonanie nagrań, ich emisja i wyjście ludzi na ulice to przygotowana wcześniej akcja opozycji.

Według MSW jeden z osadzonych, powiązany z przywódcą opozycji i miliarderem Bidziną Iwaniszwilim, zapłacił funkcjonariuszom za zaaranżowanie i sfilmowanie sytuacji znęcania się nad więźniami.

W pokoju jednego z aresztowanych funkcjonariuszy więziennych znaleziono 17 tys. dolarów w gotówce i sprzęt do nagrywania. Zleceniodawcą miał być Tamaz Tamazaszwili. Jego syn kandyduje z listy głównej partii opozycji, a zięć jest doradcą Iwaniszwilego.

To właśnie kanały telewizyjne należące do tego ostatniego wymitowały nagrania. Na kilkanaście dni przed wyborami Iwaniszwili zapowiada, że wyprowadzi ludzi na ulice, jeśli wyniki wyborów zostaną sfałszowane. Już teraz można być pewnym, że główna siła opozycji, oskarżana często o kontakty z Kremlem, nie uzna wyniku głosowania, skoro Iwaniszwili przekonuje, że liczy na 40-60 proc. głosów. Sondaże dają mu góra 20 proc.

Autor: //gak/k / Źródło: PAP, Radio Wolna Europa, tvn24.pl

Raporty: