Taksówkarze próbowali wedrzeć się do budynku parlamentu w Barcelonie


Katalońska policja zablokowała w poniedziałek strajkujących taksówkarzy, którzy próbowali wedrzeć się do budynku regionalnego parlamentu w Barcelonie. Protestujący domagają się zaostrzenia przepisów dotyczących platform taksówkarskich takich jak Uber i Cabify.

Jak podała katalońska policja (Mossos d'Esquadra), użyto siły wobec około 50 ubranych w żółte kamizelki taksówkarzy. "Po sforsowaniu utworzonego przez naszych funkcjonariuszy kordonu próbowali oni wedrzeć się do siedziby parlamentu" - poinformowano.

Spokojniejszy przebieg miał przedpołudniowy wiec taksówkarzy przed siedzibą katalońskiego ministerstwa gospodarki w Barcelonie. Blisko 500 protestujących żądało tam unieważnienia przez regionalny rząd piątkowego dekretu, który precyzuje warunki, na jakich mogą w Katalonii działać tanie platformy taksówkarskie.

Nowe przepisy przewidują między innymi, że czas pomiędzy zamówieniem przez klienta usługi a rozpoczęciem kursu nie może być krótszy niż 15 minut. Katalońscy taksówkarze domagają się tymczasem, aby realizacja kursów z tanich platform możliwa była dopiero po 12 godzinach od złożenia zamówienia.

Choć komitet strajkowy zaapelował do uczestników protestu o unikanie aktów przemocy, to taksówkarze zaatakowali już kilkadziesiąt samochodów Ubera i Cabify. Pasażerką jednego z nich była córka znanego hiszpańskiego kierowcy rajdowego Carlosa Sainza, która doznała niegroźnych obrażeń po tym, jak rzucony przez protestujących kamień wybił szybę w aucie.

Protesty w kolejnych miastach

Bezterminowy strajk, który rozpoczął się w piątek w Barcelonie, szybko rozszerza się na inne miasta Katalonii i na pozostałe regiony Hiszpanii. W poniedziałek rano do strajku przyłączyli się kierowcy korporacji taksówkarskich z Madrytu paraliżując ruch w mieście. W okolicach lotniska i dworca kolejowego Atocha protestujący próbowali zdemolować pojazdy tanich platform taksówkarskich. Interweniowała policja.

Według organizatorów protestu, poniedziałkowa akcja jest nie tylko gestem solidarności z kolegami strajkującymi w Katalonii, ale niejako kontynuacją sześciodniowego strajku taksówkarzy, który sparaliżował Hiszpanię na przełomie lipca i sierpnia 2018 roku. Żądając ograniczenia nieuczciwej konkurencji zablokowali oni wówczas swoimi pojazdami główne ulice miast kraju.

Ostatecznie, pod presją strajkujących, rząd premiera Pedro Sancheza zgodził się 2 sierpnia na wprowadzenie od września zasady, że na każdą licencję na usługi przewożenia osób dla tanich platform przypadnie 30 licencji dla tradycyjnych taksówkarzy. - Domagamy się od rządu wdrożenia tych obietnic. Jesteśmy zdesperowani - powiedział Antonio Medina z komitetu strajkowego w Madrycie.

Autor: tmw/ja / Źródło: PAP