Stan wojenny w Tajlandii. Cenzura mediów "w interesie bezpieczeństwa narodowego"


Tajlandzka armia ogłosiła we wtorek rano stan wojenny. - To konieczne, by przywrócić w kraju pokój i porządek - oświadczył w telewizyjnym wystąpieniu dowódca armii, generał Prayuth Chan-ocha. Wojskowi zapewniają, że nie jest to pucz, ale już wprowadzają cenzurę w mediach.

Generał Prayuth wezwał swych rodaków, by nie wpadali w panikę, lecz dalej normalnie żyli. Rzecznik armii zapewnił, że nie jest to przewrót wojskowy i rząd funkcjonuje normalnie.

Agencje donoszą z Bangkoku, że także życie w mieście toczy się normalnie. Uzbrojonych żołnierzy i wozy opancerzone rozmieszczono w centrum Bangkoku, m.in. przed hotelami i stacjami telewizyjnymi, a także na przedmieściach stolicy, gdzie skupili się zwolennicy rządu.

Armia ogłosiła wprowadzenie cenzury mediów "w interesie bezpieczeństwa narodowego". Dziesięciu satelitarnym kanałom telewizyjnym zakazano emisji programu. Wśród nich są zarówno stacje pro, jak i antyrządowe.

Armia nakazała także zwolennikom i przeciwnikom rządu zgromadzonym w Bangkoku pozostanie na swoich miejscach.

Śmiertelne ofiary protestów

Wojsko zdecydowało się na wprowadzenie stanu wojennego po wielu miesiącach antyrządowych protestów, głównie w Bangkoku, w których zginęło 28 osób, a setki zostały ranne.

W ostatnich miesiącach generał Prayuth, który za kilka tygodni ma przejść na emeryturę, wielokrotnie odrzucał możliwość przewrotu wojskowego. Ostatnio jednak - po kolejnych aktach przemocy i ofiarach śmiertelnych - zagroził bardziej zdecydowanymi działaniami armii.

Autor: iwan//gak / Źródło: PAP, Reuters

Tagi:
Raporty: