Przegrały z nim "kolejne rządy Unii i Moskwa". Ostatni dyktator w Europie rządzi już 25 lat


Rządzi już ćwierć wieku. Aleksandr Łukaszenka władzę na Białorusi utrzymał, między innymi łamiąc demokrację, niszcząc wolne media i zastraszając przeciwników. U steru jest też jednak tak długo dzięki autentycznej popularności wśród Białorusinów. - On w niezwykle głęboki sposób rozumie swój naród – mówi Jan Malicki, dyrektor Studium Europy Wschodniej UW. Materiał magazynu "Polska i Świat".

ZOBACZ CAŁY MAGAZYN "POLSKA I ŚWIAT" NA TVN24 GO >

Aleksandr Łukaszenka to najdłużej panujący w Europie dyktator. We wtorek obchodził jubileusz sprawowania urzędu.

Dwadzieścia pięć lat temu zwyciężył w pierwszych wyborach prezydenckich na Białorusi. Były dyrektor kołchozu zdobył popularność będąc szeregowym posłem.

"Wierzyli, że Łukaszenka przywróci pomoc socjalną"

Jan Malicki, dyrektor Studium Europy Wschodniej UW przypomniał, że w 1994 roku Łukaszenka był "bardzo głośnym bojownikiem przeciwko strukturom, przekupstwu i korupcji".

- Ludzie wówczas wierzyli, że Łukaszenka przywróci pomoc socjalną, jaką mieli w Związku Radzieckim, że znów ruszą fabryki, które zamknięto po rozpadzie ZSRR – mówi Natalia Rodina z białoruskiego portalu opozycyjnego Charta'97.

Aleksandr Łukaszenka w drugiej turze, zdobywając 80 procent głosów, wygrał i stał się pierwszym prezydentem Białorusi. To była ostatnia druga tura wyborów w historii tego kraju. Kolejne głosowania przypominały bardziej plebiscyty popularności przywódcy niż wybory.

Łamiąc zasady demokracji, zastraszając przeciwników, niszcząc wolne media, ale i dzięki autentycznej popularności wśród Białorusinów, Aleksander Łukaszenka zyskał niepodzielną władzę. - On w niezwykle głęboki sposób rozumie swój naród – mówi Malicki.

Przeciwnicy muszą liczyć się z konsekwencjami

Zdaniem dra Pawła Kowala z Instytutu Nauk Politycznych PAN źródłem sukcesu Łukaszenki jest społeczeństwo białoruskie, które wyszło z komunizmu, ale z wielkim pragnieniem, by szybko do niego wrócić.

Z kolei każdy, kto jawnie sprzeciwi się Łukaszence, musi liczyć się z konsekwencjami. - Trafiłam do więzienia KGB, gdzie byłam poddawana torturom – wyznaje Natalia Rodina, która siedem lat temu musiała opuścić ojczyznę. - Zarzucano mi uczestnictwo w nielegalnej, antyrządowej demonstracji. Zrozumiałam wtedy, że nie będę już mogła normalnie żyć i pracować na Białorusi – przyznała.

"Próbowali marchewki i bata. Bez rezultatu"

Państwa Europy, w tym Polska, nie pozostawały obojętne wobec dyktatorskich zapędów Łukaszenki, ale Białoruś nie jest łatwym partnerem do rozmów.

- Politycy z Warszawy i z Unii próbowali marchewki, próbowali bata, szantażu, strachu, próbowali propozycji jakiejś obietnicy – mówi Paweł Kowal. - Nic nie dawało rezultatu, dlatego że z jednej strony była bardzo stabilna polityka Łukaszenki, a z drugiej strony ciągle zmieniająca się polityka Zachodu – dodał.

Nasza polityka względem Mińska też przybierała różne formy. Radosław Sikorski, ówczesny Minister Spraw Zagranicznych w lutym 2011 roku stwierdził, że prezydent Białorusi przegrywa. - Będziecie zmuszeni uciekać przed własnymi obywatelami – powiedział, zwracając się do białoruskich władz.

Z drugiej strony marszałek Senatu Stanisław Karczewski w grudniu 2016 roku rozmowę z Aleksandrem Łukaszenką określił mianem "ciepłej".

Za każdym razem bez skutku. Ale zdaniem ekspertów to nie wina naszej dyplomacji. Jan Malicki uważa, że "nie sposób krytykować polskiej polityki, jeśli z Aleksandrem Łukaszenką przegrały również kolejne rządy Unii Europejskiej i Moskwa".

"Kredyty się kończą"

Jaka będzie przyszłość prezydenta Białorusi? Zdaniem Natalii Rodiny zła sytuacja gospodarcza kraju może być początkiem końca ostatniego dyktatora Europy.

- On utrzymywał się do tej pory dzięki rosyjskim kredytom. Ale te kredyty się kończą i na Białorusi jest teraz kryzys – zwraca uwagę Natalia Rodina.

Z drugiej strony, przez ostatnie ćwierć wieku niejednokrotnie ogłaszano już koniec Łukaszenki. A on nadal jest u władzy.

Autor: asty/adso / Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: tvn24