Google: nie jesteśmy pasożytem

 
Google zapewnia, że pasożytem nie jestTVN24.pl

Szef brytyjskiego oddziału Google'a bronił się przez komisją Izby Gmin przed zarzutem o pasożytowanie na wydawcach prasy.

- Czytałem w gazetach, co dziwne, niektóre komentarze, które były poczynione na temat pasożytów - mówił Matt Brittin, cytowany przez metro.co.uk. - Muszę postawić sprawę niezwykle jasno. Nie kradniemy zawartości (serwisów informacyjnych) - dodał.

Starcie gigantów

Najgłośniej o swoje prawa w internecie upominał się do tej pory Rupert Murdoch, właściciel m.in. stacji telewizyjnych Fox, wytwórni filmowej 20th Century Fox, a także wielu dzienników, w tym "The Wall Street Journal", "The Sun" i "The Times".

Według niego, informacje w internecie nie mogą być dostępne za darmo, dlatego wyszukiwarki internetowe - czyli głównie Google - oskarżał o pasożytowanie na mediach tworzących informacje.

Groził też wycofaniem należących do swojego koncernu serwisów z wyszukiwarki Google.

Za darmo nie będzie

Ostatecznie Google ogłosił wprowadzenie możliwości ograniczenia darmowego dostępu do płatnych serwisów. Użytkownik będzie mógł w ciągu dnia uzyskać dostęp do pięciu takich artykułów, po kliknięciu w piąty link zostanie przekierowany do strony, na której będzie się mógł zarejestrować - i zapłacić.

Google w obronie

Brittin przesłuchiwany był przez Izbę Gmin już po ogłoszeniu programu porozumienia. Mimo to czuł się w obowiązku nadal bronić firmy przed zarzutami o pasożytowanie.

- Wchodzisz na Google News, znajdujesz historie, które cię interesują. Wchodzisz na stronę - mówił Brittin. - My zapewniamy linki, my zapewniamy dystrybucję.

Brittin dodał, że Google News zapewnia ekwiwalent 100 tys. klików na minutę, a w dodatku za darmo. Brytyjczyk argumentował, że w realnym świecie gazety płacą kioskarzom za dystrybucję ich tytułów. Google nikt nie płaci.

Nie zarabiamy dużo

Brytyjczyk zaprzeczył też oskarżeniom, że Google zarabia na publikowaniu dodatkowych treści, np. w postaci reklam. Wyjaśnił, że dużo pieniędzy z takiej działalności firma nie ma.

Brittin wyjaśnił, że ktoś kto szuka "bomby w Bagdadzie" nie będzie koniecznie zainteresowany w kupowaniu czegokolwiek. Co innego jeśli ktoś jest zainteresowany "śmiercią Michaela Jacksona", przekonywał Brittin. Wtedy rzeczywiście może kliknie w reklamę CD.

Źródło: metro.co.uk

Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl