"Szerzą nienawiść podżegającą do dyskryminacji". Francuska młodzieżówka rozwiązana

Źródło:
PAP

Skrajnie prawicowa organizacja Generation Identitaire została rozwiązana. MSW Francji uznało jej działania za "podżegające do dyskryminacji lub przemocy". Francuscy politycy i publicyści są podzieleni w opiniach z powodu tej decyzji.

W środę, podczas posiedzenia Rady Ministrów, minister spraw wewnętrznych Gerald Darmanin poinformował, że skrajnie prawicowa organizacja Generation Identitaire (GI), "podżegająca do dyskryminacji lub przemocy", została rozwiązana.

"To stowarzyszenie i niektórzy z jego działaczy powinni być traktowani jako osoby, które szerzą nienawiść podżegającą do dyskryminacji lub przemocy wobec osób ze względu na ich pochodzenie, rasę i religię, a ze względu na swoją formę i organizację wojskową GI można uznać za organizację o charakterze prywatnej milicji" – uzasadnił Darmanin w dekrecie o rozwiązaniu organizacji.

OGLĄDAJ NA ŻYWO W TVN24 GO

Procedura rozwiązania GI została uruchomiona w połowie lutego. Dekret o rozwiązaniu wspomina również o "powiązaniach z ultraprawicowymi grupami, od których (GI) otrzymuje wsparcie logistyczne, a które bronią ideologii wzywającej do dyskryminacji, przemocy lub nienawiści w imię teorii rasistowskich".

Pierwszym głośnym występem GI było usadowienie się jej członków w październiku 2012 roku na dachu powstającego meczetu w Poitiers i wywieszenie tam transparentu z nazwą organizacji. W 732 roku w Poitiers Karol Młot pobił armię Umajjadów Abd ar-Rahmana, na wieki powstrzymując arabską ekspansję na Francję i Europę.

Kolejnym spektakularnym wyczynem GI było zajęcie alpejskiego szczytu Pointe de L’Echelle, przez który prowadzi droga od granicy włoskiej. Setka członków organizacji, z których część wznosiła flagi z hasłem "Bronimy Europy", postanowiła "zagrodzić drogę nielegalnym migrantom".

Obrońcy GI powtarzają, że organizacja ta nigdy nie dopuściła się użycia przemocy, a organizowane przez nią manifestacje dwukrotnie uznane zostały przez sądy za pozbawione cech wykroczenia.

"Europa nie będzie waszym domem"

Decyzję o delegalizacji GI szef MSW powziął po styczniowej manifestacji w pobliżu granicy hiszpańskiej w Pirenejach, gdzie aktywiści ruchu ułożyli na zaśnieżonym zboczu ogromną płachtę z napisem po angielsku: "Granica zamknięta, Europa nie będzie waszym domem, nie ma mowy".

Według służb MSW ruch promuje "ideologię nakłaniającą do dyskryminacji osób za względu na to, że nie należą do narodu francuskiego, lub wzywa do nienawiści i przemocy wobec cudzoziemców".

Innym powodem zawieszenia działalności GI jest uznanie przez MSW charakteru prywatnej milicji, jaki przybrała GI. Jej członkowie noszą na manifestacjach bluzy z napisem i godłem organizacji, co ministerstwo uznało za mundury. Na pojazdach wymalowali hasło "Defend Europe" (Broń Europy).

Jeden z obrońców ugrupowania natychmiast zapowiedział odwołanie się od decyzji MSW do Rady Stanu, najwyższego francuskiego sądu administracyjnego, zarzucając rządowi "nadużycie władzy".

"GI nie jest zbrojną milicją"

Politolog Jean-Yves Camus, specjalista od skrajnej prawicy w Instytucie Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS), ocenił argumenty Darmanina jako "słabe". W rozmowie z dziennikiem "Le Monde" przekonywał, że "GI nie jest zbrojną milicją i nie ma w planie obalenia republikańskiej formy obecnego rządu".

Jeszcze w styczniu Christophe Castaner, były minister spraw wewnętrznych, a obecnie szef grupy parlamentarnej prezydenckiej partii LREM, w wywiadzie dla radia France Inter "z żalem" konstatował, że GI "nigdy nie popełniła prawnych błędów, które mogłyby wytłumaczyć jej rozwiązanie".

Socjalistyczna mer Lille, była minister pracy Martine Aubry, wydała w środę wieczorem komunikat, w którym wyraża "radość z tej decyzji (o delegalizacji GI - red.) i wzywa, by "wyciągnięto z niej konsekwencje w Lille". Jak wyjaśniła, chodzi o to, by "po rozwiązaniu GI położono kres ruchom tożsamościowym na naszym terytorium", a konkretnie o zamknięcie lokalu, w którym zbierają się członkowie i sympatycy tej ideologii.

Na stronie internetowej dziennika "Le Monde" pojawił się artykuł Adriena Senecata, mający zbić argumenty obrońców GI. Autor przyznaje, że "jak dotąd wobec ruchu nie zapadł wyrok skazujący", jednak "nie mogą tego powiedzieć o sobie niektórzy jej członkowie". Podaje przykłady ukarania grzywną działaczy uczestniczących w manifestacjach na dachach budynków, m.in. siedziby Partii Socjalistycznej.

Wraca też do historii mężczyzny w bluzie GI, który groził policjantom bronią i został przez nich zastrzelony. Jak się później okazało, nie miał powiązań z ruchem, ale - jak czytamy w "Le Monde" - "ministerstwo (spraw wewnętrznych) dostrzega tu znak, że retoryka GI może zachęcić do zbrodniczego czynu".

Tysiąc euro darowizny

W "Le Monde", jak i w uzasadnieniu decyzji o delegalizacji, podkreśla się, że GI otrzymał tysiąc euro darowizny od Brentona Tarranta, sprawcy zamachu terrorystycznego na meczety w Christchurch w Nowej Zelandii w 2019 roku, w którym zginęło 51 osób. "Nie oznacza to przecież, że był członkiem GI" - twierdzą inni komentatorzy, wśród nich Guillaume Drago, profesor prawa publicznego Uniwersytetu Pantheon-Assas.

Jeden z obrońców GI, prawnik Gilles-William Goldnadel, uznał dekret o delegalizacji ugrupowania za "prawną i moralną aborcję". W telewizji C-News przypomniał, jak deputowany skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej Eric Coquerel okupował wraz z 80 nielegalnymi imigrantami bazylikę w Saint-Denis pod Paryżem, miejsce symboliczne, gdyż pochowano tam prawie wszystkich królów Francji.

Inny adwokat, znany i szanowany członek palestry Jean-Pierre Versini-Campinchi, wypowiadając się w środę w telewizji, uznał delegalizację GI za "kontrproduktywną". Dodał, że należało się jednak spodziewać po delegalizacji kilku islamistycznych ugrupowań i organizacji, jakie otrzymały zakaz działalności po zamordowaniu w październiku przez dżihadystę profesora podparyskiego gimnazjum.

Media francuskie uznają GI za młodzieżówkę powiązaną ze Zjednoczeniem Narodowym Marine Le Pen.

Autorka/Autor:tas\mtom

Źródło: PAP