Policja otoczyła teren kampusu, studenci znaleźli lukę. Zaczęli uciekać po linach


Ratownicy medyczni zaczęli w poniedziałek wieczorem zabierać rannych z Uniwersytetu Politechnicznego w Hongkongu, gdzie trwały starcia demonstrantów z policją. Tymczasem dziesiątki innych uciekły z otoczonego przez policję kampusu, schodząc po linach.

Dziesiątki rannych opuściły kampus w asyście ratowników, niektórzy przykryci kocami, inni na noszach lub z maskami tlenowymi. Wychodzący w ten sposób musieli jednak najpierw przekazać swoje dane osobowe policji – podała publiczna stacja RTHK.

Na Uniwersytecie Politechnicznym od niedzieli toczyły się brutalne starcia pomiędzy żądającymi demokracji demonstrantami a oddziałami policji. Protestujący strzelali z łuków i miotali w stronę funkcjonariuszy koktajle Mołotowa, a ci używali gazu łzawiącego, gumowych kul i armatek wodnych.

Policja otoczyła kampus, by uniemożliwić demonstrantom ucieczkę. Część z nich opuściła jednak w poniedziałek wieczorem teren uniwersytetu, schodząc po linach z pomostu dla pieszych około ośmiu metrów w dół na estakadę, skąd zabierały ich motocykle. Według źródeł dziennika "South China Morning Post", z kampusu uciekło w ten sposób kilkudziesięciu protestujących.

Później policjanci odkryli tę lukę i wystrzelili w tamtym kierunku granaty z gazem łzawiącym. Część demonstrantów odpowiedziała strzałami z łuków – podała RTHK.

Ponad stu rannych

Starcia z policją trwają w kilku miejscach półwyspu Koulun, gdzie tysiące osób wyszły na ulice, by wyrazić wsparcie dla demonstrantów uwięzionych na kampusie PolyU. Ubrani na czarno protestujący blokowali ulice i rzucali koktajle Mołotowa na Nathan Road w dzielnicy Jordan, a policja rozganiała ich przy użyciu gazu łzawiącego.

Służby medyczne poinformowały, że od północy do godz. 22 w poniedziałek (godz. 15 w Polsce) pomocy lekarskiej potrzebowało 116 osób, z których jedna była w stanie ciężkim. Według źródła policyjnego "SCMP" od niedzielnego wieczora funkcjonariusze zatrzymali w pobliżu PolyU ponad 400 osób, z których część przewieziono do szpitali.

Na oblężony kampus wszedł poseł hongkońskiego parlamentu Ip Kin-yuen, który zamierza stamtąd wyprowadzić nieletnich. Według niego policja zgodziła się nie zatrzymywać osób w wieku poniżej 18 lat, ale ich dane mają zostać spisane i mogą zostać przeciwko nim podjęte kroki prawne.

Kampus wciąż zajęty przez protestujących

Szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam poinformowała we wtorek rano, że teren kampusu opuściło 600 protestujących, ale wciąż pozostaje tam około 100 demonstrantów. Lam wyraziła nadzieję na pokojowe uregulowanie sytuacji.

W jej odczuciu starcia między policją i protestującymi studentami, którzy od trzech dni są odcięci od świata w okrążonym przez służby porządkowe miasteczku akademickim, można załagodzić i rozwiązać na drodze pokojowej.

Lam, która rozmawiała z dziennikarzami bezpośrednio po mianowaniu przez Pekin nowego szefa policji Hongkongu, zapewniła, że zwróciła się do niego o humanitarne potraktowanie uczestników protestu. Nominację Chrisa Tanga przyjęła z zadowoleniem.

W jej ocenie trwające od pięciu miesięcy protesty obywatelskie, których uczestnicy domagali się demokracji i rządów prawa, dawno już wymknęły się spod kontroli. Protestujący stali się wrogami ludu, naruszającymi porządek publiczny - jak podkreśliła.

Świeżo mianowany przez Pekin nowy szef policji w Hongkongu, Chris Tang za główny przyczynę eskalacji uznał "fake news". Nieprawdziwe informacje na temat działań funkcjonariuszy wykrzywiają obraz rzeczy i powodują narastającą niechęć do stróży porządku - ocenił.

O nominacji Tanga na stanowisko szefa policji w Hongkongu zadecydowała we wtorek Rada Państwa Chińskiej Republiki Ludowej, która jednocześnie odwołała poprzedniego komendanta policji w tej byłej brytyjskiej kolonii, Stephena Lo. Bezpośrednim powodem dymisji Lo była nieumiejętne radzenie sobie z trwającymi od pięciu miesięcy protestami.

Demonstracje w Hongkongu

Uczestnicy trwających od czerwca masowych protestów w Honkgongu domagają się między innymi demokratycznych wyborów władz regionu i niezależnego śledztwa w sprawie działań policji, której zarzucają używanie nadmiernej siły. Władze Hongkongu, popierane przez rząd centralny ChRL w Pekinie, wykluczyły jednak ustępstwa.

Szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam odwiedziła w szpitalu policjanta, który w niedzielę w czasie starć w pobliżu PolyU został postrzelony strzałą w łydkę. Lam, która nie pojawiała się publicznie od początku starć na tej uczelni, pochwaliła rannego funkcjonariusza za odwagę i zaapelowała do demonstrantów, by oddali się w ręce policji.

RTHK zwraca uwagę, że w ciągu ostatnich miesięcy Lam odwiedziła w szpitalach kilku policjantów, którzy odnieśli obrażenia w starciach, ale ani razu nie złożyła wizyty u rannych demonstrantów, dziennikarzy lub innych poszkodowanych.

Na najbliższą niedzielę zaplanowano w Hongkongu wybory do rad dzielnic. Sekretarz lokalnego rządu ds. konstytucyjnych i dotyczących Chin kontynentalnych Patrick Nip ocenił jednak, że eskalacja protestów w weekend "w oczywisty sposób zmniejszyła szansę", że wybory odbędą się zgodnie z planem. Zapewnił jednak, że rząd nie odwoła wyborów, jeśli nie będzie to "absolutnie konieczne".

HongkongPAP

Autor: asty/adso / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: