Asad "gotowy użyć broni chemicznej". Jest jak "zraniony osaczony wilk"

W Damaszku od kilku dni trwają walkiEPA

- Reżim prezydenta Baszara el-Asada nie zawaha się użyć broni chemicznej, jeżeli zostanie przyparty do muru - stwierdził w rozmowie z BBC były ambasador Syrii w Iraku Nawaf el-Fares, który w zeszłym tygodniu przeszedł na stronę opozycji. To najwyżej postawiony syryjski polityk, który porzucił reżim.

Jak powiedział Fares w wywiadzie udzielonym BBC w Katarze, z niepotwierdzonych informacji wynika, że taka broń mogła już zostać częściowo użyta w mieście Hims. Fares nazwał Asada "zranionym i osaczonym wilkiem", którego można odsunąć od władzy jedynie siłą.

Ostatni argument Asada

Nieoficjalne doniesienia o niepokojących ruchach związanych z syryjską bronią masowego rażenia pojawiają się mediach od kilku dni. Według różnych źródeł, wojsko Asada miało wyciągnąć z arsenałów część głowic wypełnionych bronią chemiczną i przemieściło je w rejony rozlokowania oddziałów uzbrojonych w wyrzutnie rakiet balistycznych systemu Scud. Na dodatek podczas ubiegłotygodniowych manewrów przeprowadzono próbne odpalenia Scudów.

Jak twierdzi portal Debka, służby wywiadowcze państw zachodnich przekazały Syrii ostre ostrzeżenie, aby pozostawiła broń masowego rażenia w spokoju i złożyła głowice w składach. W innym wypadku miałyby jakoby zostać zniszczone uderzeniem lotniczym.

Świat słusznie może się obawiać syryjskiej broni masowego rażenia. W latach 80-tych XX wieku ZSRR pomógł Damaszkowi stworzyć znaczący program produkcji broni chemicznej, która miała stanowić przeciwwagę dla potencjału Izraela, dominującego nad Syrią dzięki pomocy USA. Obecnie agencje wywiadowcze oceniają, że prezydent Asad dysponuje największymi na świecie zapasami broni chemicznej, w tym gazu musztardowego i sarinu.

Reżim pod ręką z Al-Kaidą?

Były ambasador poza tematem broni chemicznej poruszył też sprawę coraz częstszych zamachów bombowych przeprowadzanych w największych syryjskich miastach. Według niego, to sprawka reżimu kolaborującego z przybyłymi z Iraku terrorystami powiązanymi z Al-Kaidą. Krwawe zamachy na cywilów mają służyć jako argument propagandowy, pomagający przedstawiać opozycję jako terrorystów.

Współpraca sunnickich rebeliantów z Al-Kaidy z alawickim (skrajny odłam szyizmu, którego wyznawcy nie przepadają za sunnitami, wzajemnie) reżimem jest trudna do wyobrażenia. Zwłaszcza, że syryjska opozycja to niemal wyłącznie sunnici. - Historia zna wiele przypadków, kiedy wrogowie spotykają się tam, gdzie spotykają się ich interesy - przekonuje jednak Fares. - Al-Kaida szuka dla siebie przestrzeni i wsparcia, a reżim sposobów sterroryzowania ludności - mówi.

Były ambasador w Iraku jest najwyżej postawionym syryjskim politykiem, który przeszedł na stronę opozycji, od kiedy w marcu 2011 r. w jego rodzinnym kraju wybuchła rewolta przeciwko reżimowi Asada. Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka podczas rebelii zginęło ponad 17 tysięcy ludzi, w większości cywilów.

Autor: mk/k / Źródło: PAP, Reuters, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: EPA

Raporty: