Niemiecka wojna o atom


Niemiecki rząd wyłącza - przejściowo - stare elektrownie atomowe. I naraża się na krytykę z dwóch stron. Koncerny energetyczne rozważają zaskarżenie decyzji Merkel w sądzie. Zaś dla lewicowej opozycji przejściowe wyłączenie to za mało. A wszystko na fali antyatomowego strachu po awarii w Fukushimie.

Kanclerz Niemiec Angela Merkel oświadczyła w czwartek w Bundestagu, że decyzja o przejściowym wyłączeniu 7 starych elektrowni atomowych jest zgodna z prawem. Zapowiedziała przyspieszenie prac nad rozwojem wykorzystania odnawialnych źródeł energii.

Merkel przedstawiła w parlamencie informację rządu o konsekwencjach trzęsienia ziemi i spowodowanej przez ten kataklizm katastrofy nuklearnej w Japonii. Jej zdaniem Niemcy muszą odejść od energii atomowej, ale "z wyczuciem". - Uprzemysłowiony kraj, taki jak Niemcy, nie może z dnia na dzień zrezygnować z energii jądrowej - powiedziała. - Potrzebujemy energii atomowej, jako technologii pomostowej.

Jednak - dodała Merkel - katastrofa w Japonii zmienia sytuację także dla Niemiec. Dlatego w tym tygodniu rząd w Berlinie ogłosił trzymiesięczne moratorium na wdrożenie zeszłorocznej ustawy, wydłużającej eksploatację 17 elektrowni atomowych o średnio 12 lat oraz zdecydował o przejściowym wyłączeniu reaktorów uruchomionych jeszcze przed 1980 rokiem.

Lewica zarzuca Merkel układ z koncernami

- Nie ma żadnego układu z przemysłem atomowym - zapewniła Merkel, odrzucając zarzuty socjaldemokratów.

Opozycyjna SPD zażądała w środę uchwalenia ustawy sankcjonującej wyłączenie starych reaktorów, by rozwiać wątpliwości, czy decyzja rządu jest legalna. Opozycja ostrzegała też, że koncerny atomowe mogą zażądać rekompensat za każdy dzień przerwy w pracy starych elektrowni.

Szef SPD Sigmar Gabriel zarzucił kanclerz, że jest niewiarygodna i podważa wiarygodność całej polityki. W ocenie Gabriela jesienią Merkel wynegocjowała z koncernami energetycznymi wydłużenie pracy wszystkich elektrowni atomowych. - Osobiście wymieniła pani bezpieczeństwo na pieniądze - oskarżał lider opozycji.

Koncerny pójdą do sądu?

Według "Sueddeutsche Zeitung" koncern energetyczny E.ON zastanawia się nad złożeniem skargi przeciwko zarządzeniu ministerstwa środowiska w sprawie unieruchomienia elektrowni atomowej Isar 1, zbudowanej w 1977 roku, jednej z siedmiu, którą przejściowo wyłącza rząd. Spółka rozważa podjęcie prawnych kroków ze względu na dobro swoich akcjonariuszy.

Dziennik dodaje, że także koncern RWE zapowiedział, że przeanalizuje zarządzenie wydane przez władze. Według "Sueddeutsche Zeitung" unieruchomienie starych elektrowni może pociągnąć za sobą roszczenia odszkodowawcze w wysokości miliardów euro.

E.ON zaproponował początkowo, że dobrowolnie wyłączy elektrownię Isar 1 w Bawarii. Koncern zmienił jednak zdanie po ogłoszeniu przez rząd moratorium. Obecnie Isar 1 pracuje w ograniczonym zakresie. RWE otrzymał polecenie unieruchomienia elektrowni Biblis A w Hesji, a spółka EnBW wyłączyła w nocy ze środy na czwartek reaktory w elektrowniach Neckarwestheim I oraz Philippsburg I, znajdujące się w Badenii-Wirtembergii.

Źródło: PAP