Cała władza w ręce Poroszenki. Rewolucja w parlamencie to mit


Rewolucja i wojna z pewnością odcisnęły swe piętno na ukraińskich wyborach. Widać to na listach kandydatów, widać w programach partii. Nie musi to jednak wcale oznaczać pełnej odnowy parlamentu. Stara ordynacja w połączeniu z oligarchicznymi układami jest dobra dla Petra Poroszenki, ale czy dla ukraińskiej demokracji?

Z pięciu partii zasiadających w obecnym parlamencie, po obecnych wyborach prawdopodobnie zostanie jedna – Batkiwszczyna. Ale jest też możliwość, że próg jakimś cudem przekroczy Swoboda. Przypomnijmy, dziś w Radzie Najwyższej zasiadają deputowani, którzy w 2012 r. zdobyli mandaty z list następujących partii (wg liczby): Partia Regionów Ukrainy (PRU), Batkiwszczyna, UDAR, Swoboda, Komunistyczna Partia Ukrainy (KPU).

Teraz szanse na wejście do Rady Najwyższej, spośród 52 zarejestrowanych ugrupowań (a tylko 29 z listami krajowymi) ma maksymalnie dziewięć: Blok Petra Poroszenki, Partia Radykalna, Batkiwszczyna, Front Ludowy, Pozycja Obywatelska, Samopomoc, Swoboda, Silna Ukraina, Blok Opozycyjny. Zdecydowanie w sondażach prowadzi Blok Poroszenki, pewna wejścia do parlamentu może być też chyba Partia Radykalna. Inne ugrupowania mają bardzo rozstrzelone wyniki w sondażach, a Swoboda i sieroty po Janukowyczu w ogóle balansują na granicy progu wyborczego (5 proc.).

Kurs na Zachód

Parlament liczy 450 deputowanych, ale tym razem będzie ich nieco mniej – o 20-30. W okręgach wyborczych kontrolowanych przez rebeliantów oraz na okupowanym Krymie wybory nie odbędą się. Głosowanie w okręgach jednomandatowych ma się odbyć po przywróceniu tam władzy Kijowa. Do tego czasu Rada Najwyższa będzie działać w niepełnym składzie.

Faktyczna utrata Krymu i części Donbasu ma też ogromny wpływ na to, że pod względem ideologicznym będzie to parlament zdecydowanie bardziej jednorodny niż poprzednie. Dotychczas bowiem Rada Najwyższa dzieliła się zasadniczo na dwa wielkie nieformalne skrzydła: prozachodnie (deputowani głównie z zachodu i centrum kraju) oraz prorosyjskie (deputowani z południa i wschodu). W nowej Radzie będzie mało przedstawicieli wschodu kraju i to z kilku przyczyn. Po pierwsze, to efekt kompromitacji promoskiewskiego kierunku polityki i poprzedniej opcji rządzącej. Po drugie, jak wspomniano, odpadły Krym i część Donbasu. Po trzecie, nie startuje PRU. Po czwarte, generalnie na południu i wschodzie kraju jest dużo niższe zainteresowanie wyborami. W efekcie w nowym parlamencie będzie zdecydowany przechył w stronę opcji zachodniej. Obóz wschodni, jeśli w ogóle, będzie reprezentowany bardzo słabo.

W cieniu rewolucji i wojny

Większość nowych deputowanych to prawdopodobnie będą ludzie bez doświadczenia politycznego. Na listach wszystkich liczących się partii jest wielu aktywistów lutowej rewolucji, działaczy społecznych i dziennikarzy oraz weteranów wojny w Donbasie (byłych oficerów wojska oraz członków batalionów ochotniczych). Niektórzy politolodzy mówią wręcz o "militaryzacji" życia politycznego. Tylko z samego batalionu Donbas startuje aż 17 kandydatów. A są też ludzie z batalionów Ajdar, Dnipro, Azow czy Ługańsk.

Znów dużą liczbę kandydatów stanowią biznesmeni. Ale tym razem jest wielu nowych, nie startują też ci najwięksi oligarchowie. W porównaniu z poprzednimi wyborami, zupełnie wyeliminowana została Familia (klan Janukowycza). Słabiutko wygląda wyborcza reprezentacja Rinata Achmetowa. Za to nie odpuszcza klan gazowy, czyli ludzie duetu Firtasz-Lowoczkin. Mimo że Firtasza USA oskarżają o pranie brudnych pieniędzy (biznesmen siedzi w areszcie domowym w Wiedniu). Zdecydowanie najbardziej ekspansywny w umieszczaniu swoich ludzi na listach wyborczych i to różnych partii jest Ihor Kołomojski. Miał kłopoty za Janukowycza, po rewolucji szybko poparł nową władzę, dostał stanowisko gubernatora dniepropietrowskiego i dziś jest numerem jeden wśród oligarchów – jeśli chodzi o polityczne możliwości.

Ordynacja głupcze!

Oceniając szanse poszczególnych partii i prognozując rozkład sił w nowym parlamencie pamiętać trzeba, że sondaż dotyczy list partyjnych. A to tylko połowa miejsc w Radzie Najwyższej. Pytanie bowiem, do kogo (których frakcji) przyłączać się będą deputowani wybrani w okręgach jednomandatowych.

Na pewno nową władzę obciąża, że nie zmieniono prawa wyborczego wprowadzonego jeszcze przez obóz Janukowycza w 2011 r., które zmieniało system proporcjonalny z progiem 3 proc. na mieszany. Połowa deputowanych będzie więc wybrana według systemu proporcjonalnego z progiem 5 proc. z list partii. Druga połowa trafi do Rady Najwyższej z okręgów jednomandatowych (system większościowy). Zawsze zyskuje na tym partia władzy. Tak jak w 2012 roku, tak teraz to korzystne dla BPP i FL. Ich kandydaci są bowiem wspierani przez lokalne władze i wpływowych biznesmenów, którzy zazwyczaj stawiają na tych, co są u sterów rządów. Zresztą partie Poroszenki, Jaceniuka, Tymoszenko i Tiahnyboka w części okręgów jednomandatowych uzgodniły jednego kandydata, aby nie dzielić sił "obozu patriotycznego" i nie dopuścić do wygranej kandydata wywodzącego się z obalonego obozu (pamiętać trzeba, że mandat zdobywa się większością względną).

To właśnie część deputowanych wybieranych w okręgach jednomandatowych może spowodować, że w nowym parlamencie znajdzie się całkiem sporo skompromitowanych twarzy, nawet przy partyjnej pełnej wiktorii partii popierających lutową rewolucję. Jak wyliczyła pozarządowa organizacja obserwująca wybory, Chesno.org, z 230 deputowanych, którzy głosowali za słynnymi "dyktatorskimi ustawami" 16 stycznia, startuje teraz w wyborach aż 133. Zdecydowana większość z nich (94) w okręgach jednomandatowych na wschodzie kraju. Reszta z list partyjnych. Jeden z tych polityków znalazł się nawet na liście Bloku Poroszenki (Władisław Atroszenko z okręgu nr 206). Pozostali startują z list "opozycyjnego tercetu": Blok Opozycyjny (15), KPU (13), Silna Ukraina (11).

Niezatapialni oligarchowie

Sam Poroszenko powiedział, że jego partia ma wielu członków, "którzy w przeszłości mieli różne poglądy", ale teraz są "szanowanymi ludźmi". To właśnie BPP ma na listach najwięcej obecnych deputowanych, którzy ubiegają się o reelekcję (42). Dla porównania, Batkiwszczyna ma 26. Tak wynika z obliczeń pozarządowej organizacji OPORA.

Wszystkie listy partyjne pełne są ludzi wskazanych i związanych z oligarchami, takimi jak Achmetow czy Kołomojski. Konflikty między nimi wybuchną, gdy przyjdzie formować nowy rząd i dzielić się stanowiskami i wpływami. - Powtarzamy sytuację z 2005 roku, z tymi wszystkimi zakulisowymi grami i tajnymi memorandami. Po rewolucji 2014 roku, gdy tak wielu ludzi zostało zabitych, myślałem, że oligarchowie przepadną. Nic w tym rodzaju. Wszyscy siedzą w Kijowie, cieszą się życiem i robią te same biznesy. Utrzymują wpływy w parlamencie i rządzie i wzmacniają swoje sieci. Nikt nie próbował z tym walczyć – mówił Ołeksandr Bondar, były szef Funduszu Własności Państwowej, "Ukraińskiej Prawdzie" w głośnym wywiadzie 13 października.

Jako że wciąż obowiązuje mieszana ordynacja, wielu skompromitowanych deputowanych, polityków na liście płac oligarchów, znów wejdzie do Rady Najwyższej. - Wszystko odbędzie się według wzoru z czasów Janukowycza. Blok prezydenta utworzy największą frakcję w parlamencie. Wszyscy deputowani z okręgów jednomandatowych poprą tę frakcję. To bogaci ludzie zależni od łaski władzy, więc zawsze będą wspierać prezydenta. Tylko co potem? - pyta Bondar.

W wielu obwodach południowej i wschodniej Ukrainy lokalni oligarchowie i część nomenklatury, przez wiele lat związani z PRU, teraz przestawili się na sojusz z nowym rządem w Kijowie. To pozwoliło ustabilizować sytuację w Charkowie, Mikołajowie czy północnej części Donbasu. Za spokój w Dniepropietrowsku odpowiada Ihor Kołomojski, który swoje wpływy rozszerzył też na Odessę. Ceną jest jednak właśnie spowolnienie oczyszczania państwa z patologii charakterystycznych dla poprzedniego okresu oraz obecność na listach nazwisk, które dla przeciętnego uczestnika Majdanu są bulwersujące. Dlatego mało się o tym mówi.

Kuszenie Poroszenki

Prezydent 23 października powiedział, że budowa koalicji rządowej rozpocznie się natychmiast po wyborach. - Nową, proeuropejską, antykorupcyjną i pozbawioną kłamców i populistów koalicję powołamy już w poniedziałek lub wtorek – oświadczył Poroszenko. Już trwają prace nad umową koalicyjną. - Nie rozmawiamy o stanowiskach ani portretach, lecz o zasadach – powiedział prezydent. Wiadomo nawet, z kim toczą się rozmowy. Jest niemal pewne, że nowy rząd utworzy koalicja BPP z FL. Ale jeśli Front wypadnie stosunkowo słabo, Jaceniuk może stracić fotel premiera. Poroszenko będzie wówczas chciał postawić na czele rządu swego człowieka. Spekuluje się, że może to być obecny wicepremier Wołodymyr Hrojsman, były mer Winnicy, od lat człowiek Poroszenki.

Choć kilka dni temu przewodniczący Rady Najwyższej Ołeksandr Turczynow podkreślał, że niezależnie od wyniku wyborów to Arsenij Jaceniuk jest najlepszym kandydatem na premiera, to coraz więcej wskazuje na to, że lider FL może nie zachować fotela szefa rządu. Jeden z doradców Poroszenki Mykoła Tomenko dał do zrozumienia, kogo partia prezydenta widzi na czele rządu: "Europejskim premierem jest człowiek, który stoi na czele rządu i reprezentuje partię polityczną, która zwycięża w wyborach parlamentarnych". Sygnał jest jasny: na premiera ktoś z BPP. Im lepszy będzie wynik Bloku i im większa liczba deputowanych z okręgów jednomandatowych postawi na frakcję prezydencką, tym bardziej to prawdopodobne. Choć niewykluczone, że BPP weźmie sobie koalicjantów tylko po to, żeby mieć większość konstytucyjną.

Kto będzie w opozycji? Jedno jest pewne, będzie ona podzielona na co najmniej dwa obozy. Jeden to sieroty po Janukowyczu i PRU. Drugi to Radykalna Partia Laszki i Batkiwszczyna Tymoszenko. Chyba że te dwie ostatnie nie połączą sił. Wtedy bardzo silna koalicja rządząca za przeciwnika będzie miała opozycję podzieloną na trzy frakcje: prorosyjską, populistyczną (nacjonalistyczną) oraz prozachodnią. Wszystko wskazuje na to, że po wyborach Poroszenko zyska na Ukrainie władzę niemal absolutną. Będąc prezydentem, będzie miał większość w parlamencie i rząd z zaufanym człowiekiem na czele. Taka koncentracja władzy w rękach jednego polityka niesie ze sobą szanse ale i zagrożenia. Z jednej strony, w obliczu konfliktu z Rosją, faktycznej secesji części Donbasu, okupacji Krymu przez Rosjan oraz gigantycznego kryzysu gospodarczego, łatwiej będzie prowadzić politykę obronną i bezpieczeństwa, wprowadzać trudne reformy i zmieniać prawo. Z drugiej strony, przy kulawym prawodawstwie (spuścizna po poprzednikach) i słabej tradycji demokracji, istnieje niebezpieczeństwo nadużyć ze strony wszechmocnego prezydenta.

[object Object]
OBWE: ukraińskie wybory zgodne ze standardami demokratycznymitvn24
wideo 2/13

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl, Ukraińska Prawda, Jamestown Foundation, PAP

Raporty: