Ameryka znów nad klifem. Republikanie torpedują porozumienie


Amerykanie przeżywają "powtórkę z rozrywki". Po trudnych i maksymalnie przeciągniętych negocjacjach w Senacie na temat umowy pozwalającej uniknąć klifu fiskalnego, teraz dyskusja rozgorzała w Izbie Reprezentantów. Przedstawiciel republikanów oznajmił, że jego koledzy porozumienia wypracowanego w izbie wyższej nie akceptują.

Zestaw ustaw pozwalający uniknąć klifu fiskalnego został przegłosowany przez Senat w nocy z poniedziałku na wtorek. Inaczej stare prawa dotyczące podatków i wydatków państwa by wygasły i automatycznie doprowadziłoby to do radykalnego podniesienia obciążeń fiskalnych obywateli, oraz równie ostrego obcięcia budżetu federalnego. Ekonomiści byli zdania, że doprowadziłoby to do kolejnej recesji. Powtórka z rozrywki Po przejściu pakietu ustaw przez Senat, sprawą zajmuje się teraz Izba Reprezentantów, gdzie większość mają republikanie. Kluczowe znaczenie ma teraz szybkość działania izby niższej. Biały Dom naciska, aby przyjąć ustawy jeszcze we wtorek, aby uniknąć załamania na giełdach, które po Nowym Roku otwierają się dopiero w środę. Republikanie oznajmili jednak późnym popołudniem, że nie podjęli jeszcze decyzji, kiedy będzie głosowanie. Kilka godzin później ich przywódca oznajmił, że reprezentanci Partii Republikańskiej w Izbie Reprezentantów w ogóle porozumienia z Senatu nie akceptują. - Poszukujemy sposobu na poradzenie sobie z rozwiązaniem kwestii klifu fiskalnego wypracowanym w Senacie - powiedział Eric Cantor, szef republikanów w Izbie Reprezentantów.

Już wcześniej skrajni reprezentanci obu partii krytykowali "zgniły kompromis" uzgodniony w Senacie. Republikanie są niezadowoleni z podwyżek podatków, ponieważ odrzucają jakiekolwiek, a demokraci są przekonani, że zbyt daleko ustąpiono przed żądaniami przeciwników. Do przekonywania demokratów ruszył wiceprezydent Joe Biden, który po południu spotkał się z przywódcami członków swojej partii zasiadających w Izbie Reprezentantów. "Zgniły kompromis" Porozumienie osiągnięte w Senacie zakłada miedzy innymi utrzymanie ulg podatkowych dla klasy średniej i wzrost podatków dla osób o najwyższych dochodach, zarabiających ponad 400 tysięcy dolarów rocznie. Dla części zwolenników demokratów to niedopuszczalne ustępstwo. Przed wyborami Obama zapowiadał, że żadne ulgi dla najbogatszych wprowadzone za prezydentury G.W. Busha się nie ostaną. W amerykańskich mediach pojawiło się wiele artykułów mówiących o klęsce negocjacyjnej prezydenta. W zamian demokraci obronili poziom budżetu federalnego, pochłanianego głównie przez opiekę socjalną. Republikanie liczyli na znaczne cięcia w wydatkach, ale ich nie uzyskali.

Autor: mk//gak / Źródło: Reuters