W pożarze w Czechach zginęło 11 osób, ludzie skakali z okien. "Nie mamy wątpliwości. To było podpalenie"

Aktualizacja:
Źródło:
TVN24, PAP
Czeska straż pożarna: nie mamy wątpliwości, to było podpalenie
Czeska straż pożarna: nie mamy wątpliwości, to było podpalenieTVN24
wideo 2/5
Czeska straż pożarna: nie mamy wątpliwości, to było podpalenieTVN24

11 osób zginęło w sobotę w pożarze 13-piętrowego bloku w Boguminie na Zaolziu przy granicy z Polską. Strażacy informują o 6 ofiarach na 11. piętrze budynku i pięciu osobach, które zginęły, skacząc z 12. piętra. Wśród ofiar jest troje dzieci. - Nie mamy wątpliwości. To było podpalenie - powiedział Vladimir Vlcek z czeskiej straży pożarnej. Przedstawiciel policji podał, że w związku z pożarem zatrzymano jedną osobę.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Do pożaru doszło w sobotę. Rzecznik strażaków Lukasz Popp poinformował, że pożar wybuchł na 11. piętrze budynku mieszkalnego. Ogień udało się opanować, a oprócz 11 ofiar śmiertelnych jest 10 rannych.

Rzeczniczka policji Karolina Bielunkova poinformowała, że na miejscu pożaru od soboty wieczór pracują śledczy, których wzmocniła grupa specjalistów z Pragi. Pracują m.in. nad potwierdzeniem tożsamości wszystkich ofiar. Rzecznik lokalnej straży pożarnej powiedział dziennikarzom, że statyka budynku jest nienaruszona, ale w dalszym ciągu odcięty jest dopływ prądu i gazu. Mieszkańcy stopniowo mogą wracać do swoich lokali.

Strażacy poinformowali w niedzielę, że na miejscu pożaru znaleziono ślady substancji łatwopalnych.

Świadek pożaru: strażacy stali i nic nie robili

Pojawiają się w jednak wątpliwości co do pracy strażaków na miejscu. W portalach społecznościowych pojawiły się uwagi dotyczące akcji prowadzonej przez strażaków, która miała być spóźniona, co pociągnęło za sobą najwyższą w historii Czech liczbę ofiar pożarów. Krytykuje się m.in. zbyt późne pojawienie się załóg ze skokochronem, który mógł ocalić 5 osób próbujących ratować skokiem z 12. piętra budynku.

Jeden ze świadków pożaru stwierdził, że "strażacy stali i nic nie robili". - Oni byli tu zbyteczni - dodał.

Świadek pożaru w Czechach: strażacy stali i nic nie robili
Świadek pożaru w Czechach: strażacy stali i nic nie robiliTVN24

"Nie mamy wątpliwości. To było podpalenie"

Głos w tej sprawie zabrał Vladimir Vlcek z czeskiej straży pożarnej. - Chciałbym sprostować informacje, które się pojawiały wczoraj, że strażacy przyjechali za późno. Zgodnie z przepisami dwie jednostki miały tu być do dziesięciu minut, natomiast tutaj już te jednostki pojawiły się do pięciu minut. Odrzucam zatem wszelkie spekulacje, że strażacy przyjechali za późno. Te opinie są niesprawiedliwe i mogą wynikać z braku wiedzy o naszej pracy. Nie można twierdzić, że strażacy stali i nie wiedzieli co mają robić - powiedział.

Komendant nie odniósł się do zarzutów o braku skokochronu, ale zapowiedział, że postępowanie zespołów ratunkowych zostanie ocenione przez inspekcję Komendy Głównej Straży Pożarnej.

Jednocześnie mówił o przyczynie pożaru. - Nie mamy wątpliwości. To było podpalenie, widząc, jak szybko rozprzestrzenił się ogień i tę skalę zniszczeń - dodał strażak.

Media: zatrzymany mężczyzna to były partner kobiety, która razem z rodziną spłonęła w mieszkaniu

Wcześniej o możliwości podpalenia mówiła mieszkanka domu, w którym doszło do pożaru, Karolina Szipkova. Powiedziała dziennikarzom, że policjanci zatrzymali mężczyznę, którego wyprowadzono w kajdankach. Miał twierdzić, że to on podłożył ogień.

Według czeskich mediów zatrzymany mężczyzna to były partner kobiety, która razem z rodziną spłonęła w mieszkaniu na 11. piętrze bloku. Według wicestarosty Bogumina Igora Bruzla, który znał większość rodzin z tego budynku, zatrzymany przyszedł niezaproszony na rodzinną uroczystość. Niewykluczone, że motywem podłożenia ognia była zemsta.

Czeska straż pożarna: nie mamy wątpliwości, to było podpalenie
Czeska straż pożarna: nie mamy wątpliwości, to było podpalenieTVN24

- Policja była na miejscu już po dwóch minutach. Na miejscu przed blokiem zatrzymaliśmy podejrzaną osobę. Prowadzimy z nim czynności. Pracowaliśmy tu całą noc. Mieszkańcy nie muszą się już niczego obawiać - potwierdził Pawel Tvrdy z czeskiej policji.

Policja po pożarze w Czechach: zatrzymaliśmy podejrzaną osobę
Policja po pożarze w Czechach: zatrzymaliśmy podejrzaną osobęTVN24

Mieszkańcy Bogumina przynoszą kwiaty i znicze

W niedzielę naprzeciwko bloku, w który doszło do pożaru, spontanicznie powstało miejsce, na które mieszkańcy Bogumina przynoszą kwiaty i znicze. Nie brak też dziecięcych zabawek, stawianych z myślą o trzech dziecięcych ofiarach tragedii.

Bliscy osób, które poniosły śmierć w pożarze mają dostać wsparcie finansowe z kasy władz regionalnych. Zapomogi mają otrzymać również ranni. Według czeskich mediów pięć z dziesięciu osób, które odniosły rany, wciąż jest w szpitalach.

Najtragiczniejszy pożar od 1990 roku

Dwóch strażaków i jeden policjant zostali ranni. Przedstawiciele służb ratunkowych podkreślili, że na miejsce wysłano osiem zespołów pogotowia z lekarzami i ratownikami medycznymi.

Pożar w Boguminie jest najtragiczniejszy w Czechach od 1990 roku. Dotąd najwięcej ofiar pochłonął pożar w październiku 2010 r., gdy w pobliżu dworca w Pradze zginęło dziewięciu bezdomnych. W styczniu tego roku osiem osób zginęło w pożarze domu opieki społecznej w miejscowości Vejprty w północno-zachodnich Czechach. Osiem ofiar pochłonął także pożar hotelu "Olympik" w Pradze w maju 1995 roku.

Autorka/Autor:mp, mjz, pp/kg

Źródło: TVN24, PAP