Proces białoruskich opozycjonistów. Maryja Kalesnikawa nie traci ducha, Maksim Znak z aresztu wysyła wiersze

Źródło:
PAP

Na Białorusi trwa proces Maryi Kalesnikawej i Maksima Znaka, współpracowników oponentów prezydenta tego kraju Alaksandra Łukaszenki, uznanych przez władze w Mińsku za ekstremistów. Z relacji ich bliskich wynika, że oboje nie tracą ducha, a Znak w listach z aresztu wysyła wiersze. Komentuje w nich białoruską rzeczywistość.

Maryja Kalesnikawa i Maksim Znak od września 2020 roku są przetrzymywani w areszcie. Byli pracownikami sztabu byłego bankiera Wiktara Babaryki, którego nie dopuszczono do startu w wyborach w sierpniu 2020 roku, a w tym roku skazano na 14 lat kolonii karnej za rzekome malwersacje finansowe. Proces odbywa się za zamkniętymi drzwiami, a na rozprawę nie dopuszczono bliskich Kalesnikawej i Znaka.

W listach do ojca, z którym nie widziała się od chwili aresztowania, czyli 11 miesięcy temu, Kalesnikawa napisała, że "jest gotowa na każdy wyrok". Jej i Znakowi grozi kara do 12 lat więzienia.

To nie jest dla mnie radosny dzień, ale mimo to się uśmiecham. Wiem, że na pewno jest jej ciężko, ale zachwyca mnie jej postawa i sprawia, że chcę być podobny do niej (...) Nie czuję nic oprócz dumy

W środę, w dniu początku procesu, media obiegły zdjęcia Kalesnikawej, uśmiechającej się i tańczącej w sądowej klatce, w której umieszczono ją razem ze Znakiem. Była ubrana w czarną sukienkę, a usta umalowała ulubioną czerwoną szminką. Rękami pokazała symbol serca. - To nie jest dla mnie radosny dzień, ale mimo to się uśmiecham. Wiem, że na pewno jest jej ciężko, ale zachwyca mnie jej postawa i sprawia, że chcę być podobny do niej – powiedział jej ojciec, Alaksandr w wywiadzie dla rosyjskiej telewizji Dożdż. - Nie czuję nic oprócz dumy – dodał.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Ojciec Kalesnikawej przed budynkiem sądu oglądał na telefonie krótkie nagranie opublikowane przez państwowe media. Uśmiechał się do aparatu. Mówił, że Masza nie może w areszcie farbować włosów, dlatego stała się brunetką. Strzyże się sama maszynką, którą udało się przekazać w paczce.

Radę Koordynacyjną uznali za organizację ekstremistyczną

Zachodnie media nazwały Kalesnikawą i Znaka twarzami białoruskiego protestu, który wybuchł po ubiegłorocznych wyborach prezydenckich. Kalesnikawa była najpierw szefową sztabu wyborczego Wiktara Babaryki, a po jego aresztowaniu dołączyła do ekipy kandydatki Swiatłany Cichanouskiej. Razem z nią i Weraniką Capkałą prowadziły wspólnie kampanię wyborczą, tworząc egzotyczne dla białoruskiej polityki "kobiece trio". Przed wyborami, dopóki władze na to zezwalały, na organizowane przez nie wiece przychodziły i przyjeżdżały tysiące ludzi.

Po wymuszonym przez KGB wyjeździe z kraju Swiatłany Cichanouskiej, Kalesnikawa, Znak i inni współpracownicy oponentów Łukaszenki utworzyli Radę Koordynacyjną, która w ich zamyśle miała być platformą dialogu politycznego i społecznego. Władze uznały ją za organizację ekstremistyczną.

Co władze mają na myśli, gdy mówią o "wezwaniach do działań na szkodę bezpieczeństwa narodowego, zmowie w celu przejęcia władzy i utworzenie organizacji ekstremistycznej", dokładnie nie wiadomo, ponieważ informacji na temat śledztwa oficjalnie nie udzielano, a proces jest niejawny. W pisemnym wywiadzie dla telewizji Dożdż Kalesnikawa napisała, że proces utajniono, bo w przeciwnym razie "wszyscy zobaczyliby, że to władze są głównym zagrożeniem dla Białorusinów i Białorusi".

Alaksandr Łukaszenkapresident.gov.by

Jak pisała, proponowano jej wywiad dla telewizji, podobny do tego, jakiego udzielił aresztowany Raman Pratasiewicz - były redaktor opozycyjnego kanału NEXTA kajał się w nim i krytykował opozycję, a Łukaszenkę pochwalił za siłę charakteru i "stalowe j*ja". Odmówiła, podobnie jak na sugestie, by napisała wniosek o ułaskawienie. - Jestem niewinna, dlatego wykluczam to – powiedziała w wywiadzie.

Kalesnikawa we wrześniu ubiegłego roku została "porwana" przez nieznane osoby w centrum Mińska. Potem służby specjalne próbowały zmusić ją do opuszczenia kraju, wywożąc na granicę z Ukrainą, jednak na granicy kobieta podarła paszport. Według Alaksandra Kalesnikawa zrobiła to, by pozostać na Białorusi, a także po to, by pokazać, że "nie będzie działać według scenariusza służb specjalnych".

Wysyła wiersze w listach z aresztu

Znak, który sam jest adwokatem, postępowanie i proces określił jako absurdalne. "Nie mogę zrozumieć, wiedząc nie tylko o wszystkich publicznych działaniach, ale i o każdym zdaniu, każdej myśli, tych, którzy pracowali ze mną ubiegłego lata, jak można wszystko przedstawiać dokładnie na odwrót w dokumencie, który ma zmienić życie człowieka na okres do 12 lat. Szczerze mówiąc, nawet przy tym wszystkim, co się dzieje, nie mieści mi się to w głowie" – powiedział Znak w wywiadzie dla Deutsche Welle, przekazanym przez adwokata. Tekst oskarżenia porównał do hollywoodzkiego filmu, w którym na końcu małym drukiem napisano: "oparto o realne wydarzenia".

"Najsmutniejsze jest to, że w myśl tego oskarżenia za ekstremistów można uznać wszystkich Białorusinów, którzy weszli do Rady Koordynacyjnej, by próbować jakoś pomóc w konstruktywnym rozwiązaniu w kontekście sierpnia 2020 roku" – napisał Znak. Jego zdaniem, oskarżając o spisek jego i Kalesnikawą, śledczy de facto oskarżają każdego, kto nie zgadza się z polityką władz.

W listach z aresztu Znak wysyła wiersze, w których komentuje białoruską rzeczywistość – pisze o swojej sytuację, bezprawiu w kraju, utajnionym procesie i o baronie, który jest wprawdzie znużony byciem bohaterem, ale co dzień "wyżej podkręca wąs" i wychodzi z domu, by dokonywać nowych "wyczynów".

Kalesnikawa z wykształcenia jest muzyczką, gra na flecie. Przed rozpoczęciem współpracy z Wiktarem Babaryką – najpierw przy projektach kulturalnych, a potem w polityce – przez wiele lat pracowała w Niemczech. Znak to utytułowany prawnik, wykładowca, pracował jako ekspert Banku Światowego i konsultant UNDP. Oprócz rosyjskiego i białoruskiego zna także języki angielski i niemiecki.

Oboje zostali uznani za więźniów politycznych.

Autorka/Autor:mp\mtom

Źródło: PAP