Atak na pałac prezydencki, zamach na premiera. Bojownicy przejmą władzę siłą?


Rebelianci zaatakowali w poniedziałek pałac prezydencki w stolicy Jemenu, Sanie - poinformowała minister ds. informacji. Oświdczył, że była to próba przewrotu. Wcześniej w tym rejonie doszło do ostrej wymiany ognia między jemeńską armią a bojownikami z ruchu Huti, którzy przejęli tego dnia państwowe media i ostrzelali konwój z premierem.

Minister Nadia al-Saqqaf nie podała nazwy ugrupowania, które próbowało dokonać puczu. Pałac jest ochraniany przez jednostki straży prezydenckiej. Oświadczyła jedynie, że zginęła jedna osoba, a trzy zostały ranne w walkach w Sanie.

Rebelianci w stolicy

Na mocy wynegocjowanego przez ONZ porozumienia pokojowego między prezydentem gen. Abd ar-Rabem Mansurem al-Hadim a ruchem Huti rebelianci zgodzili się wycofać ze stolicy, gdy powstanie nowy rząd jedności narodowej.

Jednak Huti pozostali w Sanie i dodatkowo zwiększyli obecność od tamtej pory w głównie sunnickich częściach kraju - na zachodzie i w środkowym Jemenie.

Próba zamachu na premiera

Przedstawiciel wojska poinformował wcześniej, że zamieszki sprowokowali bojownicy Huti. Z kolei kanał telewizyjny rebeliantów doniósł, że starcia wybuchły, gdy żołnierze zaczęli strzelać do patrolu Huti. Rebelianci patrolowali Sanę, od kiedy opanowali ją we wrześniu ub. r.

Huti ostrzelali konwój premiera Chalida Bahaha, ale nikomu nic się nie stało - napisała na Twitterze minister informacji Nadia as-Sakaf. Do ataku doszło po wyjściu premiera ze spotkania z prezydentem, którego celem było rozwiązanie kryzysu politycznego w następstwie którego doszło do starć szyickich bojowników z armia.

Rzecznik rządu oświadczył, że ostrzelanie konwoju było próbą zamachu na premiera.

Minister Sakaf powiadomiła, że rebelianci opanowali państwową agencję prasową oraz telewizję państwową, nazywając to "krokiem ku zamachowi stanu". Więcej szczegółów nie ujawniła.

Ostra wymiana ognia w stolicy

Wysoki rangą przedstawiciel ruchu Huti oświadczył, że zostało osiągnięte porozumienie o zawieszeniu broni. Mieszkańcy Sany, z którymi rozmawiał Reuters, twierdzą jednak, że w rejonie siedziby prezydenta Abd ar-Raba Mansura al-Hadiego nadal słychać strzały.

Walki pomiędzy protestującymi i wojskiem rozpoczęły się nad ranem. Słychać było intensywną wymianę ognia i wybuchy. Nie wiadomo, czy prezydent Hadi znajdował się w pałacu. Ostrzeliwano okolicę, w której oprócz prezydenckiego pałacu znajdują się także domy urzędników bezpieczeństwa, m.in. szefa MSW.

Mieszkańcy twierdzą, że wojsko ostrzeliwało bazę ruchu Huti. Unosił się nad nią dym.

- W czasie mojej drogi do pracy na ulicy Hadda wszędzie byli uzbrojeni ludzie. Byli w wojskowych mundurach. Na ich bazookach były napisy: "śmierć Ameryce" i "śmierć Izraelowi", co jest znakiem rozpoznawczym Huti - powiedział Reutersowi pracownik hotelu.

Rozmowy o rozejmie?

Jemeńska telewizja państwowa podała, że prezydent Hadi spotka się z doradcami, w tym z przedstawicielami ruchu Huti, by zakończyć przemoc na ulicach Sany.

Ruch Huti opanował w tym roku duże obszary Jemenu, w tym stolicę w Sanie. Popierany przez Iran ruch od lat żąda autonomii dla terytoriów na północy Jemenu i oskarża prezydenta Abd ar-Rab Mansura al-Hadiego o skłonności autokratyczne. Zaprzecza, jakoby popierany był przez Iran. Grupa żąda większych praw dla swojej społeczności i udziału w sprawowaniu władzy.

Sąsiednie państwa arabskie i Stany Zjednoczone obawiają się jednak, że Teheran dąży do doprowadzenia do rozpadu Jemenu i destabilizacji okolicznych krajów.

Członkowie Huti są wyznawcami imamizmu - głównego szyickiego nurtu uznającego 12 imamów. Ugrupowanie bierze nazwę od Husejna Badra Edina al-Hutiego zabitego przez wojsko we wrześniu 2004 roku.

Huti: pochodzimy od Mahometa

Ruch założony został w 1992 roku przez członków rodziny al-Huti. Początkowo nosił nazwę Młodzieży Wierzącej. Przywódcą ruchu i jego politycznego skrzydła Ansar Allah jest Said Abd-al-Malik Badr-al-Din al-Huti. Szyicka rodzina Hutich zajmuje wysoką pozycję społeczną w północno-zachodnim Jemenie. Wyprowadzają oni swoje pochodzenie od samego Mahometa. 25-milionowy Jemen, jeden z najuboższych krajów arabskich, wciąż nie może odzyskać wewnętrznej stabilności po wieloletnich rządach obalonego w 2011 roku przez społeczną rewoltę dyktatorskiego prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Konsolidację państwa utrudniają wywrotowa działalność Al-Kaidy i ujawniający się na południu separatyzm plemienny.

Przyczółek Al-Kaidy

Jemen jest jednym z najuboższych państw arabskich i przyczółkiem Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego (AQAP) - organizacji od kilku lat uważanej przez USA za najbardziej niebezpieczny odłam tej siatki terrorystycznej. Stanowi też ważny punkt transportu ropy naftowej z Arabii Saudyjskiej, która jest największym producentem tego surowca na świecie.

Liczący 25 milionów ludzi Jemen wciąż nie może odzyskać wewnętrznej stabilności po wieloletnich rządach obalonego w 2011 r. przez społeczną rewoltę dyktatorskiego prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Konsolidację państwa utrudniają wywrotowa działalność Al-Kaidy i ujawniający się na południu separatyzm plemienny.

Autor: pk/ja / Źródło: reuters, pap