"Firmy", marsze i polityka. Najgroźniejszych ultrasów ma Spartak


Zdjęcia, na których biją się z Polakami, obiegły świat i rzuciły cień na Euro 2012. To mniejszość rosyjskich kibiców na turnieju, ale mniejszość dobrze zorganizowana i bojowa. Ultrasi z Moskwy pokazują to nie tylko w swym mieście, ale gdy jest okazja, także za granicą. Tak było na Euro 2008, tak było kilka dni temu w Warszawie. Ten marsz przypomniał wydarzenia sprzed niemal dokładnie trzech lat.

Grupa 4. eliminacji do Mistrzostw Świata 2010. 10 czerwca 2009, Stadion Olimpijski w Helsinkach. Reprezentacja Suomi przegrywa ze Sborną 0:3, a wszystkie bramki strzelają zawodnicy, którzy wybiegli także na murawę Stadionu Narodowego w Warszawie 12 czerwca 2012: Kierżakow (dwie) i Żyrianow. Ale oba te mecze łączy przede wszystkim to, co działo się przed pierwszym gwizdkiem sędziów.

Bitwa na ul. Mannerheima

Na Mannerheimintie spotkały się dwa marsze podążające na stadion: 8-10 tys. Rosjan i 25 tys. Finów. Rozdzielać ich miało kilkuset policjantów. Nie do końca im się to udało. Doszło do starć kibiców obu drużyn. Zapłonęły race, w ruch poszły butelki. Zatrzymano 35 Rosjan i kilkunastu Finów. Już następnego dnia rano wszystkich zwolniono, a Rosjan odstawiono na granicę. O ile tradycyjny fiński marsz Klub Kibica Reprezentacji Narodowej (SMJK) zorganizował w porozumieniu z władzami, to w przypadku Rosjan, którzy tego dnia dokonali prawdziwego najazdu na stolicę Finlandii, policja nie znała nawet trasy przemarszu. Nic dziwnego, że przyznała się potem, iż nie była w stanie w pełni zapanować nad sytuacją. Zwłaszcza, że było to pierwsze takie wydarzenie w Finlandii. Jak przynał Seppo Kujala ze stołecznej policji, zasadniczo udało się zapobiec większym walkom między kibicami, „ale gdy bardzo zmotywowane grupy szukały awantury, doszło do jakichś walk i incydentów”. Po rosyjskiej stronie głównymi zadymiarzami byli ultrasi moskiewskich drużyn. Szczególnie niebezpieczni są ci od Spartaka.

"Firmy"

W ZSRR pierwsze grupy fanatycznych kibiców powstały na początku lat 1970. Pionierami okazali się fani Spartaka Moskwa, którzy zaczęli w zorganizowany sposób jeździć za swoją drużyną na wyjazdowe mecze. Nieco później pojawiły się tzw. „firmy” - zorganizowane, radykalne grupy kibiców. Do pierwszych poważnych zamieszek doszło zaś w 1987 r., gdy w centrum Kijowa pobili się zwolennicy miejscowego Dynama i moskiewskiego Spartaka. Pierwsze „gościnne występy” rosyjskich kibiców to 1990 r. i wywołanie przez spartakowców zamieszek w centrum Pragi. Dziś zorganizowany ruch kibicowski w Rosji opiera się na dwóch filarach. Środowiskach skupionych wokół oficjalnych fan-klubów oraz na dziesiątkach nieformalnych grup. Według przybliżonych danych, w całym kraju takich zagorzałych kibiców jest nie mniej, niż 100 tys. Najwięcej takich zwolenników ma moskiewski Spartak (co najmniej 40 tys.), CSKA Moskwa ma 17 tys., Dynamo Moskwa 5 tys., Lokomotiw Moskwa 8,5 tys. Poza stolicą największą siłą są fani Zenita St. Petersburg. W miarę licząca się „firma” liczy 40-50 osób (w przypadku dużych klubów to ok. 500 ludzi). Mają góra 25 lat i są świetnie zorganizowani. W razie nagłej potrzeby mogą się zebrać w bardzo krótkim czasie. Regularnie umawiają się z innymi grupami na ustawki. Przy czym taka bitwa odbywa się na gołe pięści. Używanie kastetów, kijów bejsbolowych itp. jest zabronione. W ostatnich latach widoczne jest łączenie się „firm” w większe organizacje. Na przykład założona w 2005 r. Fratria od razu skupiła kilka znanych grup zwolenników Spartaka: Flint's crew, UNION czy Gladiators. Podobnie stało się w szeregach fanów CSKA (połączenie grup Red-Blue Warriors, Jarosławka, Gallants Steeds), petersburskiego Zenita (Koalicja, Z-44, Snake City Firm), stołecznych Dynama (Blue White Dynamites, Patriots, Capitals) i Lokomotiwu (Red Green Vikings, Mad Dobermans).

Czynnik polityczny

Zdecydowana większość ultrasów jest dobrze znana organom ścigania (dzięki m.in. pracy tajniaków policyjnych czy nieformalnemu zaleceniu dla dyrekcji szkół, by informować o szczególnie zainteresowanych futbolem uczniach). Najgroźniejsi są zarejestrowani w specjalnej bazie danych MSW. Po raz pierwszy o jej istnieniu powiedział w marcu 2005 r. wiceminister spraw wewnętrznych. Wówczas było w niej ok. 1,5 tys. nazwisk. Wiadomo, że dziś jest dużo więcej. Rosyjska władza poświęca ruchowi kibicowskiemu coraz więcej uwagi. Fanatyczni zwolennicy piłkarskich drużyn stali się już społeczno-polityczną siłą, z którą trzeba się liczyć.

Gdy po zabójstwie kibica Spartaka w grudniu 2010 r., przez kilkanaście miast przetoczyła się fala demonstracji (w zamieszkach na moskiewskim Placu Maneżowym rannych zostało 10 osób), interweniować musiał sam Władimir Putin. Doszło do bezprecedensowego spotkania z liderami grup ultrasów, na którym ówcześnie premier wezwał ich, by wstrzymali się od udziału w zamieszkach.

Ultrasi są uznawani przez policję za najgroźniejszy ruch młodzieżowy, groźniejszy niż skinheadzi. Problem w tym, że coraz częściej ultrasi angażują się w ruch skinowski (np. spartakowcy z Mad Butchers). Rosnące zainteresowanie władz kibicami tłumaczyć też należy coraz większym ich upolitycznieniem. Ultrasi stali się szczególnie łakomym kąskiem dla nacjonalistów. Mają oni wiele wspólnych haseł, i często razem pojawiają się na ulicznych akcjach. Ultrasi włączają się w nacjonalistyczne Rosyjskie Marsze, zaś np. w grudniu 2010 pomocy kibicom w organizowaniu demonstracji po śmierci fana Spartaka udzielili nacjonaliści. - Aktywnie włączyliśmy się w tą kampanię. To bowiem problem wykraczający poza futbol, i my także solidaryzujemy się z kibicami – mówił wtedy Dmitrij Diemuszkin, lider ruchu „Słowiańska siła”. To nie przypadek, że na 12 czerwca na Narodowym pojawiły się czarno-żółto-białe flagi – to barwy rosyjskich skrajnych nacjonalistów. Podobne flagi nieśli też w Helsinkach m.in. ultrasi Spartaka. Dla swych celów kibiców próbują wykorzystywać politycy. Szczególnie znana jest „miłość” do barw Dynama Moskwa lidera LDPR Władimira Żyrinowskiego, który nie raz już finansował ultrasom klubu wyjazdy na mecze. Z kolei kibice CSKA przyjaźnią się z młodzieżowym kremlowskim ruchem Idący Razem. Do dziś nie ma dowodów, czy to władze czy nacjonaliści dali ultrasom Spartaka z „firmy” Gladiators zlecenie na skrajnych lewicowców. Od lutego 2005 do stycznia 2006 działacze Partii Nacjonal-Bolszewickiej padli ofiarą co najmniej siedmiu ataków.

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl