Indyjska policja aresztowała mężczyznę, który jest podejrzany o współudział w porwaniu, gwałcie i torturowaniu pięcioletniej dziewczynki w New Delhi. Brutalne przestępstwo wywołało gwałtowną dyskusję w indyjskim parlamencie, który musiał dwukrotnie przerywać obrady.
Kilkaset osób protestowało przed siedzibą policji w stolicy Indii, Delhi, dokąd ma zostać przewieziony mężczyzna podejrzany o zgwałcenie pięcioletniej dziewczynki i znęcanie się nad nią. To kolejny przypadek przemocy seksualnej wobec kobiet w Indiach.
Obrońcy praw muzułmanek alarmują, że choć "kontraktowe małżeństwa" są w Indiach nielegalne i zakazane w islamie, to ich liczba ciągle wzrasta. Głównym ośrodkiem tego procederu stał się Hajdarabad w południowych Indiach, gdzie bogaci goście z Afryki i Bliskiego Wschodu wykorzystują biedę muzułmańskich rodzin - pisze "The Daily Telegraph".
W ciągu trzech miesięcy w Indiach aż o 25 proc. spadła liczba zagranicznych turystów - wynika z badań przeprowadzonych przez Indyjskie Stowarzyszenie Izb Handlowych i Przemysłowych (ASSOCHAM). Spadek przyjazdów wynika z rosnących obaw po serii gwałtów, napaści seksualnych i morderstw kobiet.
Kierowca nocnego autobusu z New Delhi, w którym doszło do brutalnego gwałtu 23-letniej studentki, popełnił samobójstwo - poinformowała agencja Reutera powołując się na słowa jego obrońcy. Rama Singha znaleziono powieszonego na więziennej kracie, w celi pełnej innych więźniów, jednej z najlepiej strzeżonych w więzieniu. Sprawa gwałtu wywołała na przełomie roku wrzenie w Indiach i falę protestów przeciw przemocy wobec kobiet.
Pięciu mężczyzn oskarżonych o brutalne zgwałcenie i spowodowanie śmierci studentki w stolicy Indii, Delhi, na rozprawie w sobotę nie przyznało się do winy - poinformował prawnik jednego z domniemanych sprawców. Grozi im kara śmierci przez powieszenie.
Mieszkanki Bombaju dostaną od rządzącej miastem partii noże do samoobrony. To reakcja na brutalny gwałt w Delhi, który w zeszłym miesiącu wywołał powszechne oburzenie i falę protestów w całym kraju.
W Delhi rozpoczął się za zamkniętymi drzwiami w trybie przyspieszonym proces pięciu mężczyzn oskarżonych o zbiorowy gwałt na 23-letniej studentce, która zmarła w wyniku obrażeń. Sprawa odbiła się w Indiach szerokim echem.
Prokuratorzy z New Delhi twierdzą, że dowody, które mają, będą wystarczające, by skazać sześciu mężczyzn oskarżonych o głośny gwałt na 23-letniej studentce. Sprawa wywołała ogromne poruszenie w Indiach. Obrona zapowiada walkę o uniewinnienie swoich klientów.
Na ulice indyjskiego miasta Vasco da Gama wyszły tysiące ludzi. Domagali się ukarania sprawcy gwałtu na 7-latce. Dziewczynka została zaatakowana w poniedziałek w szkolnej toalecie.
W Indiach doszło do kolejnego brutalnego gwałtu zbiorowego na kobiecie. Sprawa szybko stała się głośna na cały kraj. Między innymi dlatego, że jej przebieg bardzo przypomina podobny tragiczny przypadek z New Delhi, który wywołał masowe protesty.
Trzech z sześciu mężczyzn oskarżonych o brutalny gwałt i śmiertelne skatowanie 23-letniej indyjskiej studentki nie przyznało się do winy. Wszyscy chcą stanąć przed sądem.
Dotychczas anonimowa 23-letnia studentka, brutalnie zgwałcona i pobita w autobusie w New Delhi, nazywała się Jyoti Singh Pandey. Dane kobiety, która zmarła dwa tygodnie po napaści, ujawnił jej ojciec. - To doda odwagi innym kobietom, które przeżyły podobne ataki - stwierdził mężczyzna.
Sześciu mężczyzn oskarżonych o zbiorowy gwałt i morderstwo studentki w New Delhi po raz pierwszy stanęło przed sądem. Mają usłyszeć formalne zarzuty, za które grozi im kara śmierci. Mężczyźni mają problem z obroną, bowiem nie chce się jej podjąć żaden prawnik.
- Leżała na ulicy, naga i we krwi. Przez godzinę przechodnie ją mijali, nikt nam nie pomógł - powiedział w telewizyjnym wywiadzie przyjaciel indyjskiej studentki, zgwałconej dwa tygodnie temu w Delhi. Mężczyzna wtedy jechał z nią autobusem. Dziewczyna zmarła dwa tygodnie po gwałcie. On sam został pobity do nieprzytomności.
Policja w stanie Hariana w północnych Indiach, po trwających od połowy grudnia protestach ulicznych będących wynikiem zbiorowego gwałtu na studentce, opublikowała w piątek dane 2,5 tys. mężczyzn skazanych za przestępstwa seksualne. Głos zabrał też ojciec zmarłej w wyniku odniesionych obrażeń 23-latki, który zażądał kary śmierci dla jej gwałcicieli.
Pięciu mężczyzn zostało formalnie oskarżonych przed sądem w Delhi o udział w zbiorowym zgwałceniu i zabójstwie indyjskiej studentki fizjoterapii. Jej los wywołał masowe oburzenie na niezdolność władz Indii do przeciwdziałania przemocy wobec kobiet.
Pięciu sprawców gwałtu i pobicia 23-letniej studentki w Indiach, stanie w czwartek przed sądem w pierwszym dniu procesu w sprawie, która wstrząsnęła całym krajem. Grożą im kary śmierci. W więzieniu może się też znaleźć kierowca nocnego autobusu, w którym doszło do gwałtu, bo policja twierdzi, że próbował przejechać wyrzuconą na ulicę studentkę. Ta zmarła w miniony weekend.
23-letnia Hinduska, ofiara zbiorowego gwałtu, która zmarła w szpitalu w Singapurze w piątkową noc, została przewieziona do Indii i pochowana o świcie w niedzielę. Na lotnisku trumnę z ciałem kobiety witali m.in. premier Indii oraz Sonia Gandhi, liderka rządzącej Partii Kongresu.
Setki mieszkańców stolicy Indii, Delhi, wyszły w sobotę na ulice miasta, by oddać hołd zmarłej studentce, ofierze gwałtu zbiorowego, wyrazić solidarność z jej rodziną i wywrzeć nacisk na rząd, by ostrzej reagował na przestępstwa wobec kobiet.