Po bankowym skandalu znów tłumy na ulicach. Chcą dymisji prezydenta


Około 20 tys. osób uczestniczyło w niedzielę w demonstracji w Kiszyniowie, stolicy 4-milionowej Mołdawii, domagając się dymisji prezydenta Nicolae Timoftiego, rządu premiera Valeriu Streleta i innych władz dawnej republiki ZSRR.

Rumuńsko i rosyjskojęzyczni uczestnicy protestu żądali także ustąpienia prokuratura generalnego i gubernatora Banku Narodowego oraz rozpisania wcześniejszych wyborów. Chcą być reprezentowani przez nową partię polityczną, którą zamierzają utworzyć.

W całym kraju

Jedna z liderek platformy obywatelskiej Godność i Sprawiedliwość (DA) Andrea Nastase, która jest głównym organizatorem demonstracji, zapowiadała, że protesty będą prowadzone "we wszystkich zakątkach kraju". Demonstracje antyrządowe w jednym z najuboższych krajów Europy, którym przewodzi działacz opozycyjny Valentin Dolganiuc, trwają od wiosny tego roku, odkąd władze oficjalnie przyznały, że z mołdawskich banków, którym rząd udzielił ogromnych kredytów, zniknęło 1,5 mld dolarów. Pieniądze zniknęły w listopadzie 2014 roku z państwowego banku oszczędnościowego oraz prywatnych banków Unibank i Social Bank. Zniknięcie funduszy z trzech banków, posiadających jedną trzecią aktywów bankowych kraju, wykrył w kwietniu br. mołdawski bank centralny. Z poufnego raportu firmy konsultingowej Kroll, opublikowanego przez jednego z deputowanych do parlamentu, wynika, że pieniądze wyprowadzono za pomocą oszukańczych pożyczek i transferów. Poprzez sieć rosyjskich spółek i fikcyjnych firm z siedzibą w Wielkiej Brytanii fundusze miały trafić do łotewskich banków. Platforma DA, która reprezentuje szerokie spektrum polityczne, łącznie ze zwolennikami integracji Mołdawii z Rumunią, oskarża obecne władze kraju o "totalne podporządkowanie" grupom oligarchów. Mołdawski premier ostrzegał w tych dniach, że dymisja rządu i rozwiązanie parlamentu może niebezpiecznie zdestabilizować sytuację w Mołdawii, a nawet spowodować jej bankructwo.

Autor: mn/ja / Źródło: PAP