Afgańskie milicje zamiast chronić mordują i rabują. Za pieniądze USA

Afgańskie milicje stały się filarem służb bezpieczeństwadomena publiczna

Stany Zjednoczone wspierają finansowo zbrojne milicje afgańskie, które brutalnością dorównują grupom, przeciw którym walczą - podaje Reuters. I zauważa, że niespełna połowa opłacanych bojowników rzeczywiście zapewnia bezpieczeństwo lokalnym społecznościom, pozostali rabują, gwałcą, funkcjonują dzięki bezprawiu.

Grupa uzbrojonych Afgańczyków obezwładnia złapanego mężczyznę i robi z niego żywy cel, trenując rzut granatem. Inni okrążają grupę afgańskich dzieci i zamykają w meczecie, a potem chodzą od domu do domu i kradną kosztowności oraz gwałcą kobiety. Kolejni biorą z wioski starca, który odważył się zwrócić uwagę na ich złe zachowanie, przywiązują do samochodu i ciągną po ziemi, aż umiera.

To tylko niektóre przykłady działań tzw. afgańskich milicji, które wspiera kwotą 120 mln dolarów rząd USA.

Chodzi o program rozwoju Afgańskiej Lokalnej Policji (ALP). Jej członkowie określani są mianem milicji, ale bardziej - jak zauważa Reuters - pasuje do nich określenie prorządowych bojówek. Grupy te działają na najbardziej niebezpiecznych wiejskich obszarach Afganistanu, gdzie nie ma policji ani wojska. Tylko w niewielkim stopniu są zależni od rządu.

Siły ALP

Amerykańskie Siły Operacyjne rozpoczęły program ALP w 2010 roku od 3-tygodniowego szkolenia, wyposażając siły w ręczne wyrzutnie rakiet i jedną broń maszynową na sześć osób. Następnie rozproszono ich po różnych prowincjach w małych, zwykle maksymalnie 20-osobowych grupach. Wojna w Afganistanie ma swoją logikę i zgodnie z nią słabo przeszkoleni mężczyźni stali się filarem aparatu bezpieczeństwa, który działa w 29 z 34 afgańskich prowincji.

Członkowie milicji mieli patrolować swoje wioski, ale z czasem zaczęli zapuszczać się dalej. Niektóre z tych grup, stosując ciągłe zastraszenia i rabieże, doprowadziły do wyludnienia się miasteczek i wsi. Ale ma to też swój cel: udaje im się trzymać w szachu talibów.

Rząd musi polegać na milicjach, bo ofensywa ze strony talibów zdziesiątkowała armię i regularne siły policyjne, a ostatnio w zagrożeniu znalazły się także duże miasta.

Stąd amerykański program budowy afgańskich milicji, który wygasa w 2018 roku. W jego ramach oddziały prorządowych grup obronnych powinny liczyć 29 tys. mężczyzn. Reuters pisze, że wydłużenie działania programu byłoby "tragicznym błędem".

Obrońcy ludności, kolaboranci i ktoś po środku

Jak wynika z nieopublikowanego badania dot. ALP, mniej niż połowa członków takich grup rzeczywiście działa na poprawę bezpieczeństwa w regionie. Ok. jedna trzecia członków milicji działa zgodnie z przeznaczeniem, działalność kolejnych 30 proc. nie przynosi żadnych efektów, często wdaje się w zmowę z wrogiem. Ostatnia część balansuje na granicy celów dwóch poprzednich grup. Prorządowi bojownicy zdają sobie sprawę, że miesięczna pensja za służbę nie jest dana raz na zawsze i domyślają się, że za kilka lat mogą całkowicie stracić źródło dochodu, dlatego rozważają zmianę profilu na bandytów lub - ze względów finansowych - na bojowników, przeciwko którym dotychczas walczyli.

Poza tym kiedy program się skończy i milicje zostaną rozbrojone walczący przeciwko talibom mężczyźni zostaną narażeni na ogromne niebezpieczeństwo. Także wojsko straci ochronę, którą zapewniały w regionach milicje.

Autor: pk//gak / Źródło: Reuters

Źródło zdjęcia głównego: domena publiczna