Zakończył karierę Nixona, napisał o Trumpie. W Waszyngtonie burza

[object Object]
"Trump nie zaistniałby, gdyby nie było warunków do tego, żeby człowiek jak on zaszedł tak daleko" (Materiał programu "Horyzont" z 25.08) tvn24
wideo 2/25

Fragmenty książki "Fear: Trump in the White House" ("Strach: Trump w Białym Domu") o prezydencie USA, autorstwa słynnego z ujawnienia afery Watergate dziennikarza Boba Woodwarda, które ukazały się we wtorek, wstrząsnęły Waszyngtonem.

Publikacja fragmentów w internetowym wydaniu dziennika "The Washington Post" przyćmiła nawet rozpoczęte godzinę wcześniej, zapowiadane jako wydarzenie tygodnia posiedzenie senackiej komisji sprawiedliwości zmierzające do zatwierdzenia nominacji Bretta Kavanaugha na sędziego Sądu Najwyższego.

"Wszyscy chcą się do mnie dobrać"

Książka oparta została na rozmowach, jakie Woodward - dwukrotny laureat Nagrody Pulitzera i dziennikarz "Washington Post" - przeprowadził z przedstawicielami administracji prezydenta Donalda Trumpa i waszyngtońskiej elity pod warunkiem nieujawniania ich nazwiska.

"Strach" przedstawia Biały Dom, którego prace ma paraliżować paranoja i wściekłość. "Wszyscy chcą się do mnie dobrać" - miał rzekomo powiedzieć prezydent Trump na wiadomość, że dyrektor FBI Robert Mueller został mianowany specjalnym prokuratorem w celu wyjaśnienia wszystkich wątków związanych z ingerencją rosyjskich władz w amerykańskie wybory prezydenckie z 2016 roku.

"On jest idiotą"

W opublikowanych we wtorek fragmentach Woodward opisuje zabiegi najbliższych doradców prezydenta, którzy w imię interesów państwa mieli starać się kontrolować impulsywne reakcje Trumpa, posuwając się nawet do wykradania dokumentów leżących na biurku 45. prezydenta USA, aby Trump, działając emocjonalnie, nie podpisał któregoś z nich bez zastanowienia i nie doprowadził do tragedii.

Jako przykład opisane jest spotkanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego z 19 stycznia tego roku, podczas którego prezydent Trump kwestionował wydatki na amerykańskie siły stacjonujące na Półwyspie Koreańskim, w tym na tajny program pozwalający na wykrycie północnokoreańskiego ataku z użyciem rakiety balistycznej w ciągu 6 sekund w porównaniu z 15 minutami potrzebnymi do wykrycia takiego ataku w bazie wojsk amerykańskich na Alasce.

Kiedy prezydent Trump kwestionował zasadność wydawania przez USA pieniędzy na ten region świata, szef resortu obrony James Mattis odparł, że czynią to "w celu zapobieżenia III wojnie światowej".

Podobno - jak relacjonuje Woodward, który obecnie jest jednym z zastępców wydawcy niezbyt lubianego przez prezydenta Trumpa dziennika "Washington Post" - minister obrony był szczególnie wyczerpany naradą z udziałem Trumpa i po jego wyjściu miał powiedzieć jednemu z bliskich współpracowników, że prezydent "zachowuje się jak piąto- lub szóstoklasista i taką też ma wiedzę".

Przy innej okazji Mattis miał powiedzieć swoim bliskim współpracownikom, że "ministrowie obrony nie zawsze mają okazję wyboru prezydenta, dla którego pracują" i doprowadzał do wybuchów śmiechu, opisując tendencję Trumpa do odejścia od tematu w celu wygłoszenia filipiki o imigracji czy mediach.

Z kolei szef kancelarii prezydenta Trumpa, były generał piechoty morskiej John Kelly - jak stwierdza Woodward w swojej liczącej 448 stron książce - czasami tracił panowanie nad sobą i raz nawet określił Trumpa w rozmowie jako "niezrównoważonego".

"On jest idiotą, przekonywanie go do czegokolwiek nie ma sensu. Brakuje mu piątej klepki. Jesteśmy w domu wariatów. Nie wiem nawet, dlaczego tutaj jesteśmy. To najgorsza robota, jaką miałem w życiu" - miał rzekomo powiedzieć Kelly.

"Sfabrykowane historie"

W kilka godzin po opublikowaniu fragmentów książki Woodwarda Biały Dom przypuścił atak na słynnego dziennikarza. Rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders nazwała książkę Woodwarda "niczym więcej jak sfabrykowanymi historiami, z których wiele stworzyli rozczarowani byli pracownicy".

Publikację skomentował także cytowany w książce James Mattis, który uznał ją za "fikcję".

"Pełne pogardy komentarze pod adresem Prezydenta przypisane mi w książce Woodwarda nigdy nie były wypowiedziane przeze mnie, ani w mojej obecności" - oświadczył sekretarz obrony, dodając, że "anonimowe źródła nie dodają wiarygodności". Głos w sprawie zabrał także szef personelu Białego Domu. "Pomysł, że kiedykolwiek nazwałem prezydenta idiotą jest nieprawdziwy, a w zasadzie jest zupełnie odwrotnie" - napisał John Kelly w swoim oświadczeniu. "Jestem oddany prezydentowi, jego programowi oraz krajowi. To kolejna żałosna próba oczernienia ludzi bliskich prezydentowi Trumpowi i odwrócenia uwagi od wielu sukcesów administracji" - dodał.

Stanowiska obu polityków, a także oświadczenie rzeczniczki Białego Domu opublikował na swoim Twitterze Donald Trump. Amerykański prezydent napisał, że książka została przez nich "obalona i zdyskredytowana". "Ich cytaty są zmyślone, to oszukiwanie opinii publicznej. Podobnie jak inne cytaty i historie" - czytamy w tweecie. Prezydent Trump zarzucił Woodwardowi, który przed podjęciem pracy dziennikarskiej był oficerem łącznikowym marynarki wojennej w Kongresie, że jest on działaczem Partii Demokratycznej, a jego książka - częścią kampanii demokratów przed listopadowymi wyborami do Kongresu.

"Prawdziwa władza to strach"

Woodward - którego seria reportaży śledczych napisanych wspólnie z Carlem Bernsteinem przyczyniła się do ustąpienia z urzędu w 1974 roku prezydenta Richarda Nixona - w oświadczeniu przekazanym "Washington Post" we wtorek wieczorem podkreślił, że będzie "bronił rzetelności swojej relacji".

"Strach: Trump w Białym Domu", 19. książka w dorobku 75-letniego dziś Woodwarda, ukaże się nakładem wydawnictwa Simon and Schuster 11 września - w 17. rocznicę ataków terrorystycznych na nowojorskie wieże World Trade Center i Pentagon.

Tytuł książki nawiązuje do wypowiedzi Trumpa z rozmowy z Woodwardem i reporterem "Washington Post" Robertem Costą z czasów kampanii przed wyborami prezydenckimi, z kwietnia 2016 roku.

Costa zapytał Trumpa - wówczas ubiegającego się o nominację Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich - czy zgadza się z prezydentem Barackiem Obamą, który w jednym z wywiadów powiedział, że "prawdziwa władza polega na tym, że można osiągnąć to, czego się chce, bez uciekania się do użycia przemocy".

Początkowo Trump zdawał się zgadzać z Obamą: - No cóż, wydaje mi się, że jest w tym trochę prawdy... Prawdziwa władza oparta jest na szacunku - powiedział. Jednak po chwili namysłu miał rzekomo dodać: - Prawdziwa władza - nie chcę nawet używać tego słowa - to strach.

Autor: momo / Źródło: PAP, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia/ U.S. federal government