Premium

"Rekordowa", "galopująca", "jak tsunami". Inflacja wyniosła "paragony grozy" na nowy poziom. I pojawiły się dublony

Zdjęcie: Wojciech Wrzesien / Shutterstock

Kobiety mogą odczuwać inflację inaczej niż mężczyźni, młodzi inaczej niż starzy. Niby dotyka wszystkich, ale jednak nie wszystkich tak samo. Jest bolesna, ale niektórzy wciąż potrafią się z niej śmiać - jak im się to udaje?

POLSKI NIEZŁOTY. ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY TEGO WYDANIA MAGAZYNU TVN24 >>>

Znajomy Marcina zajmuje się handlem kawą. To było rok temu, gdy w czasie koleżeńskiej rozmowy opowiedział mu o tym, jak zmieniające się ceny produktu wpływają na jego życie. - Mówił, jaki stres wiąże się z tym, że musi podnosić ceny - opowiada Marcin. - Miał stałe, wypracowane relacje z klientami, głównie kawiarniami. Długo zastanawiał się, jak im powiedzieć, że kawa musi być droższa. Bo czy podnieść cenę od razu o większą kwotę, czy podnosić ją regularnie o mniejsze sumy? To oczywiście był problem ekonomiczny, ale też społeczny, bo dotyczył relacji między ludźmi. Nie tylko klientami, ale też wspólnikiem. A problemy międzyludzkie bardzo Marcina interesują, bo jest socjologiem.

Dr Marcin Serafin pracuje w Instytucie Socjologii i Filozofii PAN, pokój dzieli z inną socjolożką dr hab. Martą Olcoń-Kubicką. Oboje zajmują się pieniędzmi w życiu codziennym. 

- Gdy Marcin opowiadał mi o swoim znajomym i jego kawie, inflacja była na zdecydowanie niższym poziomie. Gdy zaczęliśmy się jej badawczo przyglądać, wynosiła około pięciu procent. A my zastanawialiśmy się, czy ludzie już rzeczywiście ją odczuwają i w związku z rosnącymi cenami podejmują jakieś konsumenckie decyzje, czy raczej bardziej o niej słyszą i zaczynają się bać - mówi Marta. 

Inflacja - październik 2022PAP

Zaczęli analizować programy telewizyjne, artykuły prasowe, fora internetowe, media społecznościowe. Wspomagała ich w tym kulturoznawczyni Marlena Rycombel, doktorantka z Uniwersytetu Warszawskiego.

- Śledziliśmy język, w którym pisze i mówi się o inflacji - opowiada Olcoń-Kubicka. - Zaczęliśmy robić listę tego, z czym inflacja się wiąże. Okazało się, że inflacja często utożsamiana była z jakimś żywiołem, który trudno okiełznać: pożarem, który trawi, powodzią, która nas zalewa. Jakimiś tsunami, trzęsieniami ziemi, potworami, które pożerają nasze pieniądze.

- Inflacja wynosiła wtedy 5,8 procent! A media już używały bardzo drastycznego języka do jej opisywania - zauważa Serafin.

Olcoń-Kubicka: - Była opisywana jako galopująca, rekordowa, wstrząsająca.

- Jest coś takiego w inflacji, że ona już na kilkuprocentowym poziomie rodzi różne lęki społeczne związane z wyobrażeniem sobie przyszłości, tego, jak sytuacja się rozwinie. Ten język staje się bardzo mocny i zaczyna się wydawać, że nie może już w stanie bardziej eskalować czy zaskakiwać - wskazuje Serafin.

A jednak! Pamiętacie "paragony grozy"? Inflacja pchnęła je na zupełnie nowy poziom, a nasi badacze skrupulatnie to odnotowywali.

"Paragony grozy" już tu są!

Zaglądam do Obserwatorium Językowego Uniwersytetu Warszawskiego. Językoznawczyni prof. Katarzyna Kłosińska tłumaczy tam, że "paragonem grozy" niektórzy ludzie nazywają dowód zakupu czegoś wskazujący na to, że jest to bardzo drogie. I fachowo dodaje: "Wyrażenie nieco ekspresywne i wartościujące negatywnie".

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam