Przyjechała z mężem do Polski, żeby zaczął życie od nowa. Po kilku miesiącach podczas pracy w maglu w Luboniu (woj. wielkopolskie) straciła rękę. Winą za wypadek prokuratura obarczyła pracodawcę kobiety. Poznański sąd okręgowy właśnie wydał w tej sprawie prawomocny wyrok.
Alona Romanenko (zgodziła się na publikowanie pełnego nazwiska) pochodzi z Ukrainy. Do Polski przyjechała w lipcu 2017 roku. Wówczas przez dwa miesiące pracowała jako kelnerka. Potem wróciła do Ukrainy, ale postanowiła wrócić do Polski i zostać tu na dłużej. Kobieta wraz z mężem zaczęła szukać pracy. Ich uwagę przykuło ogłoszenie z pralni w podpoznańskim Luboniu. Alona rozpoczęła tam pracę 23 listopada 2017 roku.
W połowie grudnia doszło do tragicznego wypadku. Magiel, przy którym pracowała kobieta, wciągnął jej rękę. Dopiero po około 40 minutach rękę udało się wyciągnąć z maszyny, ale lekarze nie byli w stanie już jej uratować. Konieczna była amputacja.
Sprawą wypadku zajęła się poznańska prokuratura. Zarzuty przedstawiono pracodawcy kobiety. Roberta S. oskarżono o narażenie pracownicy na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a także o spowodowanie u kobiety trwałego kalectwa. Proces mężczyzny rozpoczął się w maju 2019 roku.
Jest prawomocny wyrok
W czerwcu 2021 roku sąd pierwszej instancji uznał Roberta S. winnym i skazał go na 10 miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na okres trzech lat. Sąd nałożył na mężczyznę także karę grzywny oraz obowiązek informowania sądu o przebiegu okresu próby. Robert S. został też zobowiązany zapłacić nawiązkę na rzecz Alony Romanenko w wysokości 40 tys. zł. Apelację od tego wyroku złożył zarówno obrońca oskarżonego, jak i prokurator.
W czwartek Sąd Okręgowy w Poznaniu - jako sąd drugiej instancji - wydał prawomocny wyrok w tej sprawie. Sąd zmienił kwalifikację prawną czynu zarzucanego oskarżonemu z art. 220 par. 1 kk (Narażenie życia albo zdrowia pracownika), na art. 160 par. 1 (Narażenie człowieka na niebezpieczeństwo), oraz art. 156 par. 1 punkt 2 i par. 2 kk (Ciężki uszczerbek na zdrowiu) - i wymierzył oskarżonemu karę siedmiu miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres dwóch lat próby. Sąd podwyższył także kwotę nawiązki na rzecz pokrzywdzonej, orzeczonej przez sąd pierwszej instancji, do kwoty 80 tys. zł.
Sędzia Antoni Łuczak podkreślił w uzasadnieniu wyroku, że "niewątpliwie należy się zgodzić z sądem rejonowym co do przypisanych oskarżonemu zachowań, a w szczególności dopuszczenia pokrzywdzonej do pracy bez przeprowadzenia szkolenia z dziedziny bezpieczeństwa i higieny pracy i instrukcji stanowiskowej na stanowisku operatora tej maszyny do maglowania". Dodał, że jedyne instrukcje, jakie były, były w języku polskim, który pokrzywdzona rozumiała - jak wskazał sąd - jedynie w pewnym stopniu. Odnosząc się do zmiany kwalifikacji prawnej czynu, sędzia wskazał, że wynikała ona m.in. z rodzaju zawartej umowy między poszkodowaną a pracodawcą. Jak mówił, umowa ta "to była umowa zlecenia, a nie umowa o pracę - w tym zakresie też zapadły prawomocne rozstrzygnięcia sądu cywilnego, sądu pracy, które to stwierdzały". Sędzia dodał, że wydając wyrok, uwzględnił apelację prokuratora dotyczącą podwyższenia kwoty nawiązki na rzecz poszkodowanej. - Sąd uznał, że mając na uwadze okoliczności zdarzenia, niewątpliwie olbrzymie cierpienie z nim wiązane, ta nawiązka nie może być uznana za nadmierną. Wydaje się, że w pełni zasadne jest uwzględnienie w tym zakresie apelacji i orzeczenie w kwocie wnioskowanej 80 tysięcy złotych - podkreślił. Dodał, że konsekwencje tego zdarzenia "zmieniły całe życie pokrzywdzonej". Wyrok wydany w czwartek przez Sąd Okręgowy w Poznaniu jest już prawomocny.
"Cieszę się, że to się w końcu skończyło"
- Bardzo się cieszę, że to się w końcu skończyło. Nie mogę mówić, łzy same lecą do oczu; ile to kosztowało zdrowia, te cztery lata (…) Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali, kiedy było ciężko, pomagali mi; w szpitalu, z rehabilitacją – powiedziała po ogłoszeniu wyroku Alona Romanenko. Przyznała, że po wypadku odradzano jej zgłaszanie tej sprawy. - Na początku mówili, żebyśmy nie podawali tego do sądu, bo my przegramy, że on (pracodawca) ma dużo ludzi, prokuraturę, policję, że on ma dużo pieniędzy, że będzie wszystkim płacił, i ja nic nie wygram - mówiła. Kobieta ma już protezę ręki, jak mówiła, otrzymała na nią dofinansowanie. Obecnie nie pracuje, nie pozwala jej na to jeszcze stan zdrowia, nadal musi się także rehabilitować. Mąż kobiety podkreślił, że jest zadowolony z wyroku. Powiedział też, że jest wdzięczny państwu polskiemu, instytucjom za wsparcie żony po wypadku. - Chcemy tu zostać, wiemy, jak pracuje polskie prawo, że nic nie było ukryte - jak jest winny, to poniósł karę. Nie udało mu się pozamiatać tego, jak on tego chciał na początku - zaznaczył. Dodał, że pracodawca "do dziś ani razu nie przeprosił". Alona wraz z mężem nadal mieszkają w Polsce.
Źródło: PAP, TVN24