Premium

"Czy wspominała pani komuś, że lubi jeździć ze znaczną prędkością?"

Zdjęcie: Lech Marcinczak, tvnwarszawa.pl

- Do dziś nie jestem w stanie wyjaśnić sobie, czy komukolwiek innemu, dlaczego wsiadłam po alkoholu do samochodu. Myślę o tym każdego dnia i nie znajduję żadnego uzasadnienia - mówiła w czwartek przed sądem Aleksandra K. Kobieta jest oskarżona o spowodowanie śmiertelnego wypadku na warszawskim Muranowie. 

Po wypadku, jak mówiła, usiadła przy swoim aucie i odpaliła papierosa. Na środkowym pasie alei Jana Pawła II, tuż przy skrzyżowaniu z ulicą Stawki, stała biała skoda bez rysy. Obok uszkodzone audi, które jeszcze chwilę wcześniej prowadziła. Miało rozbity przód. Wybuchły wszystkie poduszki powietrzne. Przed nim stał czerwony volkswagen. Obrócony w kierunku przeciwnym do tego, w którym jechał. Tyłu auta praktycznie nie było. Zostało zmiażdżone.

Oskarżona: - W tym momencie nie wiedziałam, jaki był przebieg wypadku. Widząc rozbite samochody, założyłam, że kierowca volkswagena chciał na skrzyżowaniu skręcić w lewo. Nie brałam wtedy pod uwagę, że uderzyłam w stojący na czerwonym świetle samochód.

Kobieta stanęła w czwartek przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia. Śledczy zarzucają jej, że, spowodowała śmiertelny wypadek na Muranowie. Według nich, będąc pod wpływem alkoholu (dwa promile), wjechała w stojący na czerwonym świetle samochód. W trakcie jazdy, jak ocenili biegli, licznik jej auta mógł pokazywać nawet 180 km/h. Czyli trzy razy więcej niż pozwalały na to przepisy. Chwilę przed wypadkiem wyszła z klubu.

Obrońca oskarżonej chciał, żeby rozprawa toczyła się za zamkniętymi drzwiami. Tłumaczył to faktem, że "sprawa jest medialna". Jednak zarówno prokuratura, jak i pełnomocnik bliskich zmarłego sprzeciwili się temu. - Warszawiacy mają prawo wiedzieć, jak ta bulwersująca sprawa się skończy - mówił mec. Mateusz Nowicki.

Sąd wniosek oddalił.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam